Zostałem zamknięty w złotej klatce

101 6 3
                                    

25 Sierpnia.

Dotychczas znienawidzony przeze mnie dzień, moje urodziny nigdy nie obchodziłam ich hucznie a można nawet uznać że ich nie miałam. Zwykłe "Sto Lat" od taty i plik pieniędzy do dłoni później po prostu ignorowali mnie, doceniałam że przynajmniej mój ojciec nie szedł do pracy tego dnia nie wydawało mi się że dla mnie nie szedł do pracy w niedziele nie był nigdzie potrzebny jednak dzisiaj moje urodziny wypadły we wtorek lubiłam ten dzień chociaż sama nie wiem czemu.

Założę się że Williams wolał środę... Bo wiecie środa dzień loda...

To było żałosne jednak mnie to trochę rozśmieszyło z uśmiechem na twarz wstałam z łóżka Victora dreptając do toalety. Od ostatniej sytuacji z imprezą minął tydzień między nami się polepszyło, byłam zazdrosna z powodu że Charlotte wyjechała do Dubaju na tydzień jej rodzice próbowali wszystko sobie ułożyć a ona nie chciała tego słuchać więc wyjechała sto razy bardziej ode mnie potrzebowała tego wyjazdu. Wyszłam z pokoju przecierając oczy, musiało być bardzo rano, denerwowała mnie jedna toaleta w tym mieszkaniu Williams zawsze mnie z niej wyganiał a ja go. Urodziny będą nieudane z powodu okresu, zawsze tak mnie bolał brzuch że ledwo żyłam, ostatkami sił weszłam do toalety. Ten dom na pewno nie był ozdabiany przez mężczyznę było piękne takie domowe, nie pasowało mi to do Victora wydawało mi się że będzie nowoczesny myliłam się i to bardzo. Mnóstwo drewna cegły ubóstwiałam go.

Chodzi o dom. Ale jego też.

Wyszłam z toalety rozglądając się po pomieszczeniu było puste nie przypominałam sobie żeby w łóżku leżał Victor. Nie mając siły iść do pokoju sięgnęłam po koc i położyłam się na kanapie przykryłam się nim przeglądając kanały w telewizji. Nie oczekiwałam żadnego prezentu a nawet życzeń pewnie nawet nie wiedział że mam urodziny nigdy mu nie mówiłam. Nie chciałam by każdy biegał wokół mnie nienawidziłam być w centrum uwagi chyba że po pijaku. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi podniosłam głowę a moim oczom ukazał się szatyn w szarych dresach. Szarych dresach.

Uśmiechnęłam się pod nosem, ten szybko podszedł i cmoknął moje usta po czym usiadł obok mnie z mała pięknie zapakowaną torebeczką.

Nie zapomniał.

Otworzyłam lekko usta w zdziwieniu, podniosłam wzrok na szatyna który lekko się uśmiechnęłam. Zatraciłam się w jego spojrzeniu, jego oczy wyglądały na... Szczere?

-Wszystkiego najlepszego słodka.-Podał mi mała torebeczkę którą trzęsącymi dłońmi wzięłam do ręki, chłopak położył dłoń na moim udzie uważnie obserwując każdy mój ruch. Wyjęłam pudełeczko na którym była napisana marka 'Cartier" Spojrzałam na Victora z wysoko uniesionymi brwiami gdy ten się zaśmiał.

-W psyk chcesz?-Warknęłam chłopak jeszcze głośniej zaczął się śmiać, czemu zawsze kupował mi takie drogie prezenty odłożyłam pudełeczko na stolik na rzecz przytulenia szatyna.

-Jakbym chciał to kupiłbym ci coś znacznie droższego.

-Na przykład?

-Pieprzony kontynent, co tylko byś chciała słodka.-Przez te słowa się rozpłynęłam trwałam w tym uścisku gdy ten mnie nie odsunął i kiwnął w stronę pudełeczka.

Wzięłam je do ręki po czym rozwiązałam wstążkę otworzyłam klapkę a moim oczom ukazała się bransoltka preowned otworzyłam zdziwiona usta.

-Mam nadzieje że ci się spodoba.-Mruknął przyciągając mnie do siebie trzymając rękę na mojej talii. Pojedynczą łza spłynęła po moim policzku, ona była idealna złota wysadzana diamentami.

-Idealna.-Zawołałam wystawiając w jego stronę śrubki bransoletkę i to coś czym się śruby przykręcało. Nie znam się na tym.-Zapniesz?

-Jasne.-Szepnął zajmując się śrubami, chwilę to trwało jednak efekt był cudowny.

The last lie [18+]Where stories live. Discover now