9. Jak się godzić

1.4K 140 99
                                    

      Bestara wywiązała się z zadania i znajdowali się teraz w namiocie rozstawionym w ustronnym miejscu, znacznie oddalonym od ogniska, a nawet reszty namiotów. Z oddali słychać było gasnące dźwięki biesiady, na której zostali już tylko ci najbardziej wytrwali, a reszta leżała gdzieś pijana bądź odeszła zanim to nastąpiło.
      Obaj mieli na sobie jedynie bieliznę, a i tak było im nielogicznie wręcz gorąco. Może od zbyt dużej ilości rozgrzewającego trunku. A może to fakt, jak mocno się przytulali, stykając każdym centymetrem rozgrzanych ciał, nie pomagał.
      Spali, a raczej próbowali spać, wyłożeni jeden na drugim na miękkich kocach pośrodku namiotu. Poduszki z pierza, które jeszcze nie tak dawno były równiutko ułożone pomiędzy nimi, teraz otaczały ich ze wszystkich stron, porozwalane po całym namiocie, a oni rozkopywali je jeszcze bardziej, wiercąc się niespokojnie.
      Ich spite umysły miały obecnie większe problemy od zastanawiania się nad tym, jak w ogóle doszło to tej sytuacji, a szkoda, bo to dość zabawna historia.

      Otóż po powrocie od zielarki wrócili do zabawy: dużo tańczyli, jeszcze więcej pili. Pixie nie potrzebował wiele, aby totalnie się spić, ale dzięki temu tylko lepiej się bawił, mniej myślał i więcej śmiał. Gorg zaś przedstawiał zupełnie inny typ pijaka. Był rosłym mężczyzną z mocną głową, lecz piwo centaurów – którego sobie nie szczędził po tym, jak Idris go zdenerwowała – miało trochę inny skład od tych, z jakimi miał do tej pory do czynienia. Również się upił, a im bardziej był pijany, tym tylko jego agresja rosła.
      W pewnym momencie pokłócił się z jakimś podobnie spitym ogierem, a choć centaury były przyzwyczajone do sprzeczek na swoich biesiadach i z tą też szybko przeszły do porządku dziennego, wilkołak po jej zakończeniu wciąż był podenerwowany i oddalił się w jedynie sobie znanym kierunku i celu. Pilipix – siłą rzeczy – pobiegł za nim, co Bestara skomentowała mruknięciem "ach ci amentes" i podniosła swój kufel, wychylając zawartość.
      Sekundę później leżała już pijana na ziemi.

      Gdy chochlikowi wreszcie udało się zatrzymać wściekłego wilka, byli znacznie oddaleni od całej zabawy i nikt nie słyszał, jak ostro się pokłócili. W miejscu gdzie obydwaj żyli, cały las był przyzwyczajony do rozchodzących się po nim ciągłych waśni ich dwójki, która nie znosiła się chyba najbardziej ze wszystkich chochlików i wilkołaków, ale przy tej, tamte to były tylko dziecinne przekomarzanki.  
      Pilipix chciał wrócić na imprezę, oskarżając Gorga o bycie nieumiejącym się bawić gburem, na co ten mu odpowiadał, że lepsze to niż bycie kimś, kogo JEDYNĄ umiejętnością są durne wygłupy, a to był zaledwie początek kłótni.
      Wypominali sobie wszystko: tak sytuacje z bliższej czy dalszej przeszłości, jak i nawet niezrozumiałe dla siebie nawzajem cechy swych ras, a i ich indywidualne. Poleciało kilka niewybrednych epitetów, aż w końcu obaj znacząco przesadzili, mówiąc coś, co mocno ubodło drugiego, niekoniecznie w pełni świadomie i zamierzenie. Tym sposobem odkryli, że nie tylko czują wzajemną krzywdę fizyczną, a że jest dużo więcej sposobów na zranienie kogoś, które także odczuwają na sobie nawzajem.

      I choć sami sobie zadali bólu, szybko się okazało, że nie mogą go już dłużej znieść. Postanowili więc przestać na siebie wrzeszczeć – przyznając, że obaj po prostu zbyt dużo wypili – i iść spać.
      Jak postanowili, tak zrobili.

      Górnych części odzienia pozbyli się od razu po wejściu do namiotu, zataczając się przy tym i potykając, a gdy wreszcie udało im się uwolnić od wybrudzonych piwem koszul, runęli na posłanie. Spodni nie zabrudzili, więc nie było potrzeby ich zdejmować; zwłaszcza że u Canagana spali w pełni ubrani, i tak będąc zażenowanymi koniecznością robienia tego razem. Ale tej nocy byli zbyt pijani, żeby przejmować się takimi rzeczami. Gdy tylko uznali, że jest im za gorąco, pozbyli się także ich.
      Pixie jednak postanowił zbudować między nimi mur z poduszek, odgradzając się od Gorga i zabraniając mu go przekraczać, bo po pierwsze nie wyzbył się do końca wstydu, a po drugie wciąż był na niego zły. Tak więc pod groźbą wydłubania oczu, wilk pozostał na swojej stronie namiotu, zwrócony do jego lewej ścianki i dotykający plecami poduszkowego muru, którego chochlik dotykał z drugiej strony, również odwrócony plecami.

Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|Where stories live. Discover now