6. Jak razem żyć

1K 125 65
                                    

      – Hej Gorg, trzymaj, spakowałem wam trochę rzeczy na drogę.  Już mieli odchodzić spod domu Canagana, gdy ten rzucił w stronę kumpla brązowy, skórzany plecak. Szatyn złapał go w locie i zajrzał do środka. Zielonym ślepiom ukazały się dodatkowe ubrania – koszula i spodnie – oraz suchy prowiant.

      – Rany, nie jestem pewny, czy mogę to przyjąć. I tak wystarczająco dużo dla nas zrobiłeś.
      – Daj spokój, wam bardziej się przydadzą. Odwdzięczysz mi się kiedyś, jak będzie okazja.  Posłał przyjacielowi oczko. Ten jeszcze raz zajrzał do plecaka, po czym – kręcąc głową – z uśmiechem przewiesił go sobie przez ramię.
      – Dzięki, stary – Wyciągnął rękę.
      – Uważaj na siebie.  Canagan podał swoją i wymienili twardy, męski uścisk.
      – I na niego – dodał, przenosząc wzrok na poprawiającego czyściutką już kamizelkę Pixiego.
      – ZWŁASZCZA na niego, chciałeś rzec.  Gorg puścił smuklejszą od swojej dłoń ze znaczącym spojrzeniem, za co dostał kuksańca w ramię od podeszłego doń topika.
      – Słyszałem.

      Canagan zaśmiał się i zwrócił do niziołka:
      – I prawidłowo, nie daj mu się. Wiesz, on tylko tak dużo warczy, ale wcale nie jest z niego aż taki Wielki Zły Wilk, za jakiego uchodzi.
      – Doprawdy?  Chochlik uniósł brew.
      – A jakże. Znam kilka historii z jego dzieciństwa, i jakbyście mieli więcej czasu...
      – Ale, co za szkoda, nie mamy  wciął się Gorg, kładąc dłonie na ramionach zaciekawionego Pilipixa. – Idziemy, Pix.
      – Czemu? Chętnie posłucham  odparł ten wesoło.
      – Idzieeemyyyy...  powtórzył, ciągnąc go za sobą w drogę.

      Leśny duszek pomachał jeszcze śmiejącemu się szaremu wilkowi, po czym się oddalili, a ten wrócił do siebie.

     – Nie lubię wilkołaków, ale ten jest całkiem spoko. Dużo bardziej spoko od ciebie, w każdym razie... – odezwał się Pix po chwili, na co szatyn jedynie przewrócił oczami.
      – Ale imię wciąż ma jak nazwa karabinu  dodał, czym już wilka trochę rozbawił.

      – Nieładnie tak mówić o kimś, kto był dla ciebie tak miły.
      – No co? Mówię tylko jak jest. Twoje za to kojarzy mi się z granatem. Zresztą nie tylko imię...  ostatnie mruknął pod nosem, ale Gorg i tak to usłyszał, co o dziwo tylko bardziej go rozbawiło.
      – Podobno lubisz granaty  zauważył wesoło.
      – Oj ja nie o takiiiim...  jęknął diablik, a wilkor się zaśmiał.

      W trakcie ich małych przepychanek oraz gierek słownych las zdążył się całkiem przerzedzić i wkrótce go opuścili, wychodząc na trawiaste niziny, których końca nie było widać.

      Przystanęli z wrażenia tuż za ostatnimi drzewami.

      – Z powietrza to wyglądało na mniejsze...  skomentował rozciągające się przed ich oczami wielkie połacie terenu chochlik, po czym skierował wzrok do góry i w bok, na wilkołaka, mrużąc oczy przez oślepiający blask słońca. – Idziemy?
      Szatyn westchnął głośno, ze spojrzeniem wciąż utkwionym w odległym horyzoncie...

      – Idziemy.
      Po czym, dziarskim krokiem, ruszyli, a Pilipix wziął głęboki wdech i ku przerażeniu Gorga, zaczął śpiewać w rytm marszu:
      – Sto siedem wiader wody na ścianie, sto siedem wiader na ścianie! Gdy jedno zdejmiesz to ci zostanie, sto sześć wiader wody na ścianie! Sto sześć wiader wody na ścianie, sto sześć wiader...

Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|Where stories live. Discover now