3. Jak wkurzać większych od siebie

1.4K 124 148
                                    

      – O o, to jest dobre. W jaką część ciała idzie alkohol? Wóda!  Chochlik opowiedział już chyba ze trzytysięczny suchar, odkąd wyruszyli jakieś dwie godziny temu i jak zwykle sam zaczął się z niego głośno chichrać, bo na idącego z miną wyrażającą chęć śmierci (swojej albo jego, cokolwiek) Gorga nie miał co w tej kwestii liczyć.
      W żaden sposób go to jednak nie zrażało.
      – Jarzysz? W. Uda. Wóda! Dobre, nie? O, a wiesz co mówi strateg, gdy przykłada ucho do zegarka?
      – Merlinie ratuj... 
      – Nie. Mówi: taktyka! Iiiiiihihihihihi...  Leciał powoli zaraz nad ziemią, zginając się w pół ze śmiechu. 

      – O, a ten znasz? 
      – DOSYĆ!  przerwał mu wilk, tracąc resztki cierpliwości, a mały dowcipniś aż złożył skrzydła, opadając na stopy. 
      – Jak usłyszę z twoich ust choćby jeszcze jeden dowcip, to cię... 
      – No co mi zrobisz?  Szeroki uśmiech odsłonił figlarną przerwę między zębami, podczas gdy kolorowe wiry w zmrużonych od tego szczerzenia oczach mieniły się setkami iskier rozbawienia.

      Gorg zawarczał, błyskawicznie się do irytka zbliżając i wyciągając chcące zacisnąć się na niebieskim gardle ręce, lecz Pilipix za szybko odkrył zalety osobliwego połączenia między nimi i nawet nie drgnął, wciąż uśmiechnięty i pewny, że wściekły wilkołak nic mu nie może zrobić.
      Wściekły wilkołak – ku swojemu bólowi – także zdawał sobie z tego sprawę, i tylko zacisnął i rozluźnił kilka razy dłonie nad szczerbatkiem, nawet go nie dotykając. Ryknął głośno i od niego odszedł, łapiąc za leżący w pobliżu kamień i zaczynając okładać nim w zamian przewrócony pień. Walił i walił, rozpryskując wszędzie korę, aż przeciął spróchniałą kłodę na pół. Dopiero wtedy odreagował i odrzucił kamień, dysząc głośno.

      Pilipix przysunął się doń powoli na skrzydłach, podpierając dłonie na policzkach.
      – Cy dzidzia jus się wysalała i moziemy iść dalej? 
      – Przeginasz pałę, krasnalu. I nie, nie możemy iść dalej, ponieważ ktoś pozbawił mnie dzisiaj obiadu i teraz jestem głodny. – Wciąż zły szatyn skierował się do pobliskiego jeziorka, wiedząc, że upolowanie czegoś z tym cudakiem na ogonie to dopiero dobry żart, i że łatwiej będzie złowić jakąś rybę.

      Niewzruszony szalonooki podleciał do gałęzi jednego z otaczających ich drzew i zerwał z niej fioletowy owoc z różowymi kropkami, wgryzając się w niego.
      – Ojej, jak mi psyklo. 

      – Daruj sobie i rusz się, skrzacie, zanim samo cię do mnie ściągnie. 
      – Nie jestem skrzatem ani krasnalem, tylko chochlikiem, ignorancie  poprawił go skrzydlaty, ale posłusznie ruszył za nim. – A w ogóle to nazywam się Pilipix.
      – Jasne jasne, Pixie, ale czy możesz już się zamknąć? Ryby mi płoszysz  odpowiedział pochylający się już nad jeziorem wilk. 
      – Ej, tylko nie Pixie! Pixy, jeśli już. Jestem chochlikiem, nie wróżką! 
      – A co za różnica?
      – Niewielka, ale znacząca! Cóż, zgaduję, że takie głupie kundle jak ty nie widzą żadnej...
      – Skoro już jesteśmy przy nazewnictwie, to zamiast kundla wolałbym Gorga.

      Chochlik zastanowił się przez chwilę. 

      – Ugh, czy wy wszyscy musicie mieć imiona jak nazwy broni? Tego się nawet przerobić fajnie nie da!
      – Lepsza broń niż niedorozwinięta lalka, Pixie. Ale co tam imiona, wy nawet wyglądacie jak małe, kolorowe dzieci.  
      – Pff, jestem starszy od ciebie, szczeniaku. 
      – Ta, tylko co z tego, skoro wilcze dziecko wygląda bardziej męsko od dorosłego chochlika. 
      – Przynajmniej nie wyglądamy jak owłosione małpy!  uniósł głos akurat wtedy, kiedy Gorg sięgał po rybę, i ta mu się wymknęła.

Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|Where stories live. Discover now