18. Jak się nie kochać

1K 122 51
                                    

      O świcie ruszyli w dalszą drogę. Zatrzymali się dopiero, kiedy dotarli do wielkich i stromych gór.
      Zadzierali na nie głowy już od jakiegoś czasu, gdy Gorg zapytał:
      – Jesteś absolutnie pewien, że musimy tędy przejść?

      – Hm?  Diablik spojrzał na niego. – A, tak-tak, zawsze przelatujemy nad górami, jesteśmy na dobrej drodze.
      – Nie wspominałeś o nich. 
      – Serio?  Uciekł gdzieś wzrokiem z nerwowym uśmiechem.

      – Mhm. – Gorg nie okazywał swym tonem czy miną większych emocji. – Co jeszcze nas czeka, zanim wreszcie dotrzemy na te walone bagna? 
      – Nic. To ostatni odcinek drogi. Po drugiej stronie tych gór czeka na nas cel naszej podróży. – Na te słowa wilk odetchnął wreszcie z ulgą.

      Zaraz jednak ponownie zapytał:
      – Nie można ich jakoś obejść?  rozglądając się na boki, jednak góry rozciągały się od jednego horyzontu do drugiego.
      – Noo... można. Choć to całkiem długie pasmo. 
      – Czyli że szybciej będzie na wprost. 
      – Jak zazwyczaj.  Topik wzruszył ramionami. – Choć na pewno trudniej. Zawsze możemy się przejść...  Wizja dodatkowych kilku dni marszu wcale nie wydawała mu się zła, o ile Gorg będzie maszerował obok.

      Wilkor przeniósł wzrok z powrotem na górski szczyt.

      – Nie. Chcę jak najszybciej mieć już to za sobą.
      Do jednej szpili w sercu chochlika dołączyła druga. 
      – Chodź. Nie jest aż tak stromo. 

~~*~~

      Zmienił zdanie, kiedy byli mniej więcej w 3/4 wspinaczki. Na tyle wysoko, że wiało tam niemiłosiernie i musiał wspinać się, jednocześnie asekurując leciutkiego duszka; pilnując, aby go nie zwiało.

      Gdy dotarli do w miarę stabilnej, poziomej półki, krzyknął do niego – pokonując świst wiatru – żeby się na chwilę zatrzymali i odpoczęli.
      Usiedli z głośnymi westchnieniami, a Gorg stwierdził, że potrzebuje motywacji w postaci zobaczenia, że od bagien faktycznie dzieli ich już tylko ten krótki odcinek, by znaleźć siły na pokonanie go.
      – Pixie, pokaż mi mapę! Chcę na własne oczy zobaczyć, że już blisko! 
      – Cooo?  Topik udał, że nie usłyszał, choć w rzeczywistości jego oczy rozszerzyły się ze zgrozy.

      – Ma-pę! Daj!  tego krzyku już nie dało się nie usłyszeć, więc z mocno bijącym sercem i myślami przepływającymi przez głowę szybciej niż wiatr, Pilipix powoli sięgnął do kieszonki... A kiedy wyjmował z niej ściskany za sam róg skrawek papieru, po prostu poluźnił uchwyt i pozwolił, by wiatr mu go wyrwał i poniósł w dal.

      – Szlag!  przeklął wilkołak i instynktownie wyciągnął rękę, ale nawet się o niego nie otarł.

      – Przepraszam!  wykrzyknął Pix.
      – Nieważne!  odpowiedział, po czym spojrzał w górę, gdzie dostrzegł prowadzącą do potencjalnego schronienia wyrwę. Szturchnął chochlika w ramię, aby ten też tam spojrzał.
      Osiągając bezsłowne porozumienie, na nowo zaczęli się wspinać.

      Odetchnęli z ulgą, gdy dotarli do jaskini i weszli do środka, skrywając się przed smagającym wiatrem.

      – Już nie mogę, odpocznijmy tu chwilę  powiedział Gorg, rzucając plecak na ziemię w roli poduszki i się kładąc. Wyciągnął rękę do Pixiego, który z kolei ułożył głowę na jego ramieniu.
      Leżeli tak chwilę, głośno oddychając ze zmęczenia.

Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|Where stories live. Discover now