/seventeen/

96 10 0
                                    

Wydarzenia poprzedniego dnia przelatywały przez moją głowę. Rozmazane robiły się coraz bardziej niewidoczne aż wreszcie całkowicie znikały, pozostawiając po sobie pustkę. Analizowałam każdą sekundę, minutę a nawet godzinę. Pozwalałam sobie na te rozmyślenia, bo wiedziałam, że prędzej czy później moja głowa odetchnie i znów zrobi się miejsce na nowe myśli, nowe problemy i przede wszystkim nowe za i przeciw.

Przypominałam sobie wyraz twarzy Luka, kiedy wystraszony patrzał na mnie, a ja mocno ściskałam jego trzęsące się dłonie. Starałam się wychwycić emocje z jego rys, ale nic nie mogłam odczytać. W tamtym momencie całkowicie przepadł i nie mogłam nic z tym zrobić. Luke, mój Luke zniknął na zawsze, kiedy zawarł pakt z diabłem.

Z lekkim uśmiechem wsłuchiwałam się w słowa wypowiadane przez przyjaciółkę. Minęło kilka miesięcy odkąd ostatnio się widziałyśmy i mogę szczerze powiedzieć, że poczyniła wiele postępów. Nie jest już tak bardzo uzależniona od rodziców. Coraz częściej znajduje siłę w samej sobie. Widok, jaki zastałam, gdy do niej przyszłam, był czymś trudnym do opisania. Nigdy nie wierzyłam, że po tym co się jej wydarzyło jeszcze kiedykolwiek będzie promieniała z radości, a wtedy właśnie tak było. Jazzy, którą znałam, wróciła na dobre.

Przyglądałam się jej. Energicznie unosiła ręce w zachwycie, gdy opowiadała historie związane z jej nowym trenerem... o ile można go tak nazwać. Sposób w jaki o nim mówi sprawia, że odnosi się wrażenie, jakby byli już zakochani. Jednak gdzieś głęboko w sobie mam nadzieję, że szybko stanie na miejscu Caluma. Dla wszystkich będzie to najlepszym rozwiązaniem.

– Nie słuchasz mnie – powiedziała, jednocześnie machając rękami przed moją twarzą.

– Brakowało mi tej Jazmyn – odpowiedziałam, szeroko się przy tym uśmiechając. Jazzy pokiwała głową i cicho się zaśmiała.

Tak, Jazmyn Parker zdecydowanie powróciła.

– Jakie masz plany na resztę dnia? – zapytałam, powoli podchodząc do okna. Obróciłam się, by oprzeć się o szybę i ponownie spoglądałam na przyjaciółkę.

– Myślałam nad jakimś maratonem filmowym...

– Och daj spokój – przerwałam jej, wskazując palcem na okno. – Nie możesz olewać tak pięknej pogody. Wychodzimy na miasto i nie obchodzą mnie twoje sprzeciwy.

– Będę tylko problemem – powiedziała, opuszczając głowę w dół.

Nawet z dzielącej nas odległości byłam w stanie dostrzec kilka łez, które szybko pojawiły się w jej powiekach. Westchnęłam i podbiegłam do niej, zwracając całą jej uwagę na sobie.

– Wychodzimy, czy ci się to podoba, czy nie – szepnęłam, lecz brzmiało to bardzo pewnie. Jazzy pokiwała lekko głową, dając mi do zrozumienia, że wygrałam tę bitwę. – Nikt mi tak dobrze nie doradzi w kupnie nowej bielizny jak ty. Potrzebuję cię – dodałam po chwili, sprawiając, że na jej twarzy ponownie pojawił się szeroki uśmiech.

– O której wychodzimy? – zapytała, kiedy usiadłam na łóżku i wyjęłam telefon.

– Kiedy tylko się wyszykujesz. Luke nas zawiezie. – Poruszałam brwiami, cicho się przy tym śmiejąc. – A ten twój nowy trener jak ma na imię?

– Justin – odpowiedziała. Jej twarz automatycznie jeszcze bardziej się rozpromieniła i przysięgam, że oddałabym za ten uśmiech życie.

Chwilę później Jazzy zniknęła w łazience, przygotowując się do wyjścia, a ja byłam skazana sama na siebie i telefon.

jesteś online.

~ lucyh: możesz już wyjeżdżać

~ lukehemm: będę za 15 minut

Online † hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz