Rozdział 5

3.7K 275 3
                                    

-Kim są ci ludzie ze statku na wprost?-Pyta mnie Jo. Mam lekki kłopot z rozpoznaniem tej konkretnej pirackiej bandery.

-To tylko jacyś kupcy!

-Oj nieładnie jest kłamać Fredziu! przecież odrazu widać, że to piraci! Co ty Pan Wielki Wojownik boisz się statku pod piracką banderą?! a co z groźnym Fredziem~Piratem?!

- To nie to,że sie boje, poprostu jestem ostrożny! Jak Kapitan nas tu przyłapie, to nam się dostanie. A mam na myśli przedewszystkim, moją skórę bo ciebie nie tknie.-Obcy jest już bardzo niedaleko. Oprócz rozpoznania flagi, (która na  całe szczęście nic nie mówiła Jo) zuważyłem na pokładzie jedynego chłopaka, którego mam ochotę zabić, za każdym razem jak się pojawia. 

Oto na pokładzie obok dumnie Burk. Ta mała kanalia powinna już dawno zdechnąć, dla dobra wszystkich żyjących istot.-Zostań tu, muszę iść do Kapitana!

-Ale...!-Zamiast zacząć kłótnie zasłaniam jej usta dłonią.

-Dość. Nie mamy czasu na sprzeczki.Zostajesz tutaj, albo idziesz pod pokład.

-Zostanę...-Bełkoczę przez moją dłoń. Zdejmuje ją dopiero, gdy jestem pewien zwycięstwa.

-Uff...bałem się tracić czs na spory. Czekaj.-Biegnę do Kapitana. Ten mnie już na szczęście zauważył. Bez ceregieli pyta.

-Znasz ich chłopcze?

-Osobiście załogi nie, znam za to niezłą szumowinę na tym statku. Zwą go Burk, poszukiwany w znacznej części Wschodnich, Południowych i Północnych państw.

-Chłopcze, udajemy kupców, ale sprawimy im potem małą niespodzianeczkę. Powiadom wszystkich, przedstawienie czas zacząć!

***

Jesteśmy już blisko statku wroga. Szef daje sygnał do szturmu. Rzucamy kładki, część skacze na linach.

Co dziwne nie bronią się. Nie buntują, kiedy każemy ustawić im się w szeregu. Szef stwierdza, że są to poprostu zwyczajni kupcy. W tem mówi.

-Przyprowadzic mi kapitana!-Z pomieszczeń znajdujących się pod pokładem wyszedł mężczyzna około piędziesiątki. Kapitan ubrany był w schludną, białą koszulę, ciemne spodnie. na koszulę narzuconą miał kurtkę z herbem dobrze w pirackim świecie znanym. Sybolem tym był tarcza ze skrzyrzowanymi szablą i kuszą, pod czaszką z koroną, czaszka otoczona była mackami Krakena. Herb ten należy do obecnej lini przywódców Zabójców. Oto przed nami stał sam Król Zabójców.

-Panie...błagam o wybaczenie...-Rzekł Szef, kiedy wszyscy padliśmy na kolana i wykonaliśmy oficjalne powitanie. Czyli połozyliśmy lewą pięść, na prawym ramieniu i przeciągneliśmy ją z ramienia nad serce.

-Głupcy! Kto śmie zakłócać moją podróż? Ty przewodniczący podaj dane i stopień!-Pierwszy raz na oczy widziałem, aby Szef się przed kimś płaszczył, on nawet nie podnosił wzroku znad podłogi. 

-Panie prosze wybacz moją głupotę! Jestem trzecim synem Alberta z Wamber, małej wioski na północ od Balberom. Posiadam stopień piąty stopień uprawniający do prowadzenia statku do 56 piratów na pokładzie. Pozwolenie uzyskane zostało w Balberom. Zwą mnie Alzon III Borasemon. Panie...-Przez całą wypowiedź obserowałem człowieka, przed którym jak bajarze opowiadają:

 "Kiedy wkroczył w młodzieńczy wiek, na rękach swych miał więcej krwi, niż najlepsi z innych wojowników jakich ta ziemia zrodziła. Ale zacznijmy od początku, czyli od lat dziecinnych...
Podobno już w dziecinnych latach władał mieczem jak dorosły, w wieku ośmiu lat jeździł konno i strzelał z łuku. Podobnie jak tężyzna fizyczna, z łatwością przychodziło mu obce języki, rachunki i  inne nauki, także te przyrodnicze. Był on cudownym dzieckiem. Niestaey z ukończeniem przez niego lat dziesięciu sielanka się skończyła. Na kraj padły, nieszczęścia. Zaczeło się od plagi, która zdziesiątkowała kraj. Byli oni badzo silnym i mocno zaludnionym państwem. Po tym nieszczęściu, w którym zmarła jego matka, przyszławjna. w tym czaie trup ścielał się gęsto, przyszły Król wychował się na zgliszczach dawnego mocarstwa. Po wojnie, trafił do niewoli. Tam z nic nie znaczącego walczącego na arenie dla uciechy tłumu niewolnika, stał sie przykładem dla innych. Sam sobie i innym rodakom utorował drogę do wolności. 
Nikt dokładnie nie jest pewiem co dokładnie wydarzyło się w ciągu lat pomiędzy wydostaniem się z niewoli, a zdobyciem przywódctwa nad zabójcami.
Lecz są podejrzenia, o związku z jakąś kobietą w czasie już po zdobyciu i umocnieniu swojej władzy. Gdyż na statku Króla Zabójców pojawilo się dziecko. Dostało ono nawet nazwisko rodu Króla.
Pomimo mijajacych lat on wciąż sieje strach wśród wrogów. Jego podwładni uciekają przed jego karcącym wzrokiem. Jest postacią którą rodzice straszą niegrzeczne dzieci."

Gdyby nie godnośc z jaką się nosił, oraz gdyby nie ten znak na kurtce, wyglądał by jak zwyczany człowiek u progu starości. Kiedy wnikliwiej zaczołem mu się przyglądać dostrzegłem, niewielki fragmen tatuażu wystającego zza kołnierza koszuli. niestety moje rozmyślania przerwał chłodny głos Władcy.

-To nie wasze wody. Czemu  tędy żeglujecie?-Jego wzrok miażdży Szefa.

-Panie  błagamy o wybaczenie, z polecenia rady królestwa pod którego banderą żegluje powołało mnie jako zwykłego kupca, abym reprezentował je na balu w Qbrer.

-Rozumiem. Więc do zobaczenia na balu i macie zakaz grabienia terenów nie podleglych wam. W szczególności moich ziem.-Odparł zimno Król. Jak na rozkaz podnieśliśmy się i w rekordowym czasie wrócilismy na nasz statek. ostatnie spojrzenie jakie rzuciłem na tamten statek zatrzymało się na Fredrifiricku. Czyli spotkamy się znowu twarzą w twarz. Już nie mogę doczekać się naszego kolejnego spotkania.

Księżniczka Zabójców...Where stories live. Discover now