Rozdział 6

3.5K 264 21
                                    

Oto nastąpil ten dzień.

Zamiast jak inne dziewczyny cieszyć się z możliwości ubrania sukni i stania się kimś innym choć na jedną noc, ja odliczałam minuty do momentu, aż będe mogła ściągnąć te mordercze buty.

Poprzedniego wieczoru dopłyneliśmy do Qbrer. Cały ranek spacerowałam po tym mieście, razem z Fredziem. Przebraliśmy się w ubrania typowe dla tutejszego stylu, wygodne i użyteczne, i o wiele mniej zdobne od sukien z innych miast.

Stolicaj jest najbardziej niesamowitym miejscem, zbudowanym ludzką pracą, jakie widziałam w życiu. Zostało ono zbudowane w większości na wodzie. W głąb miasta można było wpłynąć gondolą. Całe było zbudowane z wąskich uliczek i zapierających dech w piersi małych kamienic o finezyjnych kształtach. Każdy dom był zbudowany w innym stylu oraz pomalowamy na inny kolor. Wszystkie ścieżki prowadziły do Pałacu.

Zamek był zbudowany za pięknym, dużym jeziorem gdzie zatrzymywały się gondole. Cała stolica szykowała się na największy z organizowanych bali. Kiedy dotarliśmy na targowisko, widzeliśmy krzątanię krawców i sprzedawców, tkanin, butów, biżuteri oraz wszystkiego co potrzebne na bal maskowy. Qbrer słynie z wyrobu masek, najlepszych złotników i wspaniałych krawców. Obecnie wszyscy byli zajęci ostatnimi poprawkami do fantazyjnych kreacji balowych.

-Nie sądziłam, że tyle odób tak przejmuje się tym wydarzeniem...-Mówie do Fredzia. Ten za to patrzy na mnie jak na wariatkę.

-Dla większości ludzi, możliwość zobaczenia rodziny królewskiej, jest dość dużym wydażeniem. Ty też pewnie, jak inne panny czekasz, aby zobaczyć księcia Salvatore Di Costanzi.-Patrze na niego jak na wariata.

-To zapewne jakiś snob. Najpewniej nigdy w życiu, nie był w takich miejscach jak my!

-To akurat jest pewne! Kto pozwolił by dziedzicowi wystawić nos poza bezpieczną stolicę!-Śmiejąc się wpadłam na kogoś i wylądowałam na tyłku...

***kto zgadnie kto opowiada?***

Spokojnie szedłem przez rynek, aż tu nagle wpadlem na dziewczynę. Po podniesieniu wzroku z bruku na śmiejącą się pannę, ujrzałem masę ognisto rudych falowanych włosów.

-Przepraszam. Nie chciałem na ciebie wpaść! Nic ci się nie stało?-Już się balem, że zacznie płakać. Zamiast tego odrzuciła włosy do tylu i roześmiala się. Dawno nie widziałem, aby ktos tak bardzo się śmiał przez upadek. Kiedy przeestała się, juz śmiać posłałami przepiękny promienny uśmiech. Panna patrzyła na mnie prawym okiem rubinowym, a lewym szmaragdowym. W tych pięknych oczach miała psotne iskierki.

-Spokojnie! Nie trzęś tak portkami, nie jestem z porcelany!-Jak dla mnie wyglądała jak najkruchsze stworzenie na ziemi z tak jasną, kremową skórą. Szyblo wstałem i pomogłem jej sie podnieść.

-Naprawde bardzo, przepraszam!-Posłała mi tylko, ten zapierający dech w piersi uśmiech.

-Jo, musimy już iść!-Powiedział do niej jakiś chłopaczyna o szerokich barach.-Jo, jak nazwal tą kruszynę natręt, posłała mi przepraszający uśmiech i odeszła. Nawet się nie pożegnala, poprostu odeszła. Na pocieszenie posłała mi przez ramie, jeszcze jeden uśmiech.

-Do widzenia dziewczyno o ognistych włosach...-Powiedziałem i podzedłem w swoja stronę.

Księżniczka Zabójców...Where stories live. Discover now