21. Jak się rozstawać

879 130 34
                                    

      Szybko pokonywali wodne fale, to lawirując między małymi wysepkami, to mijając jakiś stały ląd, to znowu wypływając na otwarte morze.
      Płynęli właśnie otoczeni ze wszystkich stron wodą, gdy Monk zarządził przerwę na czekoladę. Gorg otworzył plecak i podał jedną tabliczkę syrenowi, jedną Pilipixowi, a sobie wyjął paczkę suszonej wołowiny. Otworzył ją, wyciągając mięsny plaster, podczas gdy Monk już zajadał się swoim przysmakiem, a chochlik właśnie odpakował swój i wziął pierwszy gryz.
      Zaraz jednak skrzywił się strasznie i wszystko wypluł.

      – Tfu-tfu-tfu...! to wcale nie jest słodkie!
      – No jasne że nie, jest dużo lepsze! Gorzka czekolada w połączeniu ze słonymi kryształkami morskiej soli... poezja... – rozpływał się nad swoimi delicjami Monk. Pix znów się skrzywił i oddał mu wszystkie pozostałe tabliczki.
      Tryton był wniebowzięty, a Gorg zaśmiał się z diablikowej miny i z głośnym chrupnięciem przegryzł swoją wołowinę.
      Diablik patrzył na to naburmuszony...

~~*~~

      Płynęli prawie całą noc, podczas której Pilipix i Gorg zdrzemnęli się trochę na dnie łódki, a potem kolejny dzień, podczas którego to Monk zrobił sobie przerwę na odpoczynek, i kiedy wreszcie wpłynęli wąskim przejściem do otoczonego łąkowymi kwiatami jeziorka, znowu zaczęło powoli się ściemniać.
      Wilkołak z chochlikiem wyszli na brzeg.

      – Dzięki Monkie!  Pilipix pomachał do syrena.
      – Taa, dzięki za podwózkę  dodał Gorg.
      – Trzymajcie się, chłopaki! – Syren im zasalutował, wyskoczył z wody, robiąc półobrót w powietrzu, by zaraz zniknąć pod jej powierzchnią głową w dół.
      Odpłynął, wydawałoby się, zostawiając łódkę w diabły, ale po krótkiej chwili widoczna część liny napięła się i pusty kajak popłynął w ślad za nim.

      Wzruszyli ramionami i odwrócili się w stronę lasu, ostatniej przeszkody dzielącej ich od bagien Althei.

      – Jestem głodny  stwierdził ponuro chochlik, a wilk spojrzał na niego, potem na wiszące na drzewach owoce, i wreszcie na ich marynarskie wdzianka.
      – Noo... ostatni postój chyba nie powinien zaszkodzić. Możemy chwilę odpocząć, przynajmniej dopóki normalne ubrania nam nie wyschną...
      Duszek się uśmiechnął.
      – To chodź po jakieś żarełko!

~~*~~

      Siedzieli przy sporym kamieniu, na którym rozłożone zostały mokre ubrania, oświetlane przez żar z rozpalonego nieopodal ogniska.
Gorg złapał w jeziorze kilka ryb i teraz smażył je na długim patyku, a Pixie go naśladował, nadziewając na własny znalezionego w lesie banana malinowego.

      Kiedy skończyli jeść, ognisko już przygasało. Z głośnymi westchnieniami wyłożyli się na trawie, układając ręce na pełnych żołądkach i wbijając spojrzenia w gwiazdy.

      Leżeli tak chwilę w ciszy, dopóki Gorg nie zerknął na rozwieszone ubrania.
      – Powinny już być suche  stwierdził.
      – Mhmm...  odpowiedział topik, acz dalej leżał nieruchomo. Obaj leżeli, pogrążeni we własnych myślach, wspominając to wszystko, co przeszli, i rozważając o tym, jak to na nich wpłynęło.

      Gorg pierwszy raz w życiu opuścił bór, a wszystko to, czego doświadczył w podróży, przerosło jego największe wyobrażenia.
      Pilipix już podróżował – ba – przemierzał całą tę trasę w kilka dni sezon w sezon; ale zawsze lecąc wysoko nad ziemią, i nie spodziewał się, że tu w dole może być tyle ciekawych rzeczy. Obdarzone skrzydłami chochliki doprawdy rzadko korzystały z nóg, i dopiero teraz odkrył, ile traciły.
      Nauczył się też brać niektóre rzeczy na poważnie, i że ruszenie komuś z pomocą – zamiast naśmiewania się z niego – naprawdę o wiele bardziej się opłacało. No bo na przykład gdyby nie pomogli Zerisowi, nigdy nie trafiliby do wioski centaurów na zabawę, a kto wie, może nawet w ogóle nie przeszliby nizin.
      Wilk też szczególnie miło wspominał ten odcinek drogi, i to właśnie dzięki diablikowi nauczył się tak świetnie bawić. Zyskał nawet trochę na poczuciu humoru, wraz z przebytymi kilometrami coraz częściej śmiejąc się razem z Pixem, zamiast tylko denerwować na niego i jego głupie żarty.

      Przeprawa z cyklopem, potem z wilkołactwem, jazda na centaurach, trudy pustyni, pierwsze spotkanie z ludźmi, następnie ich oszukiwanie, a nawet spróbowanie ich kuchni, podróż na bryczce, wspinaczka górska, stary kozioł Fagoo, a wreszcie syren Monk...
      Obaj doświadczyli wielu nowych rzeczy i zmian. Choć, co prawda, niektóre z tych zmian mogły wkrótce zniknąć. Za tym lasem wreszcie uwolnią się od siebie, pójdą każdy w swoją stronę i wszystko wróci do normy. Gorg osiedli się w jakimś ciemnym miejscu, a Pilipix wróci do boru, dokazywać razem z innymi chochlikami.
      Ich podróż dobiegała końca.

      Szatyn westchnął, podnosząc się i oferując rękę (już niedługo) towarzyszowi.
      – No chodź, już niedaleko. Miejmy to za sobą.
      Pilipix przyjął pomoc przy wstaniu – ich spojrzenia na chwilę się spotkały – po czym puścili swoje dłonie, zwracając się w kierunku głazu z ubraniami.

      Przebrali się, zalali ognisko wodą, po czym opuścili łąkę, wchodząc do prowadzącego na bagna lasu. Ku spotkaniu z wiedźmą.

Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|Where stories live. Discover now