/three/

619 13 1
                                    

- Lucy, pan Parker chciałby z tobą porozmawiać. - zza drzwi pojawiła się uśmiechnięta twarz mamy. Odwróciłam twarz od poduszki i przyglądałam się jej.

- Zejdę za parę minut.

Przetarłam załzawione oczy, by chwilę później zauważyć podciągniętą roletę, która wpuszczała światło do pokoju. Westchnęłam. Wolałabym, żeby była noc, bo to oznaczałoby, że mogę spokojnie zostać w łóżku i nie uczestniczyć w konwersacji z ojcem Jazzy. Boję się. To jedyne co teraz odczuwam. Strach, jakiego jeszcze nigdy w sobie nie trzymałam. Strach paraliżujący mnie całkowicie.

Z czystymi ciuchami szybko przeszłam do łazienki, by oddać się porannej rutynie załatwienia się. Kiedy wytarłam swoje ciało po wzięciu zimnego prysznica, nałożyłam wybrane ciuchy i wróciłam do pokoju. Ponownie opadłam na łóżko, chcąc tylko w nim zostać. Po paru sekundach, które mijały miłosiernie długo, powoli zeszłam do salonu. Mój strach zwiększył się, gdy zobaczyłam smutną, zmęczoną i jednocześnie udręczoną twarz pana Parker'a. Nie mogłam dłużej tłumić uczuć, znowu przegrałam walkę z własnymi emocjami. Łzy powolutku wypływały z moich oczu, a ja nawet nie próbowałam ich powstrzymać.

- Dzień dobry Lucy. - chwilowo spokojny ton głosu sprawił, że lekko się rozluźniłam, ale i tak wciąż się bałam. Ojciec Jazmyn był nieprzewidywalny.

- Dzień dobry. - odpowiedziałam z minimalnym uśmiechem, przecierając łzy spojrzałam na swoją mamę, która zalewała właśnie kubki z kawą i herbatą.

- Lucy nie zamierzam cię oceniać, twoja mama powiedziała mi, że się obwiniasz, ale prawda jest inna...

- Nie powstrzymałam jej! Jedyne co robiłam, to siedziałam i patrzałam jak wsiada na motor i posyła się na.. na wózek. - ostatnią część wypowiedziałam zalewając się łzami, mimo tego mój głos był krzykiem. Poczułam na swoim ciele ramiona, które szybko mnie oplotły i usta, które całowały moje czoło. Mama. Zawsze wiedziała kiedy powinna się pojawić.

- Chcę, żeby ten chłopak za to zapłacił. Przyszedłem prosić cię o pomoc w znalezieniu go.

- Calum miał iść dzisiaj na policję. Chce się przyznać do tego, co zrobił.

Usłyszałam jedynie głuchy świst wypuszczanego powietrza, co uznałam za rodzaj ulgi. Wciąż stałam przyciśnięta do piersi mamy, podczas gdy ona wraz z ojcem Jazzy pili kawy. Mama co jakiś czas podsuwała gorącą herbatę pod moje usta, ale nie miałam na nią ochoty. Nie miałam ochoty na nic.

- Lucy, chcę porozmawiać z tym chłopakiem. Musisz mi powiedzieć gdzie mieszka.

Nieprzytomnie słuchałam co ojciec Jazzy do mnie mówi. Będąc całkiem szczerą - nie przywiązywałam do tego zbytniej uwagi. Odpłynęłam do innego świata... do świata pełnego uśmiechów i radości.

***

~ luhe: jak się czujesz?

~ ashir: wszystko w porządku?

~ luhe: Lucy odezwij się

~ luhe: każdy się o Ciebie martwi

~ ashir: malcu, wszystko będzie dobrze

lucyh pisze...

~ luhe: Calum był już na policji, przyznał się i odpowie za to co zrobił

~ lucyh: nie mam pojęcia co jest grane, ale sytuacja taka, jak ta - nie powinna mieć miejsca. Ashton jakim prawem dołączasz mnie do rozmowy z człowiekiem, który nie daje mi spokoju, i z którym nie zamierzam rozmawiać? PAMIĘTAJ, ŻE GO NIE ZNAM! dajcie mi spokój. mam wszystkiego dość.

Online † hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz