12. Noce w ogniu

60 5 0
                                    

luty 1980

Zakon przygotowywał się do bitwy.

Teraz, gdy przepowiednia znajdowała się już na swoim miejscu, mogli wreszcie popchnąć wszystko na właściwe tory, i część Zakonu została wysłana do Tyntagielu, by rozpocząć przygotowania, sprawdzić teren oraz porozmawiać z okolicznymi mieszkańcami — niektórych z nich trzeba było ewakuować. Ekipa Lily w międzyczasie próbowała wytropić miecz króla Artura. Nie było to łatwe, zważywszy na fakt, że zaginął na przestrzeni dziesięcioleci i zapisków było o nim naprawdę niewiele.

— Czyli co, ślad się urywa w Kornwalii w dziewiętnastym wieku?

Lily przytaknęła sennie, rozważając wypicie kolejnej kawy. Remus i Dorcas nie wyglądali wcale lepiej od niej, zmęczeni przeglądaniem setek archiwów, gazet oraz książek.

— Na to wygląda. Nie mam pojęcia, gdzie mógł się potem znaleźć.

— Dobra, a co z mieczem Godryka Gryffindora? — spytała znienacka Alice i wszystkie głowy obróciły się w jej stronę. — No co? Nie rozważaliście tego? Przecież to nie muszą być dwa różne miecze. To może być jeden i ten sam.

— Możemy to sprawdzić, ale wątpię, by to były te same miecze — stwierdziła Lily. — Hm. Sama nie wiem. Nie możemy wykluczyć, że Voldemort wpadnie na dokładnie ten sam pomysł. On też będzie szukał miecza i będzie próbował go użyć do zrealizowania fałszywej przepowiedni.

— Dobra, ale czy ma to w gruncie rzeczy jakiekolwiek znaczenie? Przecież cała ta przepowiednia jest zmyślona, łącznie z rytuałem. Po co w ogóle tracimy czas na zlokalizowanie tego miecza?

Dorcas zamknęła z trzaskiem książkę, patrząc po zgromadzonej grupce.

— Nawet jeśli wiemy, że to bzdura, to nie powinniśmy dawać mu do ręki dodatkowego oręża.

— Tracimy tylko czas. Powinniśmy się skupić na przygotowaniu strategii wojennej, a nie na przeglądaniu starych, zapleśniałych archiwów, które kompletnie nic nie wnoszą...

Dorcas wyszła, nie czekając na kontrargumenty. Jej wyjście zamknęło usta pozostałym, i cisza zapadła w pomieszczeniu, gęsta i lepka i dusząca niepokojem. Nie dało się ukryć, że nastroje w Zakonie były labilne, a atmosfera nerwowa, choć doprawiona optymizmem. Fałszywa przepowiednia dała im odrobinę nadziei oraz przewagę, której potrzebowali, żeby się przygotować do wygrania wojny, i mieli spore szanse na dokonanie tego czynu, zwłaszcza ze wszystkimi informacjami dostarczonymi im przez Regulusa oraz ich wtyki w Ministerstwie. Te ostatnie były skąpe i oszczędne, ale zupełnie wystarczające, by mogli oszacować liczbę Śmierciożerców oraz opracować stosowną strategię.

Wydawało się więc, że wszystko szło ku lepszej przyszłości.

🔥

Tej nocy jej sny były znów powleczone czerwienią. Nie przybrały żadnego konkretnego kształtu, nie pojawiły się w nich nawet wilki; Lily poczuła w nich za to bliżej nieokreślone poczucie grozy.

Sny niewiele różniły się od jawy.

Lily nie wiedziała, co obudziło ją ze snu — echo alarmów rozbrzmiewających w całym domu czy chaotyczna krzątanina Jamesa. Przez moment nie wiedziała, gdzie jest, i przetarła zmęczone oczy, jednak hałas nie ucichł.

Łania w czerwieni | Trylogia Łani 3 | ✓Where stories live. Discover now