Dostał szlaban od Minnie i ciasteczko.

2.1K 149 29
                                    

- Flint przejmuje kafla i pędzi w stronę pętli!-krzyknął jeden z siódmorocznych krukonów, komentator meczów Quidditcha.

Tiana siedziała na trybunach, wpuszczając jednym uchem wiadomości z przebiegu meczu, a drugim je wypuszczając. W sumie interesował ją tylko wynik i to, czy ślizgoni nie spadną w tabeli. Siedziała zaczytana w dzienniku ojca, który wcześniej odłożyła w niepamięć na dobre kilka miesięcy.

- Flint zdobywa dziesięć punktów dla Slytherinu! Ravenclaw utracił przewagę!-usłyszała i po chwili już o tym zapomniała.

"Dopuki nie ma tu twojego taty, powiem szybko, że świat zanim poznałem go bliżej, co nastąpiło dopiero w trzeciej klasie gdy dowiedzieliśmy się o jego likantropii, nie był taki sam. Cały czas podejrzewałem, że Remi wcale nie wyjeżdża do chorej matki raz w miesiącu. Po prostu bał się, że go odtrącimy. Mimo tego, że od samego początku dzieliliśmy dormitorium, nie zaprzyjaźniliśmy się od razu, bo od samego początku zakładał odrzucenie, czego nigdy od niego nie usłyszysz.

Pamiętam, że w Gryffindorze był taki jeden Jordan, imienia nie pamiętam. Był od nas starszy o kilka lat, ale potrafił dogadać się z każdym. Był komentatorem szkolnych meczy, zanim fuchę dostał nasz Lunatyk. Nasz albo mój, wybierz sobie, które bardziej ci pasuje, Ti. McGonagall zawsze ochrzaniała tego ciemnoskórego za jego stronniczość i zachęcanie nas przez megafon, żebyśmy walnęli kogoś tłuczkiem, ale podejrzewam, że sama miała z tego niezły ubaw.

Kiedy w piątej klasie to Remus został komentatorem, Minnie myślała że nie będzie stronniczości. Fakt, nie było, ale Remi nie zostawał w tyle. Może w to nie uwierzysz, bo teraz Lunio hamuje się z przeklinaniem, odkąd ty się urodziłaś, ale to on klął najwięcej z całej naszej czwórki. Jednego meczu nigdy nie zapomnę.

To był mecz o puchar w siódmej klasie. James jako kapitan i ścigający, ja jako pałkarz, Remus przy megafonie. Co chwila coś się sypało, na co Remi odreagowywał najróżniejszymi wiązankami przekleństw. Nigdy wcześniej nie miałem takiego ubawu po wygranym meczu, niż wtedy, gdy Lupin wszedł do wieży z przybitą miną, bo dostał szlaban od Minnie za niecenzuralne słowa i ciasteczko. Ciasteczko! Stwierdziła, że szlaban jest tak dla zasady, bo ona sama ujęłaby całą sytuację jeszcze gorzej. McGonagall stwierdziła, że zaczęłaby przeklinać na forum szkoły! To był jeden z najlepszych dni mojego życia. Oczywiście poza tym, w którym się oświadczyłem, a Lunio stwierdził że jest w wilkołaczej ciąży z tobą, mini Łapo."

Tiana uśmiechnęła się pod nosem, czytając te słowa. Czasami miała wrażenie, że ojciec naprawdę kochał Remusa i swoją malutką córeczkę, ale chwilę później przypominała sobie że zamordował i wszystko wracało do uczucia nięchęci pomieszanego z nienawiścią.

- Fancourt uderzyła pałką w jednego z braci Derrick! Faul, pani Hooch, faul! Ślizgoni nie mają ścigającego!-krzyczał komentator.

Hernic Derrick spadł z miotły z wysokości około dziesięciu stóp. Całe szczęście nie było to bardzo wysoko, ale nisko to też nie było. Tiana zacisnęła powieki, kiedy siódmoroczny ślizgon uderzył o ziemię. Nie chciała tego widzieć.

- Czy to oznacza koniec meczu?-pytał komentator.-A skądże. Ślizgoni zdecydowali się wystawić dwunastoletniego Adriana Pucey'a na zastępstwo. Czy to będzie dobry ruch i chłopak zapewni im zwycięstwo? Wszyscy krukoni mają nadzieję, że będzie to błąd kapitana Slytherinu, który to właśnie im pozwoli wygrać.

Black spojrzała na chłopaka przy megafonie. Wszyscy krukoni czy tylko on? W każdym razie Adrian wszedł na boisko! Teraz już nie mogła sięgnąć po dziennik, była zbyt ciekawa jak poradzi sobie jej przyjaciel.

- Flint podaje do Pucey'a, który idzie jak burza. Krukoni chyba musicie się pilnować, bo na wasze nieszczęście chłopak dobywa dziesięć punktów przewagi dla Slytherinu.

Na twarzy brunetki pojawił się wielki uśmiech. Stwierdziła, że jeśli wygrają, ona będzie pierwsza w kolejce do gratulacji Adrianowi i zapewne druga do Skrzydła Szpitalnego, by sprawdzić co ze starszym z braci Derrick. Jednak teraz postanowiła oglądać przebieg całego sportowego wydarzenia, w którym brał udział jej przyjaciel.

- Krukoni nadrabiają starty! Znów mamy równą liczbę punktów! Chwila! Czy to znicz!?

Wzrok wszystkich skierował się w kierunku dwóch szukających. Nicolas wyprzedził szóstorocznego krukona i pędził jak wiatr w kierunku wieżyczki puchonów. Krukon próbował go dogonić, jednak zostawał w dużym tyle. Całą sytuację wykorzystał Adrian, zdobywając następne dziesięć punktów. Sprytnie, Tiana musiała to przyznać. Jeśli teraz Nicolas złapie znicz, ślizgoni wygrają 160 punktami.

- Idą łeb w łeb!-krzyknął krukon, kiedy drugi szukający zrównał się z Nicolasem.

Nagle obydwoje się zatrzymali. Nikt nie wiedział czy złapali znicz, czy złota piłeczka odleciała, zostawiając ich na lodzie. Nicolas podniósł rękę w górę, w której zatrzepotały błyszczące skrzydełka. Pani Hooch gwizdnęła w swój gwizdek, a mecz się zakończył. Ślizgoni wygrali. Na tablicy obsługiwanej przez komentatora widniały dwie cyfry: 160 do 50. To oznaczało tylko jedno. Jeśli ślizgoni będą grać o puchar, zmierzą się albo z Hufflepuffem, albo z Gryffindorem.

Tiana zbiegła z trybun na trawiaste boisko, na którym lądowali zawodnicy jej drużyny. Adrian uśmiechał się promiennie, słysząc pochwały starszych kolegów. Nicolas pogratulował młodemu zawodnikowi dobrej gry i odszedł szybkim krokiem w kierunku zamku, by sprawdzić co z Derrickiem.

- Niezły jesteś, Pucey-stwierdził Marcus.-Podejrzewam, że w przyszłym roku będziesz miał zagwarantowane miejsce w drużynie.
- Dzięki, Flint.
- Oddajcie mi kumpla-zaśmiała się brunetka.
- A bierz go sobie. Nie chcemy przecież zadzierać z panną Black-stiwerdził Marcus, a dziewczynka się zaśmiała.
- Wasza gra była świetna-stwierdziła brunetka, a połowa chłopaków z drużyny dumnie wypięła swoje klatki piersiowe.

Tiana pokręciła głową z rozbawieniem, a Adrian uśmiechnął się jeszcze szerzej. Myśleliście, że ślizgoni zawsze są oschli i nieczuli? Macie rację, ale tylko w przypadkach kiedy czują się zagrożeni. Kiedy wiedzą, że nie powinni otwierać się przed rozmówcą. W gronie węży zawsze panowała miła i przyjazna atmosfera, o której nikt nie wiedział.

- Myślę, że trzeba sprawdzić co Hernickiem. Nie wyglądało to za ciekawie-powiedziała po chwili, a wszyscy przyznali jej rację.

Pielgrzymka ślizgonów ruszyła w kierunku Skrzydła Szpitalnego, nie zwracając uwagi na to, że połowa z nich miała jeszcze na sobie stroje do gry. Zanim zdążyli otworzyć drzwi, zobaczyli Nicolasa stojącego pod samym wejściem.

- I co, Nick?-spytał Flint.
- Złamał dwa żebra i zwichnął nadgarstek. To i tak dość dobrze jak na upadek z takiej wysokości. Teraz śpi-stwierdził prefekt.-Do następnego meczu powinno być dobrze, ale jeśli nie, Adrian zostaje na pozycji.
- Mam nadzieję, że będzie z nim dobrze-stwierdził Adrian, którego lekko przeraziła wizja grania przez cały mecz.
- Dałeś sobie dzisiaj radę, Ad-Tiana położyła dłoń na ramieniu przyjaciela.-Ale faktycznie, wszyscy chcemy żeby wyzdrowiał. On pewnie też chciałby zagrać.
- Zdecydowanie-uśmiechnął się Nick.-Jest ambitny jeśli chodzi o ten sport. Co ciekawe, niekoniecznie tak to działa z jego nauką.

Adrian uśmiechnął się, wiedząc że znalazł sobie przyjaciółkę na dobre i złe, która zawsze go wesprze. Już wcześniej to wiedział, a teraz młoda Black utwierdziła go w tym przekonaniu.
_______________________________________

Napisałam to na szybko, mogą być błędy.

Do końca lipca miało nie być rozdziałów, ale jeśli mi się uda, to napiszę jeszcze jeden lub dwa. To się okaże jak będzie z moimi wyjazdami.

PANNA BLACK I era Golden TrioWhere stories live. Discover now