Pajac na białej bawełnie

1.3K 110 12
                                    

   Kiedy Lucas został zaprowadzony pod szklarnię, Venus zakryła mu oczy za pomocą własnych dłoni. Musiała spędzić cały dzień na dworze, bo jej zazwyczaj ciepłe dłonie, były teraz lodowate jak te wiecznie zimne ręce Tiany.

– Czy to jest konieczne?-spytał, słysząc jak Black stojąc przed nim kartuje jakąś książkę.

   Nie miał możliwości, żeby zobaczyć uśmiechów dwóch dziewczyn, które wymieniły. Venus zaśmiała się pod nosem, co ten już doskonale słyszał. Coraz mniej mu się to wszystko podobało.

– Tak-odparły równocześnie, a on westchnął.
– Nie możemy po prostu tam wejść i zapalić różdżek, żeby nie było ciemno jak w d…
– Nie możemy, Luke-Tiana przerwała mu z wyraźnym rozbawieniem wyczuwalnym w jej głosie.
– Co wy w ogóle robicie?-spytał.-I dlaczego nie mogę patrzeć?
– Bo to ma być niespodzianka?
– To wiem, Smerfetko-prychnął i zapewne wywróciłby oczami, gdyby nie musiał trzymać ich zamkniętych.
– Jesteś strasznie niecierpliwy, wiesz o tym, Pajacu?
– Za to ty zaczynasz mnie denerwować, Gwiazdko.
– Puszczę to pomimo uszu z racji tego, że masz dzisiaj urodziny. Stwierdzenie jak i ksywkę.
– Sama ją wymyśliłaś-stwierdził z szerokim uśmiechem.
– I będę żałować tego do końca życia-odparła i tym razem to Lucas się zaśmiał.-Gotowe-oznajmiła po chwili.

   Venus zabrała swoje ręce z oczy puchona, a ten zaniemówił. Szklarnia była oświetlona od środka małymi, latającymi kuleczkami w złotym kolorze. Z daleka przypominały robaczki świętojańskie. Kiedy weszli do środka, w oczy od razu rzucał się kraciasty koc piknikowy na samym środku pomieszczenia. Stoły zostały odsunięte pod ściany, a rośliny odpowiednio zabezpieczone, odstawione dalej, by nie pospadały. Tuż przy wejściu znajdował się też magnetofon, który grał nawet bez potrzeby użycia prądu. Tekst piosenki Rebel Rebel roznosił się po szklanym domku i dopiero wtedy Lucas zauważył, że światełka nad ich głowami ruszają się do rytmu melodii.

– Wy to zrobiłyście dla mnie?-spytał z szeroko otwartymi oczami.
– Z małą pomocą pewnego domowego skrzata-stwierdziła uśmiechnięta Cregence, patrząc na brunetkę, która wywróciła oczami.
– I same na to wpadłyście? To… To niesamowite.

   Nastolatki wymieniły spojrzenia, a McKinnon zmarszczył brwi. Po chwili zobaczył, jak Tiana odwraca się do nich plecami i szuka czegoś w czarnym, skórzanym plecaku. Wyciągnęła dziennik oprawiony w czarną skórę i odwróciła się do nich twarzą. Spojrzała na puchona, który przyglądał się tej rzeczy z wielkim zainteresowaniem.

– S.O.B.-zauważył.-Czyje to inicjały?
– Syriusz Orion Black-odparła.-Pomysł nie był nasz, Luke. Wzięłam go z tego starego dziennika.
– Ale trochę go pozmieniałyśmy-dodała Venus, widząc pewnego rodzaju nostalgię na twarzy brunetki.
– Na jednej ze stron jest opisana, raczej niezgrabnie-dodała, uśmiechając się pod nosem-impreza z okazji siedemnastych urodzin mojego ojca. Oni zrobili ją na polanie za Hogsmeade, a że my nie możemy jeszcze wychodzić, stwierdziliśmy, że porozmawiamy ze Sprout na temat szklarni.
– Czyli dlatego zostałaś po lekcji! Wcale nie chodziło o mandragory!
– Nie-zaśmiała się Black.-Moja, o dziwo, jeszcze nie skończyła źle.
– No dobra-powiedziała Venus.-Siadaj na kocu, ja chcę już odpalić świeczki na torcie.
– Macie dla mnie tort?
– Co to za urodziny bez tortu?-prychnęła krukonka.

   Blondynka wyciągnęła duży talerz, a na nim faktycznie znajdował się tort. Biały biszkopt poprzekładany truskawkami, które chłopiec ubóstwiał. Całość przykryta śnieżnobiałą masą, a na wierzchu znalazła się podobizna borsuka wykonana…

– Czy to pianki?-zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Venus pomogła mi je odpowiednio ułożyć, bo ja raczej sobie nie radziłam.
– Jak całe ciasto upiekła sama, tak ułożenie pianek sprawiło jej trudność-zaśmiała się Cregence.
– Przestań!
– Taka prawda!
– Szkoda, że nie mam teraz przy sobie poduszki-mruknęła brunetka, rozbawiając całą trójkę.
– Nigdy nie miałem tortu-stwierdził cicho Lucas.

   Dziewczyny wymieniły spojrzenia i uśmiechnęły się smutno. Obydwie usiadły obok niego, przytulając go z dwóch stron.

– Teraz masz, Pajacyku-oznajmiła Tiana.
– Zasługujesz na wszystko co najlepsze, Luke-dodała Venus.-Nawet jeśli jesteś wrednym skrzatem.
– Hej!-oburzył się, a dwunastolatki parsknęły śmiechem.-Gdzie te poduszki? Faktycznie by się przydały.

   Siedzieli tam całą noc, tańcząc do muzyki z płyt przesłanych Tianie od Remusa. Jedli tort, śpiewali, wygłupiali się i żartowali. Venus w pewnym momencie wywróciła się, robiąc obrót, wywalając się na pozostałą dwójkę. Żadne nie miało jej tego za złe. Bawili się świetnie.

– Skrzaty z kuchni pomogły z resztą jedzenia, więc mamy lody, które się nie topią-oznajmiła krukonka jakieś dwie godziny później, gdy opowiadały jak to wszystko przygotowały.
– Za to mój skrzat został wysłany na zakupy-stwierdziła Tiana, sięgając po dwie torby zza jej pleców.
– Ale…
– Żadne „ale”, Luke-przerwała Venus.-To twoje urodziny, prezenty muszą być.
– Prezentem dla mnie było to wszystko-stwierdził.-Spędziłyście tyle czasu, żeby to przygotować i…
– Oh, zamknij się i otwieraj-powiedziała Tiana.

   Puchon chwycił za fioletową torbę, wiedząc że to od Tiany. W środku znalazł pełno magicznych słodyczy, białą bawełnianą koszulkę z małą naszywką pajacyka (co rozbawiło wszystkich) i dwie paczki pianek.

   W tej niebieskiej nie znalazł nic oprócz kartki. Wyglądała jak paragon. Chłopiec spojrzał na przyjaciółkę, nie rozumiejąc co to jest. Venus wstała z kolan i wyszła ze szklarni. Chciał za nią iść, ale Tiana zatrzymała go z szerokim uśmiechem na twarzy. Po chwili krukonka wróciła do środka.

   Z nowiuteńką miotłą.

   Lucas siedział jak zamurowany. Jakby przed chwilą ktoś rzucił na niego drętwotę. Miotła. Prawdziwa, sportowa miotła.

– Przecież to Zmiatacz 7. Ja nie mogę…
– Nie marudź-powiedziała krukonka, wręcz wpychając mu ją w dłonie.-To wspólny prezent. Tak samo jak te słodycze. Na wszystko się złożyłyśmy z rodowych skarbców.
– Ale… ale…
– Wiemy jak bardzo chcesz dołączyć do drużyny w przyszłym roku-odezwała się Tiana.-I wiemy, że z kiepską miotłą nic nie zrobisz. Wszyscy z Hufflepuffu, którzy startują do drużyny, mają własne miotły. Ty nie możesz zostać w tyle.
– Poza tym moja mama chciała ci ją wręcz zasponsorować-krukonka parsknęła śmiechem.-„Puchoni muszą mieć dobry sprzęt, żeby wygrać. Nie mogę zostawić swojego domu w potrzebie”… Szkoda, że jej nie widzieliście.
– Twoja mama była puchonką?-spytali równocześnie.

   Venus wyglądała tak, jakby ktoś złapał ją na kłamstwie. Prawda była taka, że nigdy nie wspominała o swojej mamie, choć podobno mieszkała z jej ojcem i miała się dobrze.

– Tak…-odparła niepewnie.-Po ślubie nadal ma swoje nazwisko panieńskie. Mama to Amelia Bones. Pracuje w Ministerstwie.
– Chwila!-przerwała Black, stając na nogi.-Ta Amelia Bones? Z Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów?
– Znasz ją?-zdziwiła się krukonka.
– Z tego co wiem, to zna się z moją ciotką Narcyzą.
– Malfoy, prawda? Była u nas kilka razy, wiesz?
– Ciekawe ile jeszcze się dowiemy przez te kilka lat-zaśmiał się Lucas, pałaszując lody śmietankowe z polewą truskawkową.

   Ten dzień zdecydowanie mógł uznać za najlepszy w jego życiu.

PANNA BLACK I era Golden TrioWhere stories live. Discover now