/two/

731 15 2
                                    

- Jazmyn zawsze była taka nieodpowiedzialna, ale myśleliśmy, że chociaż przy tobie jest inna.. - słuchałam jak jej mama mówi do mnie głosem pełnym żalu i bólu. 

- Postawiłam za warunek naszą przyjaźń.. a ona i tak wsiadła. - powiedziałam załamanym głosem. Ponownie zaczęłam płakać, przez co jej mama mocno mnie objęła. 

- Musimy jechać do szpitala. - jej dość stanowczy ton przywrócił mnie do rzeczywistości.

Skinęłam głową i obie ruszyłyśmy do jej samochodu. Cieszyłam się, że to właśnie mamę Jazzy zastałam w domu, ponieważ  zazwyczaj jej ojciec był tym wybuchowym i wszczynającym kłótnie. Amy była zbyt wyrozumiała i zawsze odpuszczała Jazmyn wszystkie jej przewinienia. Państwo Parker byli zupełnymi przeciwieństwami, ale dzięki temu dopełniali się w każdym stopniu. 

Moje zdenerwowanie rosło z każdą sekundą jazdy do szpitala. Mama Jazmyn wyczuwała mój niepokój i co jakiś czas masowała moją dłoń starając się mnie uspokoić. Działało przez chwilę, ale gdy przestawała, wszystko znów powracało.

Cały czas miałam przed oczami widok wsiadającej na motor dziewczyny. A potem wyraz jej twarzy, gdy leżała na ziemi, a z jej głowy sączyła się krew. To było okropne. Wiedziałam, że tak się stanie, a i tak nie zrobiłam wszystkiego co mogłam, żeby ją powstrzymać. Byłam beznadziejna. Nie nadawałam się nawet na przyjaciółkę.

Amy zaparkowała na wolnym miejscu przy szpitalnym parkingu. Zaczęłam wyginać palce, a gdy sięgnęłam dłonią, by odpiąć pas, nerwy jakie mi towarzyszyły nie pozwoliły na szybkie wykonanie czynu.

- Spokojnie Lucy.. nic jej nie będzie. - kobieta ponownie pogładziła moją dłoń i odpięła mój pas.

Obie wyszłyśmy z samochodu w tym samym czasie. Usłyszałam dźwięk informujący o włączeniu alarmu i niepewnie zaczęłam iść w kierunku szpitalnych drzwi.

- Powiadomię mamę co się stało i gdzie jestem i zaraz do pani dołączę. - spojrzałam na Amy, która skinęła głową i weszła do środka.

Tak naprawdę, to chciałam jedynie opóźnić moje wejście. Bałam się, że usłyszę informacje, których nie chcę nigdy słyszeć. Bałam się, że Jazzy odeszła.. a strach był silniejszy niż zwykle.

Starałam się choć trochę zapanować nad swoimi nerwami, gdy wyjmując telefon wybrałam numer do mamy. Odczekałam parę sygnałów, a gdy nie odebrała, postanowiłam zadzwonić jeszcze raz. Znowu cisza, ale nie dawałam za wygraną. Nie zamierzałam pisać sms'a. Zapewne moje palce nie trafiałyby w odpowiednie litery. To nie wchodziło w grę. Chwilę później poczułam wibrację telefonu. Szybko przejechałam po ekranie i przystawiłam telefon do ucha.

- Co się dzieje skarbie? - usłyszałam spokojny głos mamy. Wiedziałam, że za chwilę nie będzie już spokojna.

- Mamo, jestem w szpitalu, ale..

- Co ci się stało?! Dziecko, w którym szpitalu? - zaczęła krzyczeć, a w tle słyszałam, że zbiega po schodach. Miała dziwne buty, w których chodziła po domu, przez co zawsze dało się ją usłyszeć.

- Mamo! - krzyknęłam mając nadzieję, że zaprzestanie swoich czynów. - Jazzy miała wypadek, nic mi nie jest.

Czułam jak po policzkach znowu spływają mi łzy. Pamiętam swój pierwszy raz na wyścigach. Wsiadłam wtedy na motor z Lukiem. Był najlepszy, nikt nie potrafił go pokonać. Ale wtedy jeszcze był normalny.

- Ufasz mi? - oboje obróciliśmy głowy, by szybko spojrzeć sobie w oczy.

- Jak nigdy.. - odpowiedziałam wiedząc, że tak właśnie jest.

Online † hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz