9. Bez korzeni

87 7 1
                                    

grudzień 1979

Święta miały w tym roku posmak goryczy, którą Remus usiłował ukryć za zasłoną sztucznych uśmiechów. Sirius prawdopodobnie nie dał się na nie nabrać, ale nic nie powiedział, oferując za to gorącą czekoladę oraz swoje towarzystwo.

Przedświąteczna noc była spowita śniegiem, cichym, tłumiącym nawet echo kroków. Gdyby miało to miejsce w innym czasie i innych okolicznościach, Remus by docenił całą tę świąteczną atmosferę, włącznie ze światłami choinkowymi, jego ulubionym jedzeniem i prezentami, jednak teraz, gdy wiedział, co czekało go przed świtem, nie potrafił się tym cieszyć.

W gruncie rzeczy miał ochotę się po prostu upić i obudzić, gdy będzie już po wszystkim.

— Wszystko w porządku?

— Mhm.

Tylko Sirius potrafił czytać w nim jak w otwartej księdze, więc Remus nawet nie silił się na kłamstwo. Zamiast tego wybrał uniki — czytanie książki, z której rozumiał zaledwie co drugie słowo, przygotowywanie jedzenia, porządkowanie dokumentów. Sirius, być może, zrzucił jego pełen milczenia dystans na karb pełni lub czegoś innego; w każdym razie dał Remusowi spokój, który aż kłuł. Remus nie znosił dystansu, i dystans też rzadko między nimi wykwitał — obydwaj bardzo lubili dotyk — a teraz wręcz zamienił się w mur.

Tak jednak musiało pozostać, bo gdyby tylko Sirius się dowiedział o wszystkim, cały plan spełzłby na niczym.

Trzymając kurczowo kubek pełen gorącej jeszcze czekolady, Remus zamknął oczy. Musiał jakoś przetrwać do rana, a potem — potem już tylko wystarczyło pozwolić adrenalinie na działanie. Z ewentualnymi wyrzutami sumienia mógł sobie poradzić później.

— Już idziesz spać?

— Jestem zmęczony.

Był zmęczony — ale nie z powodu, o którym prawdopodobnie myślał Sirius. Wziął szybki prysznic, przebrał się w piżamę i położył do łóżka, ale ledwo przyłożył głowę do poduszki, zorientował się, że nie zaśnie szybko. Jakiś czas później usłyszał kroki Siriusa i szum wody w łazience; później Sirius położył się obok niego i pocałował go w czoło — krótko, lecz czule. Remus poczuł palące łzy pod powiekami, i ciepło kołdry wydało mu się nieprzytulne. Zaraz po tym mur pomiędzy nimi powrócił — Sirius położył się po drugiej stronie łóżka.

Obudził się wcześnie z niespokojnego snu, zanim zadzwonił budzik. Wyciszył go zawczasu i spojrzał na śpiącego jeszcze Siriusa. Leżał w swojej zwyczajowej pozycji na brzuchu, blisko poduszki z odciśniętym w niej kształtem głowy Remusa. Ich ręce się nie zetknęły w ciągu nocy, ale Sirius wyciągał palce w jego stronę, jakby podświadomie próbując do niego dotrzeć.

Za oknem było jeszcze ciemno, jako że do świtu pozostawało parę godzin — zdecydowanie za wcześnie na jakiekolwiek przytomne myśli, i Remus wypił najmocniejszą kawę, na jaką było go stać. Nie był w stanie jednak niczego przełknąć — jego żołądek zamienił się w supeł.

Ulice o tej porze były upiornie puste i ciche, i Remus był wdzięczny za istnienie zaklęć ogrzewających, bo nawet jego wełniany płaszcz nie chronił dobrze przed śniegiem. Był też wdzięczny za to, że nikt go nie widzi i że nie wzbudza podejrzeń, idąc bladym świtem do Ministerstwa Magii. Teoretycznie mógł się aportować albo użyć proszku Fiuu, ale te drogi transportu pozostawiały za sobą ślady, które mogły doprowadzić prosto do niego. Co prawda miał też przygotowaną wymówkę w razie gdyby ktoś go zauważył na korytarzach — trzeba odebrać akta, tak, to sprawa niecierpiąca zwłoki — ale jednak lepiej byłoby przemknąć niezauważonym, zwłaszcza że swojej obecności w Departamencie Tajemnic już na pewno nie byłby w stanie usprawiedliwić.

Łania w czerwieni | Trylogia Łani 3 | ✓Where stories live. Discover now