Rozdział 10 Wartownia

291 10 0
                                    

Przygotowania do pierwszej akcji trwały od świtu. Seth jeszcze raz objaśnił wszystkim plan. Mary, Marden, Rosalia i Seth przewiązali sobie przez lewe ramiona czerwone wstążki, na znak dowództwa.

Gdy na dworze zrobiło się ciemno Meredith stała na korytarzu wraz ze swoją drużyną, w której skład wchodził Sony, Matt i Drake. Oni mieli wyruszyć jako pierwsi.

- Jeszcze raz powtórzę plan.- powiedziała i wyjęła z kieszeni skórzane rękawiczki bez palców.- Idziemy do południowej bramy. Napadamy ją, przeszukujemy, nie robimy hałasu!- warknęła na Drake'a, który miał skłonności do rozwalania cichych misji. - W środku nikogo nie będzie, w wartowniach zimą zwykle nikogo nie ma... przeszukujemy, znajdujemy urządzenie, wracamy. Czy wszystko jasne? - spytała i założyła rękawiczki. Sony skinął głową, chwycił swoją kosę. Po wypowiedzi dziewczyny w korytarzu rozlegał się dźwięk ostrzenia ostrza broni, której nigdy nie rozumiała.

W jej myśli rozbrzmiewała cicha bitwa. Akcja nie powinna skończyć się nie powodzeniem, gdyż nie miało być przecież żadnych przeszkód. Mają tylko znaleźć urządzenie, nic więcej. Więc dlaczego ręce trzęsły jej się ze strachu?

Zacisnęła pięści i spojrzała na zegar wiszący koło drzwi. Tik, tak, tik, tak. Wahadło poruszało się rytmicznie, a wskazówki poruszały się leniwie.

- Ruszamy.- powiedziała, gdy wybiła godzina dwudziesta druga. Chłopacy zebrali się w szybkim tempie i wymaszerowali za nią z kamienicy. W gruncie rzeczy, tylko Seth wyróżniał się ze swoją kosą. Mieszkańcy tej części Caelumii nie zwracali uwagi na niewielkie grupki ludzi uzbrojonych w miecze, ponieważ spotykali ich często. Było to wynikiem tego, że szczególnie Miasto Skazańców leżało na szlaku między głównymi miastami, więc uzbrojeni posłańcy często przez nie przejeżdżali.

Zmierzali dość szybkim tempem w kierunku wartownicy.

- Grupa Mardena i Rosali powinna właśnie wychodzić.- powiedział Matt patrząc na swój zegarek. Dziewczyna przyznała mu rację, jednak nie zwolniła. Kierowała się prosto do celu.

Gdy dotarli pod wartownię w jej oknach świeciło się światło. Dziewczynę przeleciał lekki dreszcz, natychmiast odwróciła się na pięcie do towarzyszy.

- Ktoś jest w środku.- wyprzedził ją Matt.

- Musimy nieco zmienić plany. - powiedziała zdjęła rękawiczki. Położyła je koło drzwi wejściowych.- Razem z Sonym wejdziemy oknem w dachu. Otworzymy wam drzwi, gdy tylko wyeliminujemy problem.

- Możemy iść z wami! - odezwał się nagle Matt. Mary westchnęła, ale nie spojrzała na niego.

-Zostaniesz na dole z Drakem. - powtórzyła polecenie i ruszyła w stronę ściany budynku, a za nią Sony. Wydawało się , że chłopak chciał jeszcze się awanturować, ale stanowczość Meredith chyba w pewnym sensie go onieśmieliła.

Dziewczyna podeszła do ściany z szarej cegły postawiła stopę w ubytku muru, dłońmi chwyciła podobne uszkodzenia wyżej i takim sposobem dostała się na górę. Gdy tylko ostrożnie stanęła na lekko spadzistym dachu wyczuła delikatne wygięcie pod nią, najwyraźniej pokrycie wartowni było równie stare i zaniedbane jak cała wieża. Usłyszała jak Sony wdrapuje się koło niej, najpierw wbijając ostrze kosy w drewnianą dachówkę. Bez słowa powitania rozejrzał się, a potem wskazał ręką okno dachowe, z którego wydobywało się światło.

- Więc mówiłaś, że nie powinno tu być nikogo?- Spytał cicho podchodząc bliżej celu.

- Tak, tak powinno przynajmniej być,- oznajmiła półgłosem. Delikatnie stawiając stopy podeszła do Sonego.- To nie spotykane, żeby w Caelumii gdziekolwiek pilnowano wjazdów do miast w zimę.

Miasto Skazańców: Opór przeciwko ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz