Pani purrrfesor.

2.5K 154 25
                                    

- Nikt nie wie?

Trwała właśnie grudniowa lekcja transmutacji. Za tydzień wszyscy wracają do domów na święta. Czas od Nocy Duchów zleciał bardzo szybko. Tiana nawet nie wiedziała, kiedy minęły te dwa miesiące. Przez cały czas łapała bliźniaków na śledzeniu i obserwowaniu jej. Cieszyła się, że na dwa tygodnie wróci do Malfoy Manor i będzie ich miała z głowy.

- W takim razie pan Weasley.
- Który?-spytał jeden z bliźniaków, zanim zdążył ugryźć się w język.
- Pan. Jak brzmi formułka zaklęcia zmieniającego przedmiot w czarkę do napojów?-spytała profesor McGonagall.
- Yyy... Vera Wito?
- Blisko, panie Weasley. Poprawna wypowiedź brzmi Vera Verto. Z racji tego, że nasza dzisiejsza lekcja się zakończyła, chciałabym do poniedziałku zobaczyć na swoim biurku wypracowanie o tym zaklęciu.

Uczniowie westchnęli chórem. W prawdzie mieli na to całe dwa dni weekendu, ale komu by się chciało siedzieć nad tym w dni wolne od nauki? Woleli wyjść na błonia, porzucać się śnieżkami, ulepić bałwana czy zrobić aniołki ze śniegu, a potem chmarnie ruszyć do Madame Pomfrey po eliksir pieprzowy.

Gryfoni i ślizgoni zaczęli się powoli pakować i wychodzić z klasy. Jeszcze tylko wspólna historia magii i fajrant. Tiana spakowała się i poczekała, aż wszyscy wyjdą.

- Czekać na ciebie?-spytał Adrian.
- Nie, idź już pod klasę. To niedaleko, dołączę do ciebie.
- Jasne-chłopiec odparł z uśmiechem i opuścił pomieszczenie.

Dziewczynka podeszła do biurka nauczycielki, zastanawiając się czy pomysł, który chodził jej po głowie po kilkumiesięcznych wymianach listów z Remusem, jest dobry.

- Pani profesor?
- Co panią sprowadza, panno Black?
- Mam pytanie i myślę, że mogłaby pani na nie odpowiedzieć. Wolałam nie pytać profesora Snape'a. Nie lubił się z tatą i mógłby mi podać błędną odpowiedź.
- Więc o co chodzi?
- W ustawie o wilkołakach jest napisane, że osoba chora na likantropię nie może opiekować się osobą niepełnoletnią. Ta ustawa powstała w 1881 roku, dlatego miałam pełną opiekę, gdy byłam mała.
- Chciałabyś zamieszkać z biologicznym opiekunem-stwierdziła starsza czarownica, poprawiając okulary i podnosząc głowę znad pergaminu, który czytała.
- Zgadza się. Wiem, że po Syriuszu Blacku została kamienica w Londynie. Do niej jest przypisany domowy skrzat i zastanawiałam się, czy byłaby możliwość opieki, jeśli skrzat zostawały z niepełnoletnim w czasie pełni.
- Hmm... Niestety nie znam na to odpowiedzi. Ale myślę, że Ministerstwo mogłoby być przychylne, jeśli tak przedstawiono by sytuację. Malfoy'owie nie mają nad tobą opieki prawnej, więc nadal najważniejsze decyzje, takie jak gdzie posłać cię do szkoły i czy w ogóle do niej pójdziesz, nadal należą do biologicznego opiekuna. Musiałabyś mieć jakieś dowody, że Remus nie jest niebezpieczny poza czasem pełni, ale z tym nie powinno być problemu.
- Dziękuję, pani profesor.
- Ja tylko odpowiedziałam na zadane mi pytanie, panno Black.

Dziewczynka uśmiechnęła się promiennie i ruszyła w kierunku drzwi. Wiedziała, że teraz musiałaby porozmawiać z dyrektorem, pewnie mógłby jej dostarczyć jakieś dowody o nieobliczalności Remusa tylko w czasie pełnego księżyca. Ślizgonka chwyciła za klamkę i zauważyła rudą czuprynę, zwiewającą w drugą stronę korytarza. Zatrzymała się, kiedy coś wpadło jej do głowy.

- Pani profesor?-spytała, odwracając się do nauczycielki.
- Tak?
- Czy pomimo tylu szlabanów, które dała pani Lunatykowi, Glizdogonowi, Łapie i Rogaczowi, lubiła pani ich kawały?
- Pytasz o Huncwotów-na twarzy McGonagall pojawił się lekki, nieco nostalgiczny uśmiech.-Tak, czasami mnie rozbawiały, jednak czasami były niebezpieczne. To zależy co wymyślili. Mam nadzieję, że nie drzemie w tobie żartowniś, panno Black. Wystarczą już bliźniacy Weasley.
- Nie. Z całą pewnością nie interesuje mnie robienie kawałów.
- No dobrze. Niech już pani idzie na lekcje, panno Black.
- Oczywiście. Do widzenia, pani purrrfesor.

PANNA BLACK I era Golden TrioWhere stories live. Discover now