11. Jak nie spłonąć

1.1K 127 53
                                    

      Od dobrych kilku godzin pokonywali wydmy w ciszy, coby nie marnować energii na rozmowy. Nawet Pilipix, któremu – mogłoby się wydawać – jadaczka nigdy się nie zamykała, nie mruczał choćby pod nosem. W zamian przez jego głowę przewijały się myśli. Dużo, dużo myśli, i choć bardzo starał się je odpędzić, to nic nie mógł poradzić na to, że wszystkie dotyczyły Gorga.
      I że wywoływały rumieńce na całej twarzy.

      Wilkołak z początku był niezmiernie ukontentowany tą odmianą, jaką było milczenie ze strony swego małego towarzysza. Ale w miarę jak ta nienaturalna cisza się przedłużała, zadowolenie zmieniało się w zaniepokojenie, czy go aby przypadkiem nie podmienili.

      – Aż dziw bierze, że nie musiałem przypominać ci, abyś oszczędzał siły, i tak sam z siebie o tym pomyślałeś  zagadnął, nie przerywając marszu. 
      – Czyżbyś nauczył się na własnych błędach i wreszcie podszedł do czegoś na poważnie?  zapytał, a gdy nie doczekał się odpowiedzi, przystanął i się obejrzał.
      – Pixie?

      – Hm? Co?  Zamyślenie prysło jak bańka mydlana i chochlik spojrzał na niego zdezorientowany. Gorg zmarszczył brwi i przyjrzał się z lekka granatowej twarzy.
      – Wszystko w porządku? Rumienisz się.  Położył dłoń na gorącym policzku, czym tylko te rumieńce pogłębił. Nim ciemnowłosy zdążył zareagować, drugą ręką odgarnął mu niesforne kędziorki z czoła, by zetknąć je z tym swoim. W Pilipixie aż zawrzało, kiedy ich twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. 

      – Jesteś gorący  stwierdził wilk, odsuwając się. 
      – Może chcesz się napić?  Nie czekając na odpowiedź, sięgnął za siebie po wciąż ciężki bukłak z wodą.
      – Eee, n-nie, ja... – Niby jak miał mu wytłumaczyć, że to nie przez słońce – które nie działało na jego niebieską skórę tak jak na tę Gorga i jeszcze nie było nazbyt dokuczliwe – był taki gorący, a przez... wspomnienia ostatniej nocy? – Może... Może faktycznie trochę mnie przegrzało...

      – Masz, napij się.  Odkręcił bukłak, ale jako że Pixie miałby trudności z napiciem się z czegoś tak ciężkiego, nie podał mu go, tylko sam przytrzymał, przechylając w jego stronę. Topik stanął na palcach i złapał obiema dłońmi za szyjkę, obejmując ją wargami i upijając spory łyk. 
      – Już?  spytał szatyn, na co – nie przełknąłszy jeszcze – pokiwał z zaciśniętymi ustami głową. Na krótką chwilę udało mu się odgonić niechciane myśli i z twarzy odpłynęło trochę granatu.
      Zaraz jednak krew powróciła do dawnego miejsca w zdwojonej ilości, kiedy Gorg postanowił również się napić i przytknął do ust tę samą końcówkę, której przed chwilą dotykały usta diablika. Ten zapatrzył się na chodzącą grdykę, podczas gdy wilkor upijał trzy spore łyki, a cienka strużka wody pociekła z kącika różowych ust i spłynęła po szyi.

      Zakręcając bukłak, wilkołak spojrzał na znowu zgranatowiałego chochlika. 
      – Na pewno nie chcesz więcej?  Odpowiedziało mu energiczne kręcenie głową, na które westchnął – No dobra, to chociaż weź to  i zdjął koszulę, pod którą nic więcej nie miał.

      Gdyby byli w kreskówce, z głowy Pilipixa buchłaby teraz para.

      Gorg zawiązał prowizoryczną chustę na kędzierzawych, wyskakujących spod niej włosach. 
      – Okej, możemy iść. Na pewno dobrze się czujesz? 
      – A co ty się tak nagle o mnie martwisz, co? – ukrył swoje zmieszanie za zdenerwowaniem, chcąc już tylko, żeby wilkor przestał tak zwracać uwagę na kolor jego policzków. Teraz z kolei to szatyn się zmieszał, zbywając go mamrotem:
      – Bez powodu...  i jednocześnie odwracając się z powrotem w kierunku chodu.

Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|Where stories live. Discover now