14. Jak się odnajdywać

965 124 35
                                    

      Stało się. Zakochał się. Zawsze był kochliwy i odkąd pamiętał preferował swoją płeć, ale, na rany Merlina, zawsze były to inne chochliki! A w każdym razie na pewno nie wilkołaki, już wolałby goblina!
      Lecz, mimo to, nie dało się zaprzeczyć, że gdy patrzył na tego konkretnego wilkołaka, w brzuchu latały mu setki małych wróżek, a gdy ten się do niego uśmiechał lub wykonywał w jego stronę drobne, czułe gesty, Pilipix się rozpływał.
      Już nie wspominając o tym jak się czuł, gdy Gorg przez długi czas nie budził się z omdlenia.
      Pierwszy raz w życiu aż tak przejął się kimś innym niż on sam.

      Chochliki nawet w miłości to egoiści, a ich związki zazwyczaj są krótkie i niestałe. Polega to mniej więcej na tym, że kiedy jakaś dwójka duszków się sobie spodoba, zaczyna wszędzie latać, bawić się i robić innym psikusy tak jak zawsze, tyle że razem. Ale jako że żarty to o ironio rzecz, do której podchodzą najpoważniej, to gdy tylko w tym "układzie" pojawia się jakiś problem, nie umieją, a raczej nie chcą go rozwiązać i szybko znajdują sobie kogoś innego.
      Później między taką dwójką nie ma żadnej niezręczności czy spin, rozstają się w zgodzie. Jeśli z tak krótkiego związku pojawi się dziecko, to też żaden powód do zmartwień, gdyż chochliki błyskawicznie się usamodzielniają i nie potrzebują długiej opieki dorosłych. Raczej się nie zdarza, żeby zostawały z jedną osobą na zawsze, przodują bardziej "wolne związki".
      Jednym zdaniem: nie biorą związków, tak jak niczego innego, na poważnie.

      Pilipix również taki był, jednak Gorg sprawiał, że zaczynał się zmieniać. Ten wilczek budził w nim tyle różnych uczuć, których dotąd nie znał, że aż go to przerażało. To przy nim chyba pierwszy raz w życiu się poważnie rozzłościł, zasmucił, a nawet przejmował, to on potrafił go zranić, ale także on umiał dać mu szczęście, poczucie bezpieczeństwa i to dziwne ciepło na sercu.
      Może tylko mu się tak wydawało, może to jedynie bardzo mocne zauroczenie, które przejdzie tak jak każde inne, lecz na tę chwilę czuł, że mógłby spędzić z nim wieczność.

      Problem w tym, że wiedział, że to niemożliwe, a Gorg chce się go jak najszybciej pozbyć, i to go smuciło. On – wiecznie wesoły psotnik – był smutny.

      Co nie uszło uwadze wilkołaka, który co chwila zerkał na idącego za nim z opuszczoną głową topika, podczas gdy wspinali się na niezbyt strome wzniesienie.
      – Pixie? Wszystko dobrze? – zapytał, wyrywając duszka z zamyślenia.
      – Hm? A-a, tak, dobrze; co ma być niedobrze? – odpowiedział ten bagatelizująco.
      – No nie wiem, wydaje mi się, że jesteś jakiś smutny.
      – Ja? Smutny? N-niby... Niby dlaczego miałbym być smutny? – zmieszał się, odwracając ledwie iskrzący wzrok.

      – Daj spokój, przecież widzę, mnie nie oszukasz. Zapomniałeś już, że czuję to co ty?
      – Umm...  zmieszał się jeszcze bardziej, dalej uciekając wzrokiem, a Gorg się zatrzymał.

      – No dobra, co się dzieje? Jednak jesteś zmęczony?
      – N-nie, jest w porządku, możemy iść...
      – No to o co chodzi?  Nie zamierzał ruszać się z miejsca, dopóki się nie dowie.
      – To bransoleta? Chcesz być bliżej mnie?  dopytywał, kiedy diablik dalej nie odpowiadał, i wyciągnął do niego rękę. – Wystarczy powiedzieć.
      – Ymm, aaa... T-taaak... Tak, chyba trochę tak  westchnął wreszcie z ulgą Pix, przyjmując to wyjaśnienie (które znowu aż tak od prawdy nie odbiegało) i łapiąc za oferowaną mu dłoń. 

      Dopiero wtedy ruszyli dalej.

      – Hej...  zagadnął po chwili wilk. – A to co mówił tamten dupek... To o łzach i w ogóle... To prawda?
      – Co?  Chochlik potrzebował chwili, aby skojarzyć, o czym mowa. – Ach, to! nieee, to brednie. Jedyną właściwością moich łez jest wyrażanie smutku, tak jak u wszystkich, nie mam też żadnej mocy przynoszenia szczęścia, czy tam pecha. Chociaż od mojego pyłku mógłbyś dostać niekontrolowanego napadu śmiechu. – Zachichotał.
      – Żartujesz?
      – A co, chcesz sprawdzić?  Posłał mu wyzywające spojrzenie. – Serio mówię.
      – Spasuję, wierzę na słowo. W sumie to do ciebie pasuje.  Również się zaśmiał. – No to jakiś człowiek by się zdziwił, jaką to ty masz "niszczycielską moc".  Myśl o tym, jak to wyobrażenia i legendy ludzi mogą różnić się od rzeczywistości, niezmiernie go bawiła.
      – Ej, w sumie jakby tak cały czas nim kogoś obsypywać, to może i by z tego śmiechu umarł, więc można powiedzieć, że jakąś tam niszczycielską moc jednak mam.  Teraz obaj się roześmiali.

      I o to właśnie Pilipixowi chodziło. Ten wilk potrafił w kilka chwil wyrwać go ze złego nastroju, do którego przecież również się przyczynił, i zmienić go w nastrój wyśmienity. To było niesamowite.

      – No i umiem jeszcze tworzyć iluzje.
      – Iluzje?
      – Aha. No wiesz: sprawić, że taki kamień na przykład zmieniłby się w jabłko.
      – Czekaj, znaczy że umiesz zmieniać zwykłe przedmioty w coś użytecznego i dopiero teraz o tym mówisz?
      – Nie-nie, zmieniłby się tylko jego wygląd, nie właściwości. Gdybyś ugryzł takie jabłuszko, wybiłbyś sobie zęby. Zwykła iluzja. I do tego właśnie czasami używają jej chochliki.
      – Kolejna umiejętność tylko do robienia psikusów? Jesteście niemożliwi.  Szatyn pokręcił głową, a diablik znów zachichotał.

      Weszli wreszcie na szczyt i się rozejrzeli. Gorg posadził Pilipixa na ramionach.
      – Poznajesz coś?
      – Hmm... Niespecjalnie... Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek przelatywali nad takim krajobrazem. Musieliśmy ostro zboczyć z kursu.
      Wilkor westchnął i odstawił topika na ziemię.

      – I naprawdę nie masz pojęcia, jak wrócić na dobrą drogę?
      – Gdybym miał, to bym powiedział, nie?
      – No tak, jasne.  Znowu westchnął. Pierwszy raz w życiu opuścił bór, i oczywiście musiał się zgubić. – No nic, to może tu odpocznijmy, a rano pomyślimy, co dalej. Może się nam poszczęści i ktoś będzie tędy przechodził. Muszą tu chyba mieszkać jakieś stworzenia, nie? – Aktualnie – w słabym świetle wieczora – ciężko było dostrzec coś poza ogólnym zarysem krajobrazu, ale może jak się rozjaśni? Może Pixie w świetle dnia jednak coś pozna.
      Taką przynajmniej miał nadzieję; na razie aczkolwiek usiadł na trawie, opierając się o drzewo, a chochlik zaraz obok niego, tak że ich ramiona się stykały.

      – A jak ten ktoś, kto będzie tędy przechodził, nie będzie miał dobrych zamiarów?  zapytał Pilipix.
      – To tym lepiej, że jesteśmy na szczycie, łatwiej będzie uważać, by coś złego się do nas nie zbliżyło. Na razie ty się zdrzemnij, a ja będę nasłuchiwał. – Objął duszka ramieniem, a ten oparł o niego głowę.
      – Dobra, ale później się zamienimy.
      – Zgoda.

      Chochlik już miał zamykać oczy, ale najpierw wpatrzył się w pierwsze pojawiające nad nimi gwiazdy. Nie kłamał, na tę chwilę nie miał pojęcia gdzie są. Ale gdyby się mocno postarał, mógłby ustalić chociaż to, gdzie mniej więcej powinni się kierować, żeby trafić na bagna albo przynajmniej wrócić na znane tereny. I zrobi to. Jutro. Dzisiaj był już taki zmęczony.
      No i jeszcze... Sam nie wiedział... Jakoś tak... miło było się zgubić z Gorgiem. Mógłby zostać tu taki zgubiony z nim na zawsze i nigdy się nie odnajdywać.

      Z tą myślą zamknął oczy i spróbował zasnąć. Leżał tak chwilę, aż całkowicie się ściemniło, lecz sen nie nadchodził. Otworzył oczy.
      – Jestem głodny.
      Wilkołak spojrzał na niego i uświadomił sobie, że faktycznie ich ostatni posiłek wydawał się odbyć wieki temu, co obudziło także i jego żołądek.
      – Pełno tu drzew i krzewów, chodź, zobaczymy, może rosną na nich jakieś owoce.
      Wstali, a wtedy Gorg – jeszcze raz patrząc na rozciągający się w dole krajobraz – zauważył coś, czego wcześniej tam nie było. Zapalone światła.

      – Ej, Pix. Spójrz na to.  Złapał go pod pachami i podniósł, aby też mógł zobaczyć żółte, świetliste kropki w dolinie. – Ktoś tam jednak mieszka. Muszą znać okolicę, może pójdziemy zapytać o drogę? A nuż znajdziemy też coś do jedzenia, a może nawet nocleg.  Odstawił niziołka na ziemię.
      – No nie wiem... A jeśli to kolejne ludzkie miasteczko?
      – Żeby się dowiedzieć, trzeba będzie to sprawdzić. Najwyżej zawrócimy. No chodź.  I poczęli schodzić w dół zbocza.

Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|Where stories live. Discover now