Rozdział 12 Żegnaj synu pustyni

175 12 7
                                    

Łzy cisnęły się falami do oczu Meredith, gdy Seth objął ją ramieniem, tak jakby to ona umierała, nie on. Długo potem trwali w milczeniu, aż w końcu drzwi do kwatery otwarły się i trzeba było powrócić do rzeczywistości.

Gdy rozstawali się na korytarzu, Seth wysłał spojrzenie Mary, które miało jej przypomnieć o przysiędze milczenia. Potem do mężczyzny podeszła Equus, a czarnowłosa najszybciej jak umiała z drewnianą nogą, ruszyła po schodach ku górze.

Teraz posiadanie pokoju na najwyższym piętrze było dla niej męczarnią. Pokonanie dystansu korytarz-pokój zajmowało jej dwadzieścia minut. To dużo dla zmęczonej przedwiecznej z jedną nogą i zapuchniętymi od płaczu oczyma.

Gdy już dotarła do celu, na stoliku nocnym znalazła liścik i tubkę z maścią. Dziewczyna chwyciła najpierw karteczkę i od razu rozpoznała małe literki napisane w pośpiechu przez jej siostrę.

"Podobno potrzebowałaś maści.

Wybacz, że cię zaniedbuje, ale sprawy weselne całkowicie mnie pochłonęły.

Musimy zapewnić najwyższy wymiar bezpieczeństwa.

Rano przyniosę śniadanie.

Całuję. Airin"

Mary zgniotła w ręku papier i sięgnęła po tubkę. Zrobiła użytek z podarunku i poczuła, że narastające uczucie napięcia skóry ustaje. Dziewczyna wytarła ręce w ręcznik leżący na krześle przy biurku, a potem położyła się, z rękoma nad głową i stopami nadal na podłodze. Wpatrzona w sufit snuła w myślach wspomnienia, a potem wyobrażenia tego co miało nastać.

Niedługo potem na jej oczy nasunął się sen.

Już czas... zapłacisz... pora na Głód....

Mary dyszała i biegła przed siebie. W jej śnie wszystko było wielkie i niezrozumiałe, a ona o dwóch zdrowych nogach, biegła przed siebie. Ściany zdawały się falować, dziewczyna po raz kolejny skręciła, usłyszała za sobą głośny gardłowy śmiech.

Głupia dziewczyna

Usłyszała, i gwałtownie się zatrzymała. Przed nią wyrosła ściana.

Z przerażeniem zaczęła krzyczeć i uderzać w nią pięściami. Ten ktoś był tuż tuż.

Nie odwracała się, ciągle błagała pustkę o litość. Poczuła ból w plecach, krzyknęła znowu, zalała się łzami, upadła na kolana. Na ramionach wyczuła jeszcze tylko dotyk kilkunastu dłoni... a potem wszystko zaczęło się rozjaśniać jakby ktoś...

- Trzeba wpuścić tu światło.- zaświergotała Airin i podniosła żaluzje.

Meredith najpierw odzyskała słuch, potem czucie. Wzrok dopiero wtedy, gdy uchyliła jedna powiekę, by sprawdzić co dzieje się w okół.

Jasne światło dzienne okazało się bolesne dla oczu, dlatego szybko przycisnęła twarz do poduszki.

- Wstawaj.- siostra delikatnie szturchnęła ją w ramię. - Zasnęłaś w ubraniach.

Rzeczywiście, dopiero teraz Mar zwróciła na to uwagę. Podniosła się na łokciach.

- Znowu.- zachrypiała i wykrzywiła twarz w grymasie do złudzenia przypominającym uśmiech. Dostrzegła na stoliku tacę ze świeżymi bułeczkami, szklanką soku i małym talerzykiem z jajecznicą.

Czarnowłosa usiadła, chwyciła jedzenie i w ciszy pochłaniała je. Airin przypatrywała się jej z miejsca na łóżku obok.

- Jak idą przygotowania?- spytała Meredith.- W Mieście coś się dzieje? Dawno nie wychyliłam nosa zza domu...

Miasto Skazańców: Opór przeciwko ciemnościWhere stories live. Discover now