Untitled Part 36

4.7K 238 27
                                    

Dzień pierwszy. -Krematorium.

Czułem, że nie jestem sam w tym budynku. Na pewno są tu dusze innych, bo przecież to krematorium. Skręciłem w drzwi na prawo.
Moim oczom ukazała się wielka, żelazna rzecz. Przypominała stalowe pudło. Na chwilę zawahałem się. Po bokach stały półki, a na nich słoiki. Nie rozumiałem, po co one tu były ?
Wszędzie pełno pajęczyn i kurzu. Powolnym krokiem podszedłem do pierwszej pułki. Na słoikach były dziwne karteczki, niestety przez kurz zawarty w pojemnikach nie mogłem odczytać.
Wziąłem jeden z nich i potrząsnąłem. Poczułem od razu zimny powiew. Gwałtownym ruchem odwróciłem się, żeby sprawdzić, czy kogoś nie ma. Na szczęście za moimi plecami nic oprócz pajęczyn, nie znalazłem.
Ponowie skierowałem swoją uwagę na słoik. Z trudem odkręciłem go. Zobaczyłem dużą ilość dymu i kurzu. Zawartość pojemnika wysypała się i znikła. Nie widziałem nic przez pewien czas. Chrząkałem i kasłałem. Wymachiwałem rękoma, aby oddalić unoszący się kurz.
Po krótkich zmaganiach znów poczułem na swoich plecach coś zimnego. Tym razem to nie był zwykły powiew, ale czyjaś dłoń. Czułem dokładnie jak kościste palce przejeżdżają po moim kręgosłupie. Byłem tym faktem sparaliżowany, dopiero kiedy oprzytomniałem, gwałtownie się odwróciłem. Tak, jak myślałem, nic za mną nie było.
Wokół mnie nie unosił się dym i kurz. W ręku nadal miałem ten cholerny słoik. Spojrzałem na plakietkę do niego przyklejoną.
„Mutant Ksekse"
Ostatni wyraz przemówiłem ze złamanym głosem. Czyżbym wypuścił najgroźniejszego ducha !?
Bez zawahania się chwyciłem wolną ręką do torby. Wyjąłem białą fiolkę.
-Buf, cyt, buf.
Usłyszałem dziwne dźwięki. Sztywnymi palcami okręciłem fiolkę. Wiem, że działa przez 71 godzin. Muszę wytrzymać jeszcze 30 minut, żeby potem spokojnie tu przebywać.
-Buf, szaka, buf, zmara, buf, buf.
Usłyszałem ponownie dźwięki, niestety były one coraz bliżej. Obróciłem się na pięcie, w stronę żelaznej rzeczy. Zobaczyłem przed nią garść pyłu, która wiruje. Formuje się w jakąś postać.
Pył utworzył coś na postać człowieka. Miał może 190 cm wzrostu. Wielki łeb, przypominający byka. Duże umięśnione ręce i obwisły brzuch. Twarz potwora, cały czas ulegała zmianie. Tam pył, był w ciągłym ruchu. Można było uchwycić, że postać ma groźną minę.
Nie zorientowałem się, nawet kiedy pył zaczął do mnie wirować. Nie myśląc, chwyciłem białą fiolkę, która była już otwarta. Jednym sprawnym ruchem, wysypałem na siebie zawartość. Odetchnąłem z ulgą, kiedy pył zniknął.
Uświadomiłem sobie, że zrobiłem to w 59 minucie, bycia tu. Oznaczało to, że zobaczę potwora jeszcze przez minutę. Na tę myśl, włosy stanęły mi dęba.
Postanowiłem opuścić to pomieszczenie. Nie chciałem, więcej ryzykować. Bałem się, że stłucze słoik i przy tym uwolnię następnego ducha.
Wszedłem na piętro.
Schody wydawały się skomleć, pod moim ciężarem.
Gdy dotarłem na miejsce, rozejrzałem się.
Ściany tu były koloru białego i szarego. Poobdzierane tapety leżały na ziemi. Po lewej stronie były trzy pary drzwi, a po prawej tylko dwie.
Mozolnymi ruchami doszedłem do pierwszych drzwi na prawo. Zamknąłem oczy i pociągnąłem za klamkę. Złapałem szybki oddech i otworzyłem oczy.
Zobaczyłem niebieskie pomieszczenie, z którego ociekały białe plamy. Po bokach stały dwa łóżka. Na środku było okno, na którym nie było żadnych zasłon ani firanek. Podłoga była czarna.
Rozejrzałem się jeszcze raz po korytarzu i po pokoju.
Wszedłem pełen obaw. Delikatnie usiadałem na łóżku i poczułem się bardzo senny.
-Może, gdy usnę, to żadne duchy nic mi nie zrobią ? -Powiedziałem, przecierając oczy.
Od razu mój mózg pozwolił mi na sen. Nawet nie jestem pewien, ile spałem, bo obudziły mnie jęki, ryki i szmery.
Zerwałem się z łóżka i oczywiście nic nie zobaczyłem.
Nadal w mojej głowie słyszałem szlochy i jęki, co bardzo mnie drażniło. Nie chciałem, przez takie coś, zużywać fiolek.
Ponownie położyłem się, kładąc na głowę poduszkę. Trochę pomogło, bo wszystkie dźwięki były otumanione.
Co chwilę czułem zimne powiewy, ale przecież nie było żadnego przeciągu ?
Znowu jakieś duchy, czy tym razem moja wyobraźnia ?
Potem było już tylko lepiej, usnąłem. Spałem chyba długo, bo budząc się, był zachód słońca. To znaczy, że przetrwałem cały dzień. Przede mną jeszcze dwa dni i trzy noce.
Noc, stosunkowo do dnia była nudna. Chodziłem po budynku i rozglądałem się. Znalazłem jedno laboratorium, drugie pomieszczenie ze słoikami. Dwa pokoje, w których były miękkie łózka. Pokój, w którym było pełno map i dat. Strych był całkowicie pusty i niewarty uwagi. Reszta pokoi była pozamykana, nawet nie trudziłem się ich otworzyć. Ominąłem tylko piwnicę. Może zrobiłem to ze strachu ? Sam, nie wiem.
Tak właśnie minął mi pierwszy dzień w krematorium.

Najpiękniejsza ŚMIERĆWhere stories live. Discover now