Rozdział 7

3.7K 269 22
                                    

Na pokład weszła na pokład Jo.

Była ubrana w zjawiskową sukienkę. Górę rozoczynał piękny kwadratowy dekolt, całe ramona były odsłonięte. Góra była dopasowanym, kremowym, gorsetem, wyszywanym w złote kwiaty i wiązanym z tyłu kremową tasiemką. 

W tali opasywała ją, załota tasiemka, kończąca się dużą kokardą z przodu. 

Poniżej taśmy, rozlewała się spódnica w kolorze pudrowego różu z maleńkimi marszczeniami. 

Kiedy szła miała lekko podciągniętą spódnicę do góry. Spod spódnicy wystawały złote, bardzo zdobne buty, na wysokich obcasach.  

Nosiła także kremowe rękawiczki, bez palców, za łokieć oraz na nich kilka branzoletek złoto~różowych.

Jej włosy były puszczone falami na ramiona. Miała tylko lekki makijaż i wciąż nie nosiła maski. Założyłem jej na twarz maskę, szmaragdowe oko było zakryte przez różową połowę znaku nieskończoności zaś rubinowe przykryte było przez złote skrzydło motyla.

-Idealnie! Kapitan będzie z ciebie dumny!-Mówiłem prawdę. Wyglądała zjawiskowo! Jak bogini!

-Ty mała szujo! Chyba nie zamierzasz mnie wystawić?!-Jej oskarżenia doprowadzją do rozśmiszenia mnie.

-Nie jestem! I dla czego tak sądzisz!

-Nooo....bo nie nosisz maski i nie ubrałeś się jakoś wyjątkowo!-Tak naprawdę miała rację. Dostałem inne zadanie na ten wieczór. Kapitan kazał mi się wręcić na bal jako kelnerowi. Mam obserwować i interweniować, tylko i wyłącznie jeśli Jo będzie miała kłopoty.

-Dziś zostajesz pod opieką ojca...-Jej mina bardziej wskazywała na to jakbym ją zdradził..

-Okej! Miłej zabawy, nieważne gdzie poleziesz!-Na odchodne zobaczyłem tylko jej zranione lub wściekłe (trudno je odróżnić) oblicze i burze rudych włosów...

***

Po kłótni z Fredziem miałam wyrzuty sumienie. Może troszeczkę za ostro go potraktowałam... 

Nieważne i tak po powrocie z przyjęcia pójde z nim pogadać!

Razem z ojcem płyniemy zabytkową gondolą z przystani przez zabytkowe zanały Stolicy, aż docieramy do zamkniętych bram odzielających pałac od reszty miasta.

-Zaproszenie!-Woła strażnik.

-Proszę.-Ojciec podaje mu piękny zdobny druk.

-Przepraszam panie den Defendos . Wymogi bezpieczeństwa!-Kapitan tylko kiwa głową ze zrozumieniem. Po czym płyniemy po jeziorze drogą, którą wyznaczają lampiony świecące na wodzie. 

Cała sceneria wydaje sie być jak z bajki. Gondola dopłyneła do czegoś na kształt wejścia. W dzień niewywarła na mnie tak dużego wrażenia. Ojciec pomaga mi wyjść z naszego środka transportu. 

Cały zamek jest przyozdobiony girlandami kwiatów, suknem i innymi wyszukanymi ozdobami.

Byłam w szkoku po wejściu do pałacu. ogromne pomieszczenia oświetlone tysiącami świec. Młodzi zostają przekierowani do jednej sali, a opiekunowie do drugiej. Na początku byłam przerażona! No bo kto by nie był! jestem wśród obcych żadnej znajomej gęby. Na całe szczęście nikt nie zwraca na mnię uwagi. Po wejściu są dwa korytarze jeden przeznaczony dla młodszych, drugi zaś dla opiekunów.  

- Tu niestety musimy się rozstać. Ty idź baw się z młodzikami!-Patrzę na niego nie przytomnie. Jestem w szoku! Nawet ojciec mnie zostawia! Teraz zestrsesowalam się już nie na żarty.  

Księżniczka Zabójców...Where stories live. Discover now