20. Jak nie utopić przeznaczenia

948 120 59
                                    

      Monk zaprowadził ich do pomostu na nabrzeżu, przy którym zacumowane były kutry, łódki czy kajaki i który prowadził do wynajmującego je, jaskrawo oświetlonego sklepu ze wszelkim rodzajem nadmorskiego barachła. Jaśniejszym punktem od niego była tu chyba tylko stojąca nieopodal latarnia morska.

      Syren został w wodzie przy pomoście, już biorąc się za odgryzanie liny, którą przywiązany był do belki jeden z kajaków, a oni zakradli się do budynku.
      Przemiana tym razem nie wchodziła w grę, gdyż wciąż byli cali mokrzy, a woda zmywała działanie pyłu. Na szczęście jednak w środku całodobówki zastali tylko odchylonego na krześle z nogami na ladzie, śpiącego pracownika. Nastolatek wyróżniał się fioletowymi, zaczesanymi do tyłu na coś w stylu krótkiego irokeza włosami oraz wieloma kolczykami w prawym uchu, a także jednym w lewym. Na okrytej czarną koszulką i sklepowym fartuchem piersi trzymał otwartą gazetkę z panią w skąpym bikini na okładce.

      Gorg z Pilipixem spojrzeli po sobie, rozejrzeli się jeszcze, czy wokół nikogo innego nie ma, po czym wyszli z ukrycia, po cichutku podchodząc do drzwi i delikatnie je popychając. Niestety, nie zauważyli zawieszonego u góry dzwonka, który wyrwał młodzieńca z płytkiego snu.
      W tej samej sekundzie, w której śpiący zachrapał urwanie i wzdrygnął się, zrzucając z siebie gazetkę i tracąc równowagę na krześle, wilk złapał topika za kołnierz i wrzucił do pobliskich krzaków. Sam też od razu tam skoczył, tak że gdy zbudzony podniósł raptownie głowę po rąbnięciu nią o podłogę, dostrzegł już jedynie wracające do pozycji wyjściowej drzwi.

      Czym prędzej podniósł się z ziemi i zawołał:
      – Kto tam?!
      Kiedy nie uzyskał odpowiedzi, wziął leżącą na ladzie latarkę – a po chwili namysłu także gaz pieprzowy z szuflady, który wepchnął do kieszeni fartucha – i wyszedł, obiegając teren strumieniem światła.

      Chochlik i wilkołak kulili się w zaroślach, podczas gdy młodziak zaczął sprawdzać teren, nieopatrznie kierując się w ich stronę.
      Zerknęli na pomost, przy którym zaalarmowany światłem latarki Monk wyglądał na to, co się dzieje. Kiedy człowiek już miał zajrzeć w krzaki, za którymi się chowali, syren zaczął robić hałas, pluskając gwałtownie ogonem o powierzchnię wody. Światło natychmiast skierowało się w tamtą stronę.

      Tryton szybko odpłynął, chłopak równie szybko tam ruszył, a oni wyszli z ukrycia za jego plecami. Gdy tylko dostatecznie się oddalił, weszli do sklepu, wciąż chcąc zdobyć czekoladę i ufając, że Monk zajmie pracownikowi chwilę.
      Gorg od razu chwycił za tabliczkę, już wcześniej upatrując ją sobie zza szyby, a Pilipix podszedł i wziął jeszcze kilka.

      – No co?  zapytał, kiedy wilk na niego spojrzał. – Też chcę spróbować.
      Szatyn wzruszył ramionami i po krótkim zastanowieniu, złapał za paczkę suszonej wołowiny dla siebie. A gdy obrócił się w stronę wiszących na wieszakach ubrań i spojrzał na te ich – przemoczone – stwierdził, że to także się przyda.
      Zanim jednak tam podszedł, usłyszeli plusk i odwrócili głowy w kierunku wody.

      – Lepiej się pospieszmy  ponaglił diablik, a wilkor złapał za pierwsze z brzega dwa komplety ubrań, dbając tylko o to, żeby były w dwóch przeciwnych rozmiarach, po czym migiem skierowali się do wyjścia.

~~*~~

      Na pomoście, fioletowowłosy młodzieniec świecił latarką po zwisającym z belki kawałku liny, niepodtrzymującym już żadnego kajaka. Zmarszczył podejrzliwie brwi. Podszedł i wziął go w rękę, stwierdzając, że końcówka wygląda na przegryzioną.

      Wtem coś plusnęło i w mig przeniósł strumień światła na rozprzestrzeniające się po wodzie z jednego punktu okręgi.
      Wydawało mu się, że pod jej mętną taflą zobaczył światełko, które powędrowało pod pomost.

Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|Where stories live. Discover now