Rozdział 39

4.8K 274 49
                                    


Prosiliście, groziliście i nawet szantażowaliście więc proszę, oto rozdział, który chcieliście!

Miłego czytania!

***

ROZDZIAŁ 39

ZANDER

Cały ten tydzień to była jedna wielka kpina. Zaplanowane spotkania biznesowe w Malezji nie poszły po mojej myśli. Jedynym sukcesem były prototypy urządzenia, które przetestowałem. Wiedziałem, że gdy wejdą w końcu na rynek, narobimy nim sporego zamieszania, ale o to mi chodziło. Nie zamierzałem stać z tyłu i pozwolić, aby jakiś idiota mnie ubiegł. Nie po to od studiów zapieprzałem, żeby jeden nielojalny pracownik zniszczył miesiące mojej ciężkiej pracy. Kiedy więc nabrałem pewności, że przynajmniej w zakładzie produkcyjnym wszystko działa tak, jak powinno, mogłem wrócić. Niestety dwudziestogodzinny lot w jedną stronę, nawet prywatnym odrzutowcem potrafił zmęczyć. Kiedy dotarłem do Nowego Jorku był już niemal wieczór. Nie widziałem sensu, by pojawiać się tego dnia w firmie, kiedy większość pracowników była już w domu, dlatego ja również pojechałem do swojego.

– Dawaj, jedź z nami. – Wywróciłem oczami, słysząc utyskiwanie Cartera. – Nie bądź cipa.

– Jeb się. – Prychnąłem, bo jeżeli uważał, że takimi tekstami mnie sprowokuje do zmiany zdania, to serio dziesięć lat naszej przyjaźni nic go nie nauczyło.

– A żebyś wiedział, że będę.

– Super. Chcesz coś jeszcze?

Spojrzałem na dokumenty, które ze sobą przywiozłem.

– Serio z nami nie idziesz? – Przymknąłem powieki, zaciskając palce na kartce i głośno westchnąłem. – Dobra, dobra. Już nic nie mówię, ale jak zmienisz zdanie, to wiesz, gdzie nas szukać.

– Dzięki, ale z całą pewnością nie zmienię zdania – oznajmiłem, po czym dodałem. – Nie zapłodnij żadnej striptizerki i użyj gumek – rzuciłem, jakbym był jego ojcem i nie czekając na odpowiedź, natychmiast się rozłączyłem.

Odłożyłem urządzenie na bok, uderzając palcami o blat, a wzrokiem powędrowałem na barek. Było już późno, a ja byłem zmęczony i choć wiedziałem, że miałem jeszcze trochę pracy, musiałem się napić. Gdyby Isa nie wymyśliła tego festiwalu, właśnie w tej chwili pewnie rżnąłbym moją grzeczną dziewczynkę.

Sfrustrowany podszedłem do mebla i nalałem do szklanki szkockiej, mniej więcej na dwa palce. Upiłem łyk, przymykając powieki i rozkoszując się jej smakiem, wróciłem na miejsce. Pobieżnie przesunąłem wzrokiem po rozłożonych dokumentach i upiłem kolejny łyk, gdy mój telefon ponownie się rozdzwonił. Byłem niemal pewien, że to znowu Carter, albo dla odmiany Matteo, ale gdy spojrzałem na wyświetlacz, zmarszczyłem brwi.

– Isa? – Zdziwiłem się, odbierając połączenie.

– Jesteś może z Carterem? – krzyknęła do słuchawki, ale panujący dookoła niej hałas sprawiał, że słabo można było ją zrozumieć.

– Nie – odpowiedziałem, stawiając na stół szklankę. – Carter jest w klubie z Matteo. Dlaczego?

– Kurwa – przeklęła pod nosem. – Harper, trzymaj ją, bo zaraz się przewróci – usłyszałem niewyraźny głos Isy, bo prawdopodobnie odsunęła od siebie telefon.

Is everything I wantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz