Rozdział 6 Estra Nomisa

364 16 1
                                    

Już kilka metrów przed wielkimi dwu frontowymi drzwiami słuchać było muzykę i rozmowy dochodzące z sali balowej. Tuż przed nimi wrota otworzyły się, a para dostrzegła pięknie wystrojoną salę.
Z sufitu zwisały błyszczące sople lodu, a między nimi latały niewielkie białe lampiony, których światło odbijało sie w lodzie i oświetlało salę. Parkiet zapełniony był parami, inni rozmawiali pogodnie, chwalili wzajemnie i popijali poncz przy stole z zakąskami. Mar uśmiechnęła się widząc ten widok, przywiódł jej na myśl kilkaset przeżytych przez nią bali. Matt wyciągnął dziewczynę na parkiet, zaczęli tańczyć razem z innymi parami.
Tak mijały sekundy, minuty, godziny, Mar bawiła się wspaniale, chociaż na chwilę z jej głowy wyleciały myśli o Pierwszym i Airin. Co po chwila tańcząc z Mattem, rozmawiając, czy po prostu błądząc z nim przy boku. Niestety ze smutkiem coraz bardziej była pewna jakie uczucie kierowało Mattem, lecz ona sama stwierdziła, że musi zachować zdrowy rozsądek. Oraz, że nie odwzajemnia tego co on...
Gdy doszła jedenasta uśmiechnęła się delikatnie do Matta i pociągnęła go delikatnie w kierunku ogrodu.
- Przejdźmy się.- powiedziała patrząc mu w oczy. Chłopak ruszył za nią.
Mar przez cały wieczór widziała jak chłopak na nią patrzył. Zastanawiając się dokładnie dobierając słowa stanęła pod drzewem. Chłopak stanął przy niej i chwycił jej dłoń, Mar odruchowo wyciągnęła rękę z jego uścisku.
- Matt ty ... to znaczy my ... to nie ma przyszłości. I co kolwiek do mnie czujesz... zapomnij o tym. - zaczęła smutno. Chłopak spojrzał na nią.
- Co? Dlaczego? - spytał.
- Jestem dla ciebie za stara, mam zbyt wielu wrogów. Nie chcę cię wplątywać w żadne konflikty. -zaczęła się tłumaczyć i spuściła głowę. Nie chciała widzieć bólu w jego oczach, rozczarowania i głębokiego żalu. Gdy jednak na niego spojrzała on zacisnął wargi i zrobił krok w jej kierunku.
- Twój wiek nie ma dla mnie znaczenia, wrogowie też! Wszędzie pójdę za tobą... - powiedział i podniósł jej podbródek by móc spojrzeć jej w oczy. - Żadne przeciwieństwa nie zmienią tego co do ciebie czuję.
Mary pokręciła głową z rezygnacją.
Ale Matt... ja... ty jesteś dla mnie tylko przyjacielem! I niech tak pozostanie.. - powiedziała.

***
Od samego początku Airin wyczuwała, że coś jest nie tak.
Szła z Mardenem i Sethem powoli, tą samą ulicą co zawsze. Seth wyciągnięty miał przed siebie miecz, Marden natomiast po prostu rozglądał się z zaciśniętymi dłońmi na lasce ze srebrną główką. Gdy na horyzoncie pojawił się samotny żołnierz wszyscy w troje spięli mięśnie i czekali, aż się zbliży. Gdy podszedł, uśmiechnął się szeroko.

-Na co wam ta broń.- syknął. Airin poczuła jak na jej szyi zaciskają się jakieś dłonie, stłumiła krzyk, nie widziała już Mardena i Setha. Zaczęła się szamotać, w pewnym momencie podniosła dłoń i odszukała twarz swojego napastnika, wymruczała coś pod nosem, żołnierz za nią syknął z bólu i chwycił się za oparzone policzki, dziewczyna byłą wolna. Możliwe, że nie całkiem świadomie wysłała sygnał Mary, natarła na zbliżającego się żołnierza wyciągającego miecz. Mar! wykrzyknęła w myślach Gdzie jesteś?

***

Czarnowłosa wyczekiwała na reakcję Matta. Przyglądając się mu widziała zmieniające się na jego twarzy emocję, poprzez irytację, ból, wstyd, aż do głębokiego i nieodwrotnego smutku.
Nagle poczuła coś, dziwne ukłucie w okolicach serca, cudze uczucia, które wtargnęły do jej umysłu. Zszokowana otępiała.
- Mary? - przestraszył się Matt. - Co się stało?
Dziewczyna spojrzała na niego, była naprawdę przerażona.
- Coś nie tak z Airin, muszę do niej iść!
- Nie myśl, że puszczę cie samą. Mogę ci się przydać!
- Nie dziś.- mruknęła i jak najszybciej teleportowała się do siostry. Ostatnim co widziała, był wściekły Matt.
To co zobaczyła, wytrąciło ją z równowagi. Airin i Marden walczyli z żołnierzami, którzy mieli wielką przewagę, Seth nie mógł uwolnić się od duszącego go przeciwnika. Zdenerwowana Mar wpośród fałd sukni wyciągnęła krótki miecz i natarła na nie przyjaciela. Mocnym ruchem pozbawiła dłoni żołnierza trzymającego Setha, a ten zatoczył koło jęcząc z bólu. Syn boga upadł na kolana łapiąc głośno powietrze.
Atak trwał, we czwórkę byli w zasadzce wroga, jednak walczyli zacięcie.
Mar uniknęła krytycznego ciosu ich dowódcy i dopiero wtedy rozpoznała kuzyna, Victora von Vithzuma.
-Victor?- spytała zdziwiona oczekując jego ruchu w pół przysiadzie. Mężczyzna oblizał wargi i machnął mieczem, dziewczyna sparowała jego cios klingą miecza.
- We własnej osobie.- sapnął odskakując od jej ostrza w bok. Z krzykiem ruszył ku niej, chwycił miecz w obie ręce i uniósł go w górę. Meredith już szykowała się by zatopić ostrze w jego nodze, jednak między nich wbiegł nagle szary wilk, warcząc na Victora stanął w groźnej postawie, odrzucił go. Mary zdziwiona spojrzała na zwierze.
- Matt?! - spytała zdziwiona. Wilk spojrzał na nią z ukosa i natychmiast warknął na leżącego Victora. Korzystając z tego, że nie może się pozbierać, chłopak pod postacią zwierzęcia pobiegł pomóc Airin. Mary zajęła się swoim kuzynem.
-To zabawne.- powiedział wstając.- My zawsze spotykamy się na polu bitwy. - przez jego ostrze przeszedł elektryzujący, blado-zielony błysk. Zwrócił on uwagę Mar, jednak nie straciła ona czujności .- Zmieniłaś się- sapnął Victor po chwili.
- Przebywanie w Silva Eli dwieście długich lat zmienia.- syknęła w odpowiedzi.
- Załatwmy to w końcu - powiedział. Mary natarła na niego z krzykiem, jednak on odparł jej atak.
- Ja też się zmieniłem- powiedział głośno śmiejąc się.
- To nic nie da.- powiedziała mocniej zaciskając dłoń na mieczu.- Nadal pozostajesz moim marnym kuzynem.- warknęła. Połączeni tańcem śmierci próbowali zadać sobie ciosy. Każde z nich potrafiło przewidzieć pchnięcie przeciwnika, znali się zbyt dobrze. W końcu Mary przystanęła, zdecydowała się na coś, czego nigdy nie zrobiła by podczas normalnej bitwy. Wezwała Starą Moc.
Na końcu jej dłoni zaczęła tworzyć się kula światła. Victor wpatrywał się z niekrytym zdziwieniem w oczach.
Airin współpracowała z Mattem, ale ten po chwili chciał odbiec do Mary, pomóc niej.
- Nie zgrywaj bohatera Matt.- powiedziała unikając ciosu.- Mar poradzi sobie, po prostu broń siebie.
Chłopak spojrzał najpierw na Airin. a potem na Meredith, nie wiedział co robić.
Meredith czułą jak ucieka z niej energia, kula była już wystarczająco duża by jej użyć. Cisnęła nią z całych sił w ścianę za Victorem, ta zawaliła się na niego.
Mężczyzna jęknął i opadł pod ciężarem gruzu.
- Pierwszy nie chce cie zabić!!! - krzyknął.- Ty i ja... jesteśmy do siebie podobni! Jeśli dołączysz do Pierwszego zrobisz lepiej wszystkim swoim bliskim...
Dziewczyna spuściła ramiona i rozejrzała się na pochłoniętych zaciekłą walką przyjaciół. Wiedziała, że utrata kontroli jest możliwa, i że już nie raz ginęły przez jej Głód Dusz całe wioski. Przecież ostatniego czasu walczyła ze sobą dzień w dzień...
   Victor skorzystał z okazji. Dźwignął się ociężale i wyjął złoty sztylet, uniósł go nad głowę, wziął głęboki oddech. Chwycił ją od tyłu w pasie i wbił ostrze w jej plecy. Jęknęła z bólu.
-Od teraz i na zawsze.- syknął jej do ucha i puścił, Mary bezwładnie opadła na ziemię.

Miasto Skazańców: Opór przeciwko ciemnościWhere stories live. Discover now