Rozdział 16 Arystokrackie kłamstwo

213 10 6
                                    

-... więc Pierwszy powiedział, że sam mam wypisać zaproszenia i dać je tym rodzinom.- zakończył swoją opowieść Sony, który czuł się nieswojo z myślą, że wszyscy buntownicy patrzą się na niego jak ciele na malowane wrota. Felicia, oparta o ścianę odezwała się:

- On chyba chce nam powiedzieć, że możemy przebrać się za zaproszonych i sami wejść na ten bal, uwolnić Equus.- wyjaśniła.

- Tak.- powiedział Sony.- Chociaż moja propozycja jest inna. Zaproszenia miały trafić do państwa Sterdix, Fleucusów, oraz starego Kleostyna. Piątka z was przebierze się za nich, za to prawdziwych arystokratów gdzieś przetrzymamy. Waszym zadaniem będzie pilnowanie, by żaden z gości nie opuścił sali balowej, a także zajmiecie Mardena. Ja otworzę wrota dla reszty Ruchu Oporu, wpuszczę ich do tuneli, uwolnimy Equus i przeniesiemy ją do kwatery.

- Wszystko pięknie.- westchnęła Airin.- Ale jak ominiemy straże na korytarzach i lochach?

- Oj, Ruda.- zaśmiał się Sony.- Większość z żołnierzy jest w tym zamku na siłę. Wystarczy odpowiednia zapłata.

-To może się udać.- powiedziała Mary i spojrzała na Antoniego, który do tej pory siedział cicho. -Co o tym sądzisz?

- Sens w tym jest.- oznajmił swoim melancholijnym tonem.- Wszystko się ze sobą zgrywa, wiec nic nie stoi na przeszkodzie. Możemy odbić Equus.

-W takim razie.- klasnęła w dłonie przywódczyni.- Musimy przetransportować tutaj prawdziwych arystokratów. Airin i Matt, weźmiecie ze sobą ludzi i zajmiecie się tym.- wydała rozkaz. Oboje skinęli głowami. Czarnowłosa zatarła ręce i uśmiechnęła się.

- Mamy trzy dni na przygotowanie. Sony, wypisz zaproszenia. Pobalujemy.

***

Mary usiadła na schodkach prowadzących do kamienicy, oplotła kolana rękoma i przyglądała się wszystkiemu wkoło. Widziała ludzi idących do ponurego zamczyska, kilku żołnierzy w szarych mundurach, wiele arystokracji. Domyśliła się, że Pierwszy przesiedlił swoich najgorliwszych wyznawców bliżej siebie i obdarzył ich majątkami, zastanawiała się jednak, dlaczego Ruch Oporu nadal stacjonował tak blisko wroga. Miała wrażenie, że przechodnie nie zdają sobie sprawy z obecności ich kamienicy na tej ulicy.

Usłyszała za sobą ciche skrzypniecie. Odwróciła się, a w drzwiach zobaczyła Violettę.

- Skądś wiedziałam, że tutaj będziesz.- zaświergotała i usiadła obok niej. Meredith westchnęła z uśmiechem, nastolatka dokładnie przyjrzała się jej twarzy.

- O czym myślisz?- spytała. Czarnowłosa spojrzała na nią, nie była pewna czy jej podopieczna będzie w stanie odpowiedzieć na pytanie.

- Dlaczego RO nadal jest w tej kamienicy, skoro Pierwszy jest tak blisko?

- Antonio majstrował coś z zaklęciami obronnymi.- zmarszczyła brwi.- Nie jestem pewna, ale chyba działają na zasadzie dobrych zamiarów. Tylko ten, kto ma dobre zamiary może nas zobaczyć. To jakaś stara magia.- wzruszyła ramionami.- Po za tym, jak to się mówi, najciemniej pod latarnią.

- I najbezpieczniej w paszczy lwa.- zgodziła się kiwając głową. Znowu wróciła do oglądania przechodni.- Kiedy ostatnio się widziałyśmy dopiero zaczynałaś szkolenie. Jak ci idzie?

- Cóż...- zaśmiała się.- Antonio nie ma do mnie cierpliwości. Najpierw nauczył mnie posługiwać się sztyletami, a gdy z obudzeniem magi nie poszło mu zbyt dobrze, zdenerwował się. Jestem felernym przypadkiem. Z czarownicy jest we mnie jakaś...

Miasto Skazańców: Opór przeciwko ciemnościWhere stories live. Discover now