/seven/

209 13 0
                                    

Czasem w życiu przychodzi taki moment, w którym zadajesz sobie wiele pytań dotyczących swojego istnienia. Zastanawiasz się, do czego dążysz swoim postępowaniem; co zyskasz, i czy gdzieś w tym wszystkim jest ukryte znaczenie. Myślisz, w jak wielu sytuacjach mogłaś postąpić inaczej; ile innych słów mogłaś powiedzieć. Wtedy zdajesz sobie sprawę, że zabłądziłaś. Labirynt, który cię otacza, nie jest łatwy do przejścia, a ty nawet nie wiesz, który wybrać kierunek.

Ja właśnie jestem w tym labiryncie. Żaden kierunek nie wydaje mi się przyjazny. Żadna myśl nie jest tą właściwą, dobrą. Zgubiłam się i jedno jest pewne.. tak łatwo nie powrócę na dobrą stronę. Zbyt szybko nie odnajdę właściwego wyjścia z labiryntu.

Z wielką obawą zalogowałam się na komunikator i włączyłam tumblr'a. Ku mojej uciesze, dłuższy czas nikt nie zawracał mi głowy, więc mogłam w spokoju robić to, co lubię. Zreblogowałam kilka zdjęć, a potem przerzuciłam się na twitter'a. Planowałam spędzić ten wieczór we własnym towarzystwie, ale byłam pewna, że moje plany nie wypalą. Jeszcze zanim zalogowałam się na twitter'a, zmieniłam ciuchy i ułożyłam włosy. Byłam gotowa na imprezę.. imprezę, która w jakimś domu na pewno już trwa.

~ luhe: co robisz?

~ lucyh: przecież miałam dać Ci spokój, po co więc piszesz?

~ luhe: bo chcesz, żebym wciąż pisał

~ lucyh: jesteś śmieszny

~ luhe: i uroczy

lucyh pisze..

luhe jest offline.

Szybko przejrzałam twitter'a, poszukując jakiejkolwiek informacji dotyczącej imprezy. Tym razem szczęście mnie nie opuściło. Chwilę później byłam zmuszona do wytłumaczenia mamie powodu mojego późnego wyjścia. Nie przejmowałam się tym, że mogę być sprawdzona, więc powiedziałam pierwsze, co przyszło mi do głowy.

- Jazzy mnie potrzebuje. - uśmiechnęłam się, by nadać swojej wypowiedzi wiarygodności. Wiedziałam, że nie muszę się za bardzo obawiać. Jazmyn była moim kołem ratunkowym.

- Nocujesz tam? - skinęłam głową, wskazując na torbę trzymaną na ramieniu. Szybko pożegnałam się z mamą i zaczęłam zakładać botki.

Nie miałam pojęcia, jak daleko znajduje się dom Mike'a, ale nie zamierzałam odpuszczać. Znałam adres, więc teraz wystarczyło tylko, żebym tam trafiła. Oczywiście wykorzystałam już swoją dzienną dawkę szczęścia i kilka razy pomyliłam uliczki, zanim wreszcie trafiłam na właściwą. Nie stałam przy odpowiednim domu, ale mimo to, muzykę było już cholernie mocno słychać. Zatrzymałam się, by jeszcze raz przeanalizować swoją decyzję. To będzie pierwsza impreza, na której pojawię się bez Jazmyn.. to dosyć dziwne.

Nie skorzystałam z opcji pukania w drzwi, bo to oznaczałoby, że spędziłabym tę imprezę przed drzwiami, czekając aż nad ranem ktoś wreszcie zdecyduje się wrócić do swojego domu. Powoli nacisnęłam klamkę na dół i jeszcze wolniej otworzyłam drzwi. Teraz muzyka była znacznie głośniejsza, a woń alkoholu i papierosów dryfowała w powietrzu. Westchnęłam, gdy uzmysłowiłam sobie na co się zdecydowałam.

Przeciskałam się przez spocone ciała obcych ludzi, aż wreszcie dotarłam do kuchni. Szybko zauważyłam stos czerwonych kubków, a zaraz obok różne butelki z alkoholem. Nie czekałam dłużej i podeszłam do stolika, na którym to wszystko się znajdowało. Zrobiłam sobie słabego drinka, a potem postanowiłam opuścić kuchnię i popatrzeć na ludzi.. być może znam kogoś, dzięki komu spędzę tą imprezę dobrze się bawiąc.

Idąc przez korytarz, napotkałam kilka ściskających się par. Jeszcze jakiś czas temu robiłabym tak z Lukiem, ale teraz sama myśl o tym, sprawia, że mam ochotę wylać sobie zawartość trzymanego kubka na twarz.

Online † hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz