2. Jak zmusić chochlika do wysiłku

1.4K 138 35
                                    

      Próbowali wszystkiego. Przegryźć bransolety, przeciąć pazurami czy ostrymi przedmiotami, stopić, przecisnąć jakoś przez dłoń i ściągnąć – nic nie działało. Złote obręcze nie były twarde, rozciągały się na wszystkie strony, ale uparcie trzymały nadgarstków i nic nie było w stanie ich stamtąd ruszyć czy uszkodzić.

      Pilipix właśnie siedział z lewą ręką wyciągniętą na kamieniu, drugą podpierając policzek ze znudzoną miną, a w dalszym ciągu zdeterminowany Gorg walił w jego naciągniętą bransoletę innym, mniejszym i ostrym kamieniem, nie zostawiając nawet zadrapania.

      – Długo jeszcze zamierzasz próbować? Siedzimy tu już od jakiejś godziny, w życiu nie zajmowałem się jedną rzeczą przez tak długi czas, nudzi mi się! Jeśli jeszcze do ciebie nie dotarło, to są MAGICZNE bransolety, możesz se w nie walić do usranej śmierci, a nie uda ci się ich ściągnąć w ten sposób.  Chochlik wciąż narzekał, podczas gdy to jego towarzysz wypróbował najwięcej sposobów na zniszczenie obręczy. W końcu wilk nie wytrzymał i ze złością odrzucił kamień.
      – Wiem! Skoro nie mogę zniszczyć ich, to może po prostu odgryzę ci rękę, co ty na to?!
      – Nie zrobiłbyś tego...  Diablikowi zrzedła mina, a niebieska twarz pobladła, ale wilkołak już się przemieniał. Pisnął, gdy zmieniony do formy pośredniej się na niego rzucił, i zaczął uciekać, nie mógł jednak oddalić się od napastnika zbyt daleko. Przed nim nie było teraz ucieczki.

      Nie zajęło długo, by capnął go w swą potężną łapę i podniósł za czułki z ziemi. Złapał za ściskającą je dłoń i pisnął ponownie, tym razem z bólu.
      – Ał! Czekaj, czekaj, pogadajmy o tym!  krzyczał, miotając się w panice, lecz Gorg tylko zignorował własny ból głowy – prawdopodobnie wywołany zdenerwowaniem czy tymi krzykami – i schwytał lewą z błękitnych rąk, prostując ją. A gdy rozwarł pełen ostrych kłów pysk i przybliżył do miejsca tuż za bransoletą, bardzo przywiązany do swojej dominującej kończyny Pilipix wrzasnął, kuląc się i zaciskając oczy: – Wiem jak znaleźć czarownicę!

      Szatyn odsunął się od jego ręki, z powrotem zmieniając.
      – Serio? 
      – Tak! Właśnie mi się przypomniało, że co sezon migracyjny przelatujemy z innymi chochlikami nad bagnami, gdzie często stoi jej złoty namiot. Zanim zniknęła powiedziała, że pora wracać, pewnie udała się właśnie tam! 
      – I jesteś pewny, że umiesz tam trafić? 
      – Tak, tak! Mam świetną orientację w terenie, trafiłbym tam z zamkniętymi oczami, przysięgam!
      – No i widzisz!  wykrzyknął wilk, z uśmiechem, acz mało delikatnie odrzucając go na ziemię. – Jak chcesz to potrafisz!

      Chochlik odetchnął z ulgą i się otrzepał. 

      – Jak daleko stąd są te bagna? 
      – Eee... Noo, dolecenie tam na dobrych prądach zajmuje nam zwykle co najmniej kilka dni, ale tak pieszo, to będzieeeaaaAAA! – Gorg nie dał mu dokończyć, znowu podnosząc za czułki, gdyż już wyobrażał sobie, ile czasu zajmie im taka przeprawa.
      Czasu, który będzie musiał spędzić z najbardziej irytującą istotą na ziemi.

      – Wiesz co? Tak jednak będzie szybciej!  stwierdził i ponownie wysunął kły do małej ręki.
      – Nienienienienie, poczek... Iiik! – Zacisnął powieki i odwrócił głowę, gdy poczuł jak ostre końce zaciskają się na jego ramieniu. Jednak Gorg również syknął i upuścił go, odsuwając się, kiedy klatkę piersiową przeszył mu ostry ból. Pilipix złapał się za ramię, na którym zdążyły wykwitnąć tylko pierwsze kropelki granatowej krwi.

      – Ał! Co to było? 
      – Co co było?! Chciałeś mi ujebać rękę, o to ci chodzi?!
      Trzymający się za pierś szatyn spojrzał na oburzonego chochlika, usilnie nad czymś myśląc.
      Pilipix cofnął się pod naporem tego spojrzenia i skulił, gdy mężczyzna zamachnął się i z całej siły klepnął go w plecy. Topikowi odebrało dech, ale wilk także się skulił, znowu czując ten ból w sercu.

      – A to za co?  wydyszał leśny duszek. – Od razu mnie zabij, a nie się znęcasz nad mniejszym...
      – Teraz ty mnie uderz. 
      – Co?
      – No dalej, przywal mi z całej siły, druga taka okazja się nie powtórzy. Muszę coś sprawdzić.

      Pilipix posłał wielkoludowi podejrzliwe spojrzenie.
      – I nie zjesz mnie za to potem? 
      – Wal, śmiało.  Gorg tylko rozłożył ręce, nadstawiając mu się w odpowiedzi.
      No więc chochlik złożył dłoń w pięść, zamachnął się i z całej siły uderzył w odsłonięty brzuch. 

      Obaj stali przez chwilę niewzruszeni, aż to uderzający pisnął:
       – Iiii...  uginając rękę i machając zgranatowiałą, bolącą dłonią.

      Złapał się za nią, kuląc i przyciskając ją do brzucha ze łzami w kącikach oczu.
      – Co ty tam masz, kamienie?! 
      – Matko, jesteś do niczego. Sam to zrobię. – Wilkołak podniósł z ziemi kamyk i walnął się nim w rękę, ale to topik znów krzyknął:
      – Ała!  łapiąc się za pierś.

      Gorg tylko pomachał dłonią, łagodząc lekki ból.

      – Pięknie  stwierdził. – Te cholerne bransolety jakimś cudem sprawiają, że gdy jednemu dzieje się krzywda, drugi też to czuje. 
      – Tak?! Tylko czemu mam wrażenie, że to ja wychodzę na tym gorzej?!  wykrzyknął obolały Pilipix.
      – Nie moja wina, że jesteś mięczak i najlżejsze uderzenie cię boli. 
      – To było najlżejsze?!  znowu się wydarł, zaraz jednak do głowy przyszła mu pewna myśl.
      – Hmm, no dobra, a co będzie, jeśli zrobię tak?  Wziął igłę z drzewa iglastego i ukłuł się nią w prawą rękę.
      – Ał!  Gorg odczuł to ukłucie tak, jakby ktoś wbił mu szpilę w serce.

      – Haha, a to dobre  zaśmiał się diablik i zaczął szybko kłuć po skórze.
      – Dość, przestań!  Szatyn złapał go za rękę, powstrzymując.
      – Bo co?! 
      – Słuchaj, przepraszam, okej? Możemy obaj zacząć okładać sami siebie na złość drugiemu, ale to nic nam nie da, więc czy moglibyśmy choć na chwilę przestać się kłócić i skupić na rozwiązaniu problemu? No, chyba że do końca życia chcesz nawet kąpiele dzielić ze mną. – To ostatnie Pixa przekonało.

      – Do końca życia znosić smród zmokłego psa? Nie ma mowy!  Odrzucił szpilkę. – To kiedy ruszamy?
      – Teraz. Im szybciej się od ciebie uwolnię, tym lepiej.  
      – To przynajmniej w jednym się zgadzamy. 
      – A więc prowadź, mądralo. O ile naprawdę wiesz gdzie iść. – Gorg zrobił teatralny, zapraszający gest rękami.
      – To ja czasem jeszcze opuszczam ten las, pchlarzu, więc w kwestii kierunków zaufamy mi. A bagna są w tamtą stronę.  Wskazał i ruszył w stronę przeciwną niż ta, którą wskazywał wilk, a ten przewrócił oczami i poszedł za nim.

      – Naprawdę odgryzłbyś mi rękę?  zapytał po chwili chochlik.
      – Neee, chciałem cię tylko nastraszyć. Jeszcze bym się czymś zatruł.

      Nie wiedział, czy mu uwierzył, ale to i tak nie miało już znaczenia. Przez jakiś czas Gorg miał nie stanowić dla niego zagrożenia.

Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|Where stories live. Discover now