7. Wąż na łożu z liści

91 8 3
                                    

grudzień 1979

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

grudzień 1979

In the gentle light as the morning nears
You don't say a single word of the last two years
Where you were or when you reached the frontier
I didn't understand, no

My brother, you were gone

And you will try to do what you did before
Pull the wool over your eyes for a week or more
Let your family take you back to your
Original mind

— Fleet Foxes, He doesn't know why

🔥

Jej ręce były wciąż zimne pomimo ciepła płynącego z kominka — zimne i zabarwione czerwienią. Jej ręce również były zabarwione czerwienią, i twarz, i włosy, i całe ciało, i sieć myśli pozostawała lepka, zupełnie jak Lady Makbet z mugolskiego dramatu, w którym się zaczytywała dawno temu, w innym życiu. Teraz jej życie wydawało się kompletnie obce, wymykające się z rąk wraz z ostatnimi okruchami lata, i nie potrafiła go ujarzmić.

Być może była to kwestia szalejących hormonów — James, jestem w ciąży, powiedziała mu znad stłuczonej szklanki, tak głupio, tak zwyczajnie — być może właśnie dlatego nie czuła się sobą, być może właśnie dlatego jej nerwy były kompletnie zszargane. A może i nie, bo w końcu lęk nie minął wraz z upływem miesięcy. Jej żołądek cały czas pozostawał ściśnięty, nawet pomimo porannych sesji w łazience, gdzie siedziała, dopóki nie miała już czego zwrócić; lęk miał dla niej twarz Michaela, jej wroga i prześladowcy, a w jej snach pojawiały się także wilki z futrem splamionym krwią.

Poradzimy sobie, Płomyczku, mówił James, składając czułe pocałunki na jej policzkach i czole i włosach, ale ciężko jej było podzielać to przekonanie, kiedy jej sny również stały się czarne — coraz częściej pojawiał się w nich wąż na łożu z liści, cokolwiek miał oznaczać, i bliżej nieokreślone, nienazwane zło kumulowało się w gadzim cielsku.

Na jaki świat miała wydać to dziecko, które miało się urodzić? Jak mieli je wychować w świecie, w którym trwała wojna i w którym zło chciało za wszelką cenę wygrać? Jak mogła je zmusić do przeżywania tego samego terroru, który stanowił nieodłączną część jej życia? Jak mogła je skazać na oglądanie się przez ramię i sprawdzanie, czy zza rogu nie wyskoczy Śmierciożerca?

Już nawet miejsca, które dotychczas uważała za bezpieczne oazy spokoju, wypełniały się czernią, gdy ponad domami rozpryskiwała się zieleń czaszki oplecionej przez węża. Mroczny Znak, tak go nazwali, omen śmierci i przekleństwo życia, wykwitający ponad każdym miejscem, do którego zawitał dance macabre. Lily bała się nocy, w której miała go zobaczyć ponad którymś z sąsiednich domów — lub ponad własnym.

Wiedziała, że nie jest sama i że ma wsparcie przyjaciół i bliskich — świadczyły o tym chociaż liściki gratulacyjne i zaproszenia na kawę — ale miała wrażenie, że w stanie wojny życie uległo zawieszeniu i nic już nie mogło być takie jak dawniej. Celebrowanie nowego życia wydawało się jałowe, gdy łzy po zmarłych nie przestawały płynąć, gdy nie wiedziała, czy jej bliscy, jej mąż, jej dziecko, ona sama przeżyją kolejną noc. Zakon i Aurorzy robili, co mogli, by wygrać tę partyzancką, brudną wojnę, ale to nie wystarczało do tego, by poczuć się bezpiecznie nawet we własnym domu, chronionym nie tylko zaklęciem Fideliusa, ale również szeregiem ciężkich ochronnych barier, które Lily i James sami rzucili. Do tego sama Dolina Godryka była chroniona zaklęciem nienanoszalnym; jej dokładne położenie znali tylko nieliczni, tylko czystokwiste mieszkające tu rodziny, ale... rodzina Voldemorta też tam kiedyś miała swój dom. Zatem teoretycznie rzecz biorąc, Lily powinna się czuć bezpieczna w Dolinie Godryka, ale strach i paranoja wżarły się w jej skórę tak mocno, że nie dało się tego tak po prostu wygnać.

Łania w czerwieni | Trylogia Łani 3 | ✓Where stories live. Discover now