Rozdział 11 Wieści złe i gorsze

212 14 4
                                    

Kilka dni musiało minąć, aż do pokoju Mary ktokolwiek, poza Airin przynoszącą jedzenie i picie, mógł wejść. Pewnego ranka do buntowników doszła szczęśliwa wieść, że dziewczyna zgodziła się na sztuczną nogę. Oznaczało to, że przestała żywić odrazę do samej siebie.

Vincent postarał się o mocną protezę z hebanowego drewna, która według sprzedawcy, była najlepszą na rynku. Tego samego dnia, późnym wieczorem w kamienicy rozległ się wrzask przedwiecznej, którego każdy się spodziewał.

-Jeszcze kawałek, wytrzymaj jeszcze trochę!- krzyknęła Airin w przerwie krzyków Mary. Przykładała jej do spoconego czoła zimny okład, trzymała za ramiona, gdy szarpała się. Sony natomiast, przyciskał przyjaciółki biodra do łóżka, by ją unieruchomić choćby w najmniejszym stopniu. Vincent odgrywał kluczową rolę, wbijając kilkunastu centymetrowy szpikulec w kikut czarnowłosej. Niewyobrażalne męki przeżywała Mary.

Było jej gorąco, lepiła się od potu. Ubrana zaledwie w bieliznę i podkoszulek, zaciskała dłonie to na pościeli, to na rękach trzymających ją przyjaciół. Nekromanta kontynuował powolne popychanie szpikulca w głąb ciała. Srebrne ostrze zanurzało się w kikucie coraz głębiej, a Meredith nie mogła powstrzymać jęków i krzyku, który rozdzierał powietrze w całej kamienicy. Na nic nie zdawały się chłodne okłady Airin, zioła i uspakajające słowa, które z trudem przebijały sie przez wrzaski Czarnowłosej. Vincent rzucił coś niezrozumiałego i nagle puścił drewnianą nogę, która upadła na łózko z głuchym dźwiękiem.

Meredith gwałtownie łypiąc powietrze, poczuła jak cierpienia maleją, a okłady siostry wreszcie dają efekty i zbijają gorączkę.

Zamknęła oczy i zacisnęła wargi, Seth i Airin puścili ją. Przełknęła ślinę i jedną dłonią mocniej przycisnęła chłodną szmatkę do czoła. Usłyszała skrzypienie otwieranego okna i otworzyła oczy.

- Dziękuję.- wydusiła cicho i zdjęła okład. Odłożyła go na stoliku nocnym, położyła ręce wzdłuż tułowia, czując ich słabość i delikatne drżenie. Chwilę leżała, skupiając się na czuciu w sobie szpikulca, ale okazało się to niemożliwe. Drewniana proteza nie była wyczuwalna.

Podparła się na łokciach i usiadła wpatrując w sztuczna nogę przyczepioną do jej kikuta. Mieszane uczucia zawładnęły nią, gdy ujrzała swoją zastępczą kończynę. Z jednej strony cieszyła się, że będzie mogła swobodnie się poruszać, jednak dobrze wiedziała, że pewnie już nigdy nie zawalczy w żadnej bitwie. Perspektywa tego, zdawał się przyciemniać wszelkie dobre strony.

Dziewczyna postanowiła jednak trzymać się pozytywów i zamrugała kilkukrotnie. Spojrzała na protezę z innej strony.

W gruncie rzeczy, Vincent postarał się o coś porządnego. Ciemne drewno było ładnie rzeźbione, stopa do drewnianej łydki przymocowana była gustownym, srebrnym, okrągłym "stawem", więc pewnie była ruchoma, a sprawny właściciel mógł nią normalnie poruszać. Podobny zawias przymocowany był do szpikulca wbitego w udo, jednak ten przykryty był lekko zaokrągloną pokrywką z tego samego drewna, osłaniającą również dolna część kikuta, tworząc niby-kolano.

Dziewczyna chwyciła drewnianą nogę i postawiła ją na ziemi. Siedziała wpatrując się w stopy. Poruszała palcami jednej nogi, a potem zatęskniła za możliwością zrobienia tego samego u drugiej. Rozejrzała się po twarzach towarzyszy, zatroskanej Airin, która złożyła dłonie i przycisnęła je do ust, skupionego Vincenta patrzącego na nią jak na eksperyment, oraz Setha z podkrążonymi oczyma i spojrzeniem pełnym nadziei. Domyślała się, że wygląda podobnie do tego ostatniego.

Zaparła się na dłoniach, zacisnęła zęby i skupiła siły na odepchnięciu się od łóżka, spróbowała wstać, ale pierwsza próba skończyła się upadkiem na pośladki i uderzeniem o ziemię. Później westchnęła, kosmyki potarganych włosów opadły jej na twarz. Z lekkim uśmiechem zażenowania spojrzała na przyjaciół.

Miasto Skazańców: Opór przeciwko ciemnościWhere stories live. Discover now