/prolog/

1.4K 24 0
                                    

- Lucy zejdź na dół! - słysząc piskliwy głos mamy zdecydowałam się wreszcie odłożyć laptopa na bok i sprawdzić, co sprawia, że zostałam zmuszona do przerwania moich internetowych poszukiwań.

Leniwie zwlokłam się z łóżka, założyłam kapcie sięgające za kostkę i powoli ruszyłam do drzwi. Wychodząc wsłuchiwałam się w głosy dobiegające z salonu. Oprócz głosu mamy pobrzmiewał również jakiś młody, męski ton. Wzdrygnęłam się. W głębi duszy modliłam się, żeby moje przypuszczenia nie okazały się prawdą.

Starałam się jak najbardziej spowolnić moje zejście. Ostrożnie stawiałam stopy na schodkach. Co chwilę obracałam się z myślą powrotu do pokoju i wymknięcia się niezauważoną z domu. Nie miałam jednak na nic wpływu i musiałam w końcu stawić czoła temu, co nadchodziło.

- Lucy wreszcie jesteś! - gdy tylko wyłoniłam się za ścianą wprowadzającą do salonu, mama szybko złapała za moje ramię i siłą wciągnęła mnie do środka.

Spojrzałam na siedzącego przy stole chłopaka. Uśmiechnął się widząc, że w końcu się pojawiłam, ale na mojej twarzy widniała jedynie złość.

- Luke tak bardzo nalegał, żebym cię zawołała. Nie mogłam odmówić. - słyszałam wyjaśnienia mamy, jednak jej głos z każdym zdaniem brzmiał jak z oddali.. jak znikające echo.

Obdarzyłam ją wzrokiem pełnym wyrzutów, co ona odebrała w zupełnie inny sposób. Powiedziała, że wychodzi na jakiś czas, a my możemy spokojnie porozmawiać. Żartuje sobie ze mnie, prawda?! Słysząc dźwięk zamykanych drzwi i zapalający się silnik samochodu, zrozumiałam, że to nie były żarty, a ja właśnie jestem sama w domu z tym pieprzonym draniem.

Miałam zamiar go zignorować i zwyczajnie wrócić do swojego pokoju zamykając go na klucz, ale nie mogłam zostawić Luke'a samego znając jego agresywne nawyki.

- Czego chcesz?

- Mnie się nie zostawia. - odparł szeroko się uśmiechając.

Wywróciłam oczami, usiadłam na kanapie i jednym przyciskiem na pilocie włączyłam muzykę, która rozbrzmiała na cały dom.

- Cóż, ja cię zostawiłam i chcę, żebyś również dał mi spokój. Czego w tym wszystkim nie rozumiesz? Raniłeś mnie. Biłeś, upokarzałeś, krzyczałeś na mnie.. i to wszystko zupełnie bez powodu! Nie jestem w stanie być z takim łajdakiem, jakim jesteś. Zwyczajnie do siebie nie pasujemy.. a raczej ty nie pasujesz do mojego świata. - niepewnie spojrzałam na niego. - Zmieniłeś się. Spieprzyłeś wszystko!

Kiedy skończyłam swój monolog poczułam jak fala łez ponownie wzbiera się w moich oczach. Wspominanie chwil, w których byliśmy razem szczęśliwi, źle na mnie działało. Nie zauważyłam nawet kiedy Luke zmienił miejsce i teraz siedział obok mnie. Mając obawy, że znowu może mi coś zrobić, instynktownie się odsunęłam. Wyczuł mój strach, ponieważ jego twarz zamieniła się w szczęśliwszą. Strach go radował.. żywił się nim, sprawiał mu przyjemność. Szczególnie, gdy to właśnie ja się go bałam.

- Wciąż nic nie łapiesz, jesteś taka głupia. - jego śmiech na chwilę zagłuszył muzykę.

Czułam, że moje dłonie się trzęsą, a myśl, że znów może mnie uderzyć nie dawała spokoju. Był nieobliczalny. W jednej chwili uprzejmy, czuły, ale przede wszystkim opiekuńczy, a zaraz potem tyran bijący bezbronną dziewczynę.

- Hale, możemy to szybko załatwić. Wrócisz do mnie i wszystko będzie dobrze, albo..

- Albo?! - przerwałam mu krzykiem. - Albo zaraz stąd wyjdziesz i nigdy nie wrócisz! - teraz stałam przed nim, a mój głos z każdym wyrazem był coraz głośniejszy.

Online † hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz