19. Jak kłamać

1K 120 85
                                    

      Kozioł zgrabnie przeskakiwał z jednej półki na drugą, wybierając te najstabilniejsze, a chłopcy schodzili ze stromej góry jego śladem. W końcu sprowadził ich bezpiecznie na sam dół, dopiero tam kończąc szalenie długi i szalenie nudny puszkowy raport.
      Nastawał wieczór.

      – No i ju jestemy na mijscu, jak ten czos zaiwania przy dobrej zabawie!  stwierdził, skacząc z ostatniej skalnej wyniosłości na płaską już ziemię. Za nim Gorg tyłem opuszczał się ze skały, puszczając, gdy od gruntu dzielił go jakiś metr, a kiedy jego stopy pewnie na nim stanęły, wyciągnął ręce po Pixiego, który zjechał w dół jak po zjeżdżalni.
      Dopiero wtedy wilk obrócił się w kierunku podróży.

      – Bagna! Naareszcie! – westchnął z ulgą, gdyż już kilka metrów od nich zaczynała się bagienna woda. – Teraz zostało tylko znaleźć Altheę i jesteśmy w domu!
      – Altheę?  Kozioł poderwał głowę, wlepiając w szatyna zdziwiony wzrok, a chochlik wstrzymał oddech. – Ale że jak to Altheę? 
      – No tę czarownicę. Dla niej tu przyszliśmy...
      – Tak, i lepiej już pójdziemy, paa... – wtrącił się spanikowany Pilipix, podbiegając do Gorga i ciągnąc go za rękę w stronę bagien.

      – Tutaj?  kontynuował zaskoczony Fagoo. – Przeca to ni te bagna.
      – Jak to nie te? – Wilkor zatrzymał się nagle, ignorując desperackie próby ruszenia go z miejsca przez topika.

      – Te, te, stary cap nie wie co mówi, chodźmy jej poszuka...
      – Może i jestem stary, ale ni głupi! Cy ja wyglądam, jakbym mioł jakikolwik kontakt z wilko mistrzynio czarodzijstwa? A miszkam tutaj przez nimal coołe życie! Mówi ja wam, to ni tu! 
      – Jesteś absolutnie pewien? Pilipix mówił, że przelatywali nad tymi bagnami i widział tu jej na...
      – Przelatywali? Chochliki?! Toż ja chochlika pirszy raz na łoczy widze! Wiatr w górach by ich zdmuchnął! Idzieta w zupełnie ni te strone, bagna Althei so haj! – Wskazał odpowiedni kierunek, a chociaż był trochę zwariowany, wydawał się też bardzo pewny siebie i przekonujący. Szczególnie, że nie miał żadnego powodu, aby kłamać.

      – Pilipiiiiix...  przedłużył groźnie Gorg, powoli obracając głowę ku diablikowi, a jego żądający wyjaśnień wzrok był doprawdy przerażający.
      Tak przerażający, że właściciel imienia się cofnął, a Fagoo – uświadomiwszy sobie, że wpakował małego w niezłe kłopoty – poczuł nagle przemożną chęć uwolnienia się z tej niezręcznej, gęstej niczym zupa atmosfery.

      – Oj, że-żelazko żem chiba ostawił łączone... To ja...  mówił, wycofując się. – To ja ju bynde lecioł! – I już go nie było.
      Kilkoma susami wskoczył  z powrotem na skały i zniknął za jedną z nich, wspinając się na górę.
      Pilipix został sam z rozsierdzonym wilkołakiem i jego zielonymi, wwiercającymi mu się w duszę ślepiami.

      – A to... A to zwariowany kozioł, co?  zaczął, wyłamując palce i wodząc nerwowym wzrokiem wszędzie, tylko nie w kierunku Gorga. – Już mu się zupełnie w głowie poprzewracało... 
      – Pilipix  powtórzył wilk twardo, na co chochlik się wzdrygnął, ale kontynuował:
      – Sam pewnie nie rozpoznałby czarownicy, choćby miał ją przed nosem...
      – Pilipix!
      Niebieskie ramiona się skuliły. 
      – Mów prawdę! 
      – Prawdę? No przecież mówię ci...  mamrotał jeszcze duszek, próbując kręcić, lecz podniósł przy tym wzrok i pierwszy raz spojrzał na szatyna, a jego mina sprawiła, że urwał. 

Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|Where stories live. Discover now