Untitled Part 44

4.6K 230 46
                                    

  Delikatnie wyjąłem nóż z tylnej kieszeni i popatrzyłem na niego krzywo. Nauczyłem się zabijać, ale nie potrafię rozrzynać martwych. Nigdy takie czegoś nie robiłem ani nie widziałem, żeby robili to inni.

Inni myślą, że samo zabijanie jest chore, ale nie! Zabijanie przy tym, co mam teraz robić to nic takiego!

Moja dłoń z każdą chwilą była coraz mokrzejsza. Zimne poty oblewały moje ciało.

-Feliks, czy ten klucz jest w brzuchu, głowie, czy gdzie ? -Zapytałem z obawą.

-Pod sercem. -Odpowiedział oschle, po czym dalej skierował swój zimny wzrok na baseny z trupami.

Przełknąłem głośno ślinę i skoczyłem do pierwszego basenu. Zimne ciała zaczęły dotykać mojego. Sztywne wyrazy twarzy i smród, który się unosił, przerażały mnie.

Chwyciłem jedno z ciał i podniosłem do góry. Był to wychudzony facet. Miał sztywne ręce i nogi. Jedynie jego klatka piersiowa była cieplejsza. Oparłem go o ścianę i szybkim ruchem przeciąłem jego mostek. Jego kości były słabe i kruche, dzięki temu szybki uporałem się z żebrami. Jego mięsień zwany sercem nie bił. Był koloru fioletowego, a może niebieskiego. Nie jestem w stanie teraz go określić. Odciąłem dwie komory serca i pozbyłem się jednego przedsionka. Tętnica płucna była zatamowana, dlatego z jej przecięciem długo się męczyłem. Energicznym pociągnięciem wyrwałem ostatnią część serca i nic nie zobaczyłem. Pod sercem była pustka. Rzuciłem ciało na bok.

Już lekko zrezygnowany chwyciłem kolejne z ciał, które leżała na samym spodzie. Złapałem za jego zimny kark i wyciągnąłem go spod ciał innych. Ten osobnik miał nieco więcej masy niż jego poprzednik. Był strasznie wysoki, a jego włosy na głowie zaczęły odrastać. Niestety on już nie żył. Każda z twarzy była taka sama. Kamienna i kremowa. Nic nie wyrażały ani bólu, ani strachu. Tylko obojętność.

Przyparłem zwłoki do tej samej ściany basenu i ponownie chwyciłem nóż, rozcinając klatkę piersiową. Mocnym uderzeniem pozbyłem się drobnych żeber. Lewą dłonią złapałem za serce i wyciągnąłem je.
Moim oczom ponownie ukazała się pustka. Nic.

Usiadłem pomiędzy trupami i zacząłem intensywnie myśleć.

-Przecież ten klucz musiał się jakoś w tej klatce znaleźć? Feliks musiał go tam umieścić. Czyli rozciął mu klatkę piersiową! Pozbył się żeber! Tak! -Zacząłem sam do siebie mówić.

Podniosłem się, przy czym zmiażdżyłem komuś twarz. Zacząłem łapać zwłoki po zwłokach. 

Przyglądałem się im dokładnie. Ich klatki piersiowe, pachy, plecy były czyste.

Spędziłem tu ponad 3 godziny. Nie mam siły, a smród doprowadza mnie do omdleń. Nienawidzę tego miejsca. Zabije się.

Trafiłem do przedostatniego basenu. Ciała w nim wyglądały tak, jak wszystkie. Nie różniły się niczym.

Chociaż...

Ten chłopak ma mięśnie, ma dość postawne ciało, tatuaż na piersi. To ten marynarz ? Gdy tu przyszedłem, on jeszcze chyba żył. Podbiegłem do niego, miażdżąc przy tym inne czaszki. Jego ciało nie było zimne, ale nie było też ciepłe. Jego klatka piersiowa była zapadnięta.

Czułem, że to ten. Chwyciłem nóż, na którym była jeszcze skrzepnięta krew. Wytarłem ją o pobliskie ciała.

Nie zważając już na nic, przeciąłem jego klatkę piersiową, gdzie był tatuaż. Nie było żeber! To musi być on.

Łapczywie zacząłem grzebać w jego wnętrzu. Szybko odnalazłem ciepłe niebijące serca. Nawet szczególnie nie przywiązałem do tego uwagi, po prostu złapałem je i siłą moich mięśni wyciągnąłem.
W moim oku zaiskrzyło coś. Za sercem błyszczał metalowy przedmiot. Prawą ręką wyciągnąłem go i ujrzałem złoty klucz, na którym widniał mały napis „Gotowe. To koniec." Uśmiechnąłem się i zszedłem z martwego człowieka. Wyszedłem z basenu i pobiegłem w stronę kamiennych schodów. Szybko znalazłem się na górze. Było cicho, nawet bardzo cicho.

Byłem przekonany, że Feliks wrócił do domu, więc uczyniłem dokładnie to samo. Otworzywszy drzwi, ujrzałem ciemną noc. Myślałem, że spotka mnie dzień, no cóż. Zamknąłem za sobą metalową rzecz i pobiegłem w stronę domu. Oczywiście drogę znałem na pamięć.

Biegnąc pomiędzy drzewami, krzakami i całym tym buszem, czułem na sobie czyjś wzrok. Obracałem się kilkakrotnie, ale nic nie zauważałem. To było dziwne. Droga trwała wieczność, pomimo że jestem dobrym biegaczem, zmęczyłem się.

Postanowiłem chwilę się przejść i złapać na spokojnie oddech. Z daleka widziałem światła z domu. Góra jego była cała oświetlona. Cieszyłem się, że jeszcze nie śpią.

Niestety ten strach przed osobą trzecią nie dawał mi spokoju. Depcząc gałązki i liście, przechodził mnie dreszcz. Wiedziałem, że nikogo tu nie ma, ale bałem się. Cholera, bałem się.

Po chwili stałem centralnie przed domem na tarasie. Było cicho i spokojnie.

Nabrałem do swoich płuc powietrza i poszedłem w stronę drzwi. Otworzywszy je, poczułem niesamowity zapach. Totalnie inny niż w tych basenach. Dobiegał z kuchni.

-Ej ferajna, wróciłem ! -Krzyknąłem za nim, znalazłem się przy garach.

Zacząłem pałaszować bigos. Wszyscy zlecieli się na dół i zaczęli się przyglądać.

Gdy spojrzałem się na twarz Aldony, jedzenie w moim przełyku stanęło. Wyglądała niesamowicie, wyglądała lepiej niż to jedzenie. Dopiero po chwili zorientowałem się, że nie mogę oddychać, bo bigos zapchał mnie zaczął kurczowo zginać się.

Poczułem zimne ręce na moim brzuchu. Był to Feliks, który uratował mnie od uduszenia bigosem. Podziękowałem mu i podarował znaleziony klucz.

-Brawo, choć myślałem, że od razu wpadniesz na tego trupa. Ważne, że znalazłeś, a teraz idź spać, bo zapewne jesteś zmęczony. -Powiedział, po czym poklepał mnie po ramieniu.

Uśmiechnąłem się i odszedłem od stołu. Reszta nie spuszczała ze mnie wzroku. Jakbym coś złego zrobił.

Wszedłem do mojego ciepłego, pachnącego pokoju i zatopiłem swoje ciało w ciepłej kołdrze. Wtuliłem się i usnąłem.

Najpiękniejsza ŚMIERĆDonde viven las historias. Descúbrelo ahora