/eight/

201 10 1
                                    

- Cześć. - wystraszona odwróciłam się za siebie, by zobaczyć stojącego w progu Luke'a. Zadarłam lekko brwi ku górze i przez dłuższy moment lustrowałam postać chłopaka.

- Więc to jednak ty.. - powiedziałam z lekką ironią w głosie, której Hemmings na pewno nie wyczuł.

- Mamy jakieś tabletki na głowę? - usłyszałam zaspany głos Calum'a. W tym momencie odwołałam swoje wcześniejsze podejrzenia. Mam wielki mętlik w głowie.

Ponownie poszłam do kuchni, by znaleźć jakiekolwiek tabletki. Okazało się to trudniejsze niż myślałam, ponieważ szafki, do których dosięgam, przechowują zupełnie inne rzeczy. Powoli stanęłam na kuchennym blacie i otworzyłam najbliżej znajdującą się szafkę. Znów pudło. Powtórzyłam czynność jeszcze parę razy, aż wreszcie osiągnęłam cel. Chwyciłam znajome mi tabletki i rzuciłam je obok swoich nóg. Teraz pojawił się nie planowany problem. Spojrzałam w dół, by dostrzec znajdującą się daleko podłogę. Lęk wysokości to coś, z czym zmagam się od szczeniackich lat, więc nie rozumiem co mnie pokusiło, żeby wchodzić na ten blat.

- Calum! - krzyknęłam z nadzieją, że uzyskam jakąś pomoc. Chłopak wbiegł do kuchni, zabral tabletki i zniknął.. mogłam się tego spodziewać.

Zaczęłam powoli panikować. Wysokość, na której się znajdowałam była okropna. Czułam jak powoli zaczyna mi się kręcić w głowie. Jeśli zaraz nie zejdę, obudzę się z mocnym bólem głowy, spowodowanym uderzeniem o podłogę. Coraz bardziej panikowałam, a moje ręce nie kontrolowanie zaczęły się trzęść. To zdecydowanie najgorszy poranek w całym moim życiu.

- Długo jeszcze będziesz tam stała? - przekręciłam lekko głowę w kierunku, z którego dobiegł głos.. znów Luke. Czy ten koleś mnie dziś prześladuje?

- Zaraz zejdę. - skłamałam, by jak najszybciej się go pozbyć. Chciałam zejść i chciałam pomoc, ale nie chciałam, żeby to Luke mi pomagał.

- Nie zejdziesz. - jego całkowita pewność siebie zaczęła działać mi na nerwy. Powoli odwróciłam się plecami do szafek, uważając przy tym, by nie zrobić żadnego błędnego kroku.

- Chcesz się założyć?

- Przecież boisz się wysokości. - Hemmings podszedł do mnie i wysunął rękę w moją stronę. Przez chwilę się zawahałam, ale nie chwyciłam jej. Chciałam mu udowodnić, że już się n boję.. a może po prostu chciałam to udowodnić sobie?

Ostrożnie uginałam kolana, by móc usiąść na blacie, a potem zwyczajnie z niego zejść. Nie miałam żadnego punktu zaczepienia, który posłużyłby mi jako podpora, więc od razu się zachwiałam i poleciałam lekko do przodu. Na moje szczęście lub nieszczęście, refleks Luke'a znów okazał się przydatny. Mocno mnie złapał, dzięki czemu nie zderzyłam się z podłogą. Moje serce zbyt mocno uderzało, bym ponownie odmówiła jego pomocy.

- Nadal się boisz. - skomentował, gdy wreszcie stałam na podłodze. - Ciągle tak samo reagujesz.

- Dzięki. - przypominając sobie zawarty z nim rozejm, postanowiłam go szybko przytulić i odejść, jak najdalej od tego miejsca.

Szybko zebrałam wszystkie swoje rzeczy, które odziwo leżały w kilku miejscach, a przecież niczego nie wyjmowałam. Postanowiłam z nikim się nie żegnać. Zwyczajnie opuściłam dom i skierowałam się na ulicę, która niegyś należała do mnie i Jazmyn, a teraz tylko do niej.

***

- Suko! Nie zrobiłaś tego! - głośny krzyk Jazzy rozszedł się po całym pokoju, gdy wreszcie udało mi się opowiedzieć historię minionej nocy.

- Niestety. - zaśmiałam się widząc szeroko otwarte usta przyjaciółki. Gdyby tam była, zapewne nie pogodziłabym się z Lukiem.. o ile można to nazwać zgodą.

Online † hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz