/six/

240 13 1
                                    

ZANIM COKOLWIEK PRZECZYTASZ, PRAGNĘ ZAZNACZYĆ, ŻE TEN ROZDZIAŁ JEST CHOLERNIE KRÓTKI I BEZNADZIEJNY, ALE NIESTETY MUSZE PRZYPISAĆ DO NIEGO SWOJE "IMIĘ". 

DEDYKACJĄ CHCĘ PODZIĘKOWAĆ ZA KAŻDY KOMENTARZ, KTÓRY NAPRAWDĘ MIŁO SIĘ CZYTAŁO I PRZYNAJMNIEJ WIDZE, ŻE KTOS W OGÓLE TO COŚ CZYTA. OH I BARDZO MI PRZYKRO, ALE TAK SZYBKO NIE DOWIESZ SIĘ KIM JEST ROZMÓWCA LUCY, BO NAMIESZAM TU JESZCZE Z KILKANAŚCIE RAZY. XD

----

jesteś online.

~ lucyh: chcę się z Tobą spotkać.

~ luhe: oszalałaś?! ten wypadek nieźle zamieszał Ci w głowie.

~ lucyh: to chociaż powiedz mi, co naprawdę działo się podczas wypadku.

lucyh: muszę to wiedzieć.

luhe pisze..

lucyh: jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc.. błagam.

~ luhe: doniosłaś na mnie policji, nie mam zamiaru tego robić!

~ lucyh: nie doniosłam.. chciałam, żebyś dał mi spokój.

~ luhe: to się tego kurwa trzymaj!

lucyh pisze...

luhe jest offline.

Westchnęłam, kiedy kolejny raz tego dnia uświadomiłam sobie, że widok wypadku, który ja pamiętam, nie jest tym prawdziwym. Zdarzenia, które się działy, są zupełnie inne. Nie uratowałam ani siebie, ani Ashton'a. Uratował nas ktoś zupełnie obcy.. ktoś, kto nie powinien był wchodzić z butami do mojego życia, ale jednak to zrobił. Czuwa nade mną. Zaczynam myśleć, że jego obecność podczas wypadku nie wzięła się znikąd. Nie był tam przez przypadek. Wiedział coś. Wiedział, że ten wypadek będzie miał miejsce, lub zwyczajnie mnie śledzi. Nigdy nie uwierzę, że w tamtej chwili, przejeżdżał tą samą drogą.

- Panno Hale.

- Panie Irwin. - zachichotałam, gdy przyjaciel pojawił się w drzwiach i ponownie próbował udawać Christian'a Grey'a. To mu się nigdy nie znudzi.

- Jak się czujesz? - powoli podszedł do krzesła stojącego obok łóżka, a zza pleców wyciągnął moją ulubioną czekoladę. W momencie, w którym podał mi ją w ręce, od razu ją otworzyłam i rozłamałam na mniejsze kawałki.

- Smacznego Lucy, smacznego Ashton. - powiedziałam rozkoszując się pierwszym odłamanym kawałkiem. - Nudzę się tutaj.

- Auć, zabolało. - Ashton przyłożył dłoń do serca udając, że moje słowa naprawdę wywarły na nim jakieś emocje. Zaśmiałam się, kiedy jego gra aktorska wydłużyła się o nieznośnie długi czas. - Cholernie ci się nudzi, bo zaczęłaś mówić sama do siebie.

- Ashton.. - zaczęłam, ale nie wiedziałam co chcę powiedzieć, więc nie wiedziałam, jak ułożyć chociaż jedno zdanie. Przyjaciel uniósł brwi, a jego uśmiech zniknął z twarzy przez co ja zaczęłam się głupkowato śmiać.

- Nie smakuje ci czekolada? Nigdy nie kończyłaś po jednym kawałku!

- Wiesz kto to mclel? - spojrzałam na niego. W razie, gdyby spróbował kłamać, rozpoznałabym to po jego wyrazie twarzy.. ale nie kłamał.

- Nie.

- A luhe?

- N-nie.. - wyjąkał po chwili ciszy. Postanowiłam przemilczeć ten temat, ale nie dlatego, że to było najlepsze rozwiązanie, czy dlatego, że nie chciało mi się. Zamierzałam milczeć, bo mój przyjaciel zaczął się wiercić na krześle, a to oznaczało tylko jedno - ma mi coś ważnego do powiedzenia.

Online † hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz