12. Jak nie dotykać chochlika

1.1K 126 58
                                    

      Powoli, mozolnie uchylił powieki, by te zaraz znowu bezwładnie opadły. Spróbował jeszcze raz, zatrzepotał rzęsami, i w końcu udało mu się utrzymać je w górze. Z początku obraz był rozmyty, zaćmiony i chwiejny, zupełnie jak jego ból głowy. W uszach mu szumiało i nie wiedział, co się dzieje.
      Dopiero gdy słuch zaczął wyłapywać ze zlewającego się hałasu pojedyncze dźwięki – przekrzykujące się głosy, płacz dziecka, stukot butów i kopyt, brzdęk monet, trzask bicza, terkot kół i skrzypienie drewnianego powozu – a wzrok się wyostrzył, zorientował się, na co właściwie patrzy. I że obraz ten przysłaniały metalowe kraty.

      Poderwał się tak szybko, że aż mu pociemniało przed oczami i o mało nie przywalił w pręty klatki, w której siedział.
      Złapał się za nasadę nosa.

      – Gorg?  dobiegło z boku. 
      – Gorg!  To Pilipix usłyszał jak wstaje i uniósł schowaną w kolanach głowę, by za chwilę rzucić się do prętów swojej stojącej obok klatki. – Wstałeś nareszcie! Już myślałem, że nigdy się nie obudzisz! 
      – Pixie...? – Przeniósł nieprzytomne spojrzenie na odgrodzonego od niego dwoma parami krat chochlika. 
      – Pixie, co się stało? Gdzie jesteśmy?  Zmrużył oczy. – ...Płakałeś?  dodał, gdy znów wróciła mu ostrość i zauważył mokre ślady na niebieskich policzkach.

      Topik otwierał już usta, ale Gorg nigdy nie dowiedział się, co chciał powiedzieć, gdyż w tym momencie w obie ich klatki trzasnął bicz, a duszek pisnął, puszczając pręty i kuląc się.
      – Cisza! Spokój ma być!

      Wilkołak błyskawicznie skierował wzrok na stojącego nieopodal mężczyznę i zawarczał bezwiednie, za co dostał z bata. 
      – Powiedziałem spokój! – Facet odwrócił się z powrotem do swojego rozmówcy, a szatyn już miał mu coś odpowiedzieć, lecz Pix wystawił rękę przez kraty i dotknął jego dłoni, powstrzymując przed tym krokiem. Spojrzał na diablika zaskoczony. Ten pokręcił głową ze zasznurowanymi ustami.
      Gorg spuścił spojrzenie z zapłakanej twarzy na rękę, która go trzymała, a widniejące tam ciemne, podłużne ślady po bacie sprawiły, że coś w nim zawrzało.

      Postarał się jednak uspokoić, zdając sobie sprawę, że Pilipix miał rację powstrzymując go przed nierozważnym krokiem. W milczeniu rozejrzał się po miejscu, w którym się znajdowali.

      Ewidentnie wciąż była to pustynia – choć było jakby trochę chłodniej – a konkretnie to miasteczko na pustyni. Ludzkie miasteczko.
      Było głośno jak na targu. Większość krzątających się koło nich osób była opalona i w zwiewnych szatach, ale przewijali się też tacy, co wyglądali na spieczonych, a w oddali – przy tawernie z wahadłowymi drzwiami – stało kilku mężczyzn w kapeluszach. Gdzieniegdzie przechadzały się konie bądź wielbłądy, ciągnąc bryczki. Na ramieniu jednego ze stojących obok gości dostrzegł plecak, który dostali od Canagana. Po ich lewej, zaraz przy klatkach, stał spory podest, na którym niski facet z kozią bródką krzyczał do zebranego pod sobą tłumu. To oni robili najwięcej hałasu, wyrzucając ręce w górę i przekrzykując się nawzajem.
      Nie, nie przekrzykując.
      Licytując.
      Ci ludzie licytowali.

      Facet zachwalał właśnie trzymanego siłą na scenie goblina jako idealnego służącego.
      Niewolnika.

      Wszelkie inne magiczne stworzenia także były trzymane w klatkach. Gorg rozejrzał się po ich smutnych, wściekłych bądź pogodzonych z losem twarzach, na załamanym Pilipixie kończąc. Spostrzegł, że u góry zewnętrznej części prętów zawieszono mu buteleczkę, w której coś pływało. Wpatrywał się w nią tak długo, aż zrozumiał.
      To były łzy.

Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|Where stories live. Discover now