Rozdział 19 Wyzwanie

157 9 3
                                    

-Wróciłaś...- po raz kolejny to usłyszała, nie wiedziała już co odpowiedzieć. Tak wiele myśli kłębiło się w jej głowie, że nie potrafiła wyciągnąć jednej i przekazać ją słowami. Było zbyt pięknie.

  Odwiązali jej ręce i nogi, a ona mogła wstać. Mogła wyprostować kości, przeciągnąć się, wziąć głęboki oddech.

Pierwszą twarz, jaką zobaczyła, był nieznajomy przedwieczny. Poznała jego rasę, tylko oni mieli tak czyste, jasno określone emocje. Byli na swój sposób prości, ale też zawili.

Później oślepił ją blask pomieszanych aur dwóch sióstr. Wydawało jej się dziwne, że skoro są spokrewnione, ich aury nie maja nic wspólnego. Jedna kompletnie biała, druga kłębiła w sobie odcienie srebra i czerni.

  To wszytko było dziwne. Nie przypominała sobie takich odczuć przed pojmaniem. Marden musiał w niej coś poprzestawiać. Tylko co...

Marden. Zemsta. Gniew. Krew.

  Meredith była bliska płaczu, jednak powstrzymywała się. Podeszła do Equus, cała drżała ze wzruszenia. Oto na jej oczach więźniarka powstała i rozglądała się z dziwną dumą. Była zwyciężczynią, pokonała granice pamięci.

- Equus?- powiedziała po chwili, gdy już każdy nacieszył swój wzrok jej postawą.- Czy wiesz, kim jesteśmy?

Oczy Czerwonej skierowały się na nią, chwilę świdrowały ją i stojącą obok Airin. Potem kąciki jej ust uniosły się, twarz rozpromieniła.

-Tak.- odpowiedziała z namaszczeniem.- Wiem!

 Chwilę trwało, zanim te słowa dotarły do wszystkich. Potem obecni ruszyli jak jeden mąż do niej, każdy chciał objąć ją choć przez chwilę. Nawet Antonio nie szczędził wesołych słów. Equus kręciła się, jakby chciała objąć ich wszystkich wzrokiem.

  Następnego dnia Czerwona siedziała z Mary w ogrodzie. Maj dopiero się rozpoczynał, słońce grzało w plecy. Dziewczyny pogrążone w rozmowie śledziły wzrokiem trasę chmur po niebie.

Ogród był bardzo zapuszczonym miejscem. Rebelianci nawet nie próbowali doprowadzić go do ładu, każdy mur porósł bluszcz zmieszany z krzewami róż. Bez zakwitł gdzieś koło starego mostu, który stał nad wgłębieniem, gdzie pewnie dawniej była sadzawka.

-Więc żywisz się teraz...

- Emocjami.- dokończyła Equus śledząc wzrokiem pędzącą przed nimi muchę.-A także wspomnieniami i myślami. Całym człowieczeństwem.

Meredith na chwilę zamilkła i spuściła wzrok. Nie wiedziała, czy żywienie się człowieczeństwem jest gorsze od zabierania dusz, jednak nie powiedziała swoich wahań. Oplotła dłońmi kolana i przez kolejną minutę liczyła źdźbła trawy przed stopami.

-Po prostu... Marden nie wiedział o mnie jednej ważnej rzeczy. Nie byłam do końca Amazonką, przecież było we mnie też wiele z wilkołaka, po ojcu, oraz trochę z wampira, po tym ataku, w Dalekich Puszczach... I te części mi odebrał.

 

Equus chciała wyrzucić z siebie wszystko. Każde najdrobniejsze przeżycie, drobnostkę, każdą tęsknotę, wszystko, czego doznała w lochach... ale nie wiedziała, czy Meredith to zrozumie. Czerwona wiedziała już wiele. Wiedziała o porwaniu przywódczyni, o działalności RO, ale wahała się z powiedzeniem o jej doświadczeniach. Do tej pory.

  Wątpiła, czy ktokolwiek lepiej zrozumie ją niż stara przyjaciółka, albo czy przynajmniej spróbuje ją zrozumieć.

- Byłam w szoku, nic nie potrafiłam zrobić, bo mój organizm nie był przyzwyczajony w pełni do bycia czystej krwi Amazonką. Zmiana przyćmiła mój umysł. Ale... Marden miał uczynić mnie słabszą, a tylko pomógł. Natura ojca krępowała moc matki.

Miasto Skazańców: Opór przeciwko ciemnościWhere stories live. Discover now