2. Wraca jak duch

175 9 2
                                    

Krótka informacja na początek: kolejny rozdział pojawi się dopiero za dwa tygodnie – przepraszam za ten poślizg!

🔥

Pallid animals in the snow-tipped pines I find
Hatching from the seed of your thin mind all night

And you will go to Mykonos
With a vision of a gentle coast
And a sun to maybe dissipate
Shadows of the mess you made

I remember how they took you down
As the winter turned the meadow brown

When out walking, brother, don't you forget
It ain't often that you'll ever find a friend

— Fleet Foxes, Mykonos

listopad 1979

Ich dom w Dolinie Godryka był skąpany w świetle, i Lily natychmiast się w nim zakochała. Nie grzeszył rozmiarami, ale zupełnie wystarczał dla dwójki osób. Mieścił w sobie jasną kuchnię z przyklejonym do niej przestronnym salonem, w którym znajdował się kominek oraz przytulna kanapa, łazienkę z wanną zajmującą połowę pomieszczenia, oraz sypialnię z królewskim łóżkiem, a do tego duże okna. Klimatu dopełniał zapach drewna, z którego została wykonana przeważająca część mebli oraz belek wspierających sufit, a do tego Lily udekorowała praktycznie całą powierzchnię kwiatami, roślinami oraz książkami wypakowanymi z pudeł przytarganych na miejsce z niemałym trudem.

Mieli sporo roboty w pierwszych dniach ich przeprowadzki; wszystko dopiero znajdowało swoje miejsca, by potem je zmienić i dostosować się do zwyczajów swoich użytkowników. Obydwoje zresztą uczyli się przestrzeni, tak samo jak przestrzeń uczyła się ich — wiedzieli jednak z miejsca, że znaleźli się w domu, i byli podekscytowani tym nowym rozdziałem otwierającym się w ich życiu.

Przez ich nowy dom przewinęła się również parada gości, którzy pomogli im się rozpakować, a do tego przynosili im ciasta oraz historie z życia w Dolinie. Odwiedzili ich rodzice Jamesa, zachwyceni bliskością nowej rodziny, a także Bathilda Bathshot, którą Lily z miejsca polubiła — nie tylko za przepyszny cytrynowy tort. Ponadto zjawili się również ich przyjaciele, wypełniając dom śmiechem, piosenkami śpiewanymi zbyt głośno, zaczepkami oraz miłością.

Jednakże Lily chyba najbardziej polubiła wieczory, kiedy zostawali sami, i siadali z kubkami gorącej herbaty w salonie albo na werandzie, gdy noce były jeszcze ciepłe. Spędzali ten czas na czytaniu albo długich, nie zawsze poważnych rozmowach, zawsze blisko siebie, przytuleni i jednocześnie spragnieni tej bliskości. Niektóre z tych nocy kończyły się w łóżku, wśród pachnącej jaśminem pościeli, gdzie ukochała ich noc, niektóre jednak wypełnione były dyskusjami o przyszłości. Przyszłość ta malowała się w barwach w gruncie rzeczy granatowych, rozświetlanych przez mały płomyczek nadziei, bo chociaż życie wkroczyło na nowe tory, do nowej normalności, ciemne chmury nad ich głowami wcale nie zniknęły, a wręcz zaczęły się coraz bardziej kłębić. Również blizny pozostawione przez wydarzenia z końcówki roku szkolnego nie dawały się tak łatwo wyleczyć — potrzeba było czasu, by się zaczęły goić, nawet ze wsparciem uzdrowicieli duszy.

Trauma pozostawiała wiele śladów.

Były i takie noce, kiedy Lily budziła się zlana potem po kolejnej serii koszmarów — widziała w nich zawsze śmierć białych wilków, którym towarzyszył śmiech Michaela — i schodziła do kuchni, by zrobić sobie herbaty, a potem ją sączyć, wyglądając przez okno tuż nad zlewem. W dziwny sposób malujący się za nim widok ją uspokajał, bowiem ukazywał zalany światłem księżycowym ogród. Być może była to kwestia srebrnego pyłu sypiącego się prosto na rosnące zaraz na zewnątrz rośliny — albo tego, że były na tym świecie jeszcze piękne rzeczy kwitnące nawet nocą, a Lily rozpaczliwie potrzebowała tego przypomnienia.

Łania w czerwieni | Trylogia Łani 3 | ✓Where stories live. Discover now