6. Ciężar nieba

165 7 3
                                    

grudzień 1979

Ministerstwo Magii wydawało się tego dnia jeszcze bardziej ponure niż zwykle — być może za sprawą deszczu widocznego nawet za zaczarowanymi oknami lub ciężkiej atmosfery, która zapadła prawdopodobnie jeszcze przed dołączeniem Remusa do Departamentu Przestrzegania Prawa. Przebywanie w tym budynku, i to głęboko pod ziemią, sprawiało, że kręciło mu się w głowie — rosnąca paranoja w niczym nie pomagała, a już na pewno nie robiła tego nadchodząca pełnia.

Praktycznie cały czas czuł na sobie podejrzliwe spojrzenia, sam też rozglądał się ustawicznie dokoła, z różdżką w pogotowiu, oczekując, że ktoś trafi zaklęciem w jego plecy. Włoski jeżyły mu się na karku nieustannie, i bestia w jego głowie również była niespokojna.

W teorii niby wiedział, że w Ministerstwie się warzy, ale nie spodziewał się, że sytuacja będzie aż tak napięta. Jednak Dumbledore zareagował nad wyraz spokojnie, gdy Remus z nim na ten temat rozmawiał, więc chyba nie mogło być aż tak fatalnie, jak Remusowi się wydawało. Z drugiej strony kamienna twarz hogwarckiego dyrektora zazwyczaj nie zdradzała żadnych skrajnych uczuć — Remus chyba nigdy nie widział go poruszonego — więc zaufanie mu w tej kwestii przychodziło ze sporym trudem. Tak czy siak nie miał innego wyjścia; nie tylko było już stanowczo za późno na to, by się wycofać, ale również utraciliby wgląd w cenne informacje. Remus nie rzucał się w oczy, dzięki czemu mógł odrobinę pomyszkować. Na razie co prawda nie odkrył niczego, co mogłoby pomóc Zakonowi, ale nie od razu Dolinę Godryka zbudowano...

Jego żołądek zaburczał, przypominając mu o tym, że od rana praktycznie nic nie jadł, a spędził już dobrych pięć godzin na ślęczeniu nad papierami. Gdy Sirius przebywał na misjach, nie było nikogo, kto mógłby przypomnieć Remusowi o czymś tak prozaicznym jak jedzenie posiłków; praca czasami pochłaniała go aż nadto.

Zszedł do ministerialnej restauracji na spóźniony lunch oraz kawę i zjadł go przy stoliku w kącie, korzystając z okazji do obserwowania innych pracowników. Nawet tutaj panowała dość ponura atmosfera — jeżeli toczyły się jakieś rozmowy, to szeptem, zupełnie jakby ściany miały oczy i uszy — i być może miały. A gdy rozmowy się nie toczyły, wszyscy uparcie milczeli, wbijając wzrok we własne talerze i nie podnosząc oczu nawet wtedy, gdy ktoś nowy wchodził do restauracji.

Na Ministerstwo padł cień — i był on na tyle duży, że cichł nawet śmiech.

Remus z westchnieniem dokończył jedzenie swojej kanapki — przynajmniej bekon smakował jakoś lepiej tego dnia — i wstał od stolika, szurając krzesłem. Droga do jego biura wydawała mu się okropnie odległa, ale i tak postarał się o jej wydłużenie; powrót do papierów szczególnie go nie nęcił.

Kiedy wpadł na Regulusa Blacka czającego się w dolnych korytarzach, serce stanęło mu w gardle.

— Co ty wyprawiasz, do diabła? — syknął, rozglądając się dokoła i wpychając Regulusa do mniej uczęszczanego korytarza. Byli sami — ale inni ludzie mogli nadejść w każdej chwili, więc nie mieli za dużo czasu. — Co robisz w tym gównianym miejscu? Jak się tu dostałeś?

Regulus przez dłuższą chwilę milczał, lustrując Remusa wzrokiem. Zdawał się kompletnie nic sobie nie robić z rąk Remusa zaciśniętych na jego ramionach; jeżeli już, to raczej go oceniał.

— Nie możesz mnie stąd wyrzucić — oznajmił tak spokojnie, jakby wspominał o pogodzie.

— Dlaczego nie? Znalazłeś się tu bezprawnie, Regulus. Solidnie się narażasz, wchodząc bez pracowniczej przepustki...

Łania w czerwieni | Trylogia Łani 3 | ✓Where stories live. Discover now