Lucille McKinnon

1.1K 89 19
                                    

– Dobrze rozumiem? Panna Black przegrała zakład z panną Cregence, a pan Pucey wymyślił wyzwanie. I było nim wypróbowanie zaklęć z pierwszego i drugiego roku na kotce woźnego Filcha, tak?-spytała McGonagall.

   Kobieta siedziała w swoim gabinecie, a na jej głowie widać było wałki, które dość mocno bawiły Lucasa. Za oknem trwał mrok, jednak świece w pomieszczeniu ustawione były w taki sposób, że bez problemu oświetlały twarze całej czwórki. Z tego powodu Adrian i Venus co chwilę szczupali chłopaka w nadgarstki, żeby się uspokoił. Tiana stała po drugiej stronie krukonki, stając się nie uśmiechać, widząc czerwoną twarz puchona.

– Pan Filch miał tego nie widzieć, ale stało się odwrotnie, a kiedy zaczęliście uciekać, zrzuciliście kotkę prosto na jego głowę, przez co teraz ma na niej bandaże.
– Sama spadła, kiedy Tiana cofnęła zaklęcie-poprawił Lucas, biorąc wcześniej głęboki wdech. Adrian ponownie go uszczypnął. Tym razem mocniej.
– Przynajmniej jesteście szczerzy-mruknęła.-Conajmniej jeden rodzic każdego z was był bezproblemowym prefektem, a mi trafia się banda ich następców, którzy postanawiają robić wszystko na opak-westchnęła.-Przez co tworzy się chaos-dodała, patrząc na każdego po kolei.
– Jesteśmy po prostu chaotyczną czwórką, pani profesor-powiedziała Venus.

   Lucas parsknął śmiechem, który wstrzymywał od kilku minut. Rozczarowana McGonagall pokręciła głową. Po chwili i Adrian zaczął śmiać się pod nosem. Aż dołączyły do nich Venus z Tianą, chichocząc cicho.

– Merlinie, trzymaj mnie, bo…
– Pani profesor, to nie działa-powiedział ślizgon, który powoli starał się opanować.-Prosiłem go o ochronę, a jednak stoimy teraz w pani gabinecie.
– Więc wezwę Morganę, panie Pucey!-oznajmiła ostro.-Naprawdę miałam nadzieję, że nie będzie więcej uczniów pokroju panów Weasley, ale…
– Kogo?-spytała oburzona Black.-Ich? Z całym szacunkiem, pani profesor, ale gdyby nie to, że Filch przyszedł i nas zobaczył, zapewne nie byłoby wiadomym kto zaczarował tą wredną kocicę.
– Panno Black, koty to naprawdę inteligentne zwierzęta-ostrzegła nauczycielka.
– A czy ja powiedziałam, że ten demon jest głupi?-spytała.-Ona jest wredna, to co innego.
– Uprzykrza nam życie!-oznajmiła Venus.
– Dlatego wy postanowiliście uprzykrzyć życie Pani Norris?-zapytała nauczycielka.

   Zapanowała chwilowa cisza. Nastolatkowie wymienili spojrzenia i skinęli głowami dochodząc do wspólnego wniosku.

– Tak-stwierdzili równocześnie. McGonagall załamała ręce.
– Dwadzieścia punktów odejmuję od każdego z was i widzę was w piątek po lekcjach na szlabanie u… pani Hooch. Tylko ona będzie wolna.
– Damy radę nadrobić punkty?-spytał Adrian, patrząc na resztę przyjaciół.
– Jeżeli nadal będziemy uczyć się tak samo jak teraz i dodatkowo zgłaszać na lekcjach…-Venus zaczęła się zastanawiać.
– Oczywiście, że tak-przerwał jej Lucas.-Jak nie my, to kto? Weasley'owie?
– Och, dajcie już z nimi spokój-mruknęła Black, wzdychając cierpiętniczo.

*'*

   Lucas leżał w swoim łóżku i wpatrywał się w żółty baldachim, który oplatał bluszcz. Wiedział, że niedługo będzie świtać. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jednak kiedy McGonagall powiedziała o rodzicach, coś go tknęło. Nie potrafił o tym zapomnieć. Co zamykał oczy, widział twarz ojca. Chciał o też śnić o matce, pamiętać jej uśmiech na twarzy… A pamiętał tylko jej głos, kiedy śpiewała mu kołysanki. Chciał pamiętać jej twarz, tak samo jak pamiętał twarz ojca. Chciał po prostu pamiętać Lucille McKinnon. Nie obserwować ją na zdjęciach, nie słuchać opowieści.

   Chciał pamiętać.

   Wiedząc, że już nie zaśnie, puchon wstał z łóżka i podszedł do czarnej, drewnianej komody, którą dzielił z dwoma innymi puchonami. Jeden był na jego roku, drugi o rok wyżej. Trzy szuflady, po jednej dla każdego. Chłopak otworzył tą pośrodku, grzebiąc w książkach. Odłożył na bok Magiczne wzory i napoje, szukając dalej. Na samym dnie szuflady znajdowała się fotografia, którą strzegł przed wszystkim i wszystkimi. Przed całym światem i zniszczeniem. Była dla niego zbyt ważna.

   Przedstawiała dwoje blondwłosych ludzi. Mężczyzna po prawej miał na sobie pasiasty sweter i z uwagą patrzył na kobietę naprzeciwko niego. Wyglądał jakby naprawdę interesowało go to, co mówiła. Lewą pięść przykładał do twarzy w zamyśleniu jak i zastanowieniu. Czarownica naprzeciwko niego miała zdecydowanie jaśniejsze pukle, niż on. Elegancko ułożone, spływały kaskadą loków po jej ramionach. Na jej szyji znajdował się złoty naszyjnik w kształcie różanego pąku, a sama blondynka opowiadała o czymś z zacięciem wymalowanym na twarzy.

   Lucas przejechał dłonią po fotografii. Tylko dzięki niej wiedział jak wyglądała Lucille McKinnon, nim zmarła zaledwie półtora roku po jego narodzinach. Ślizgonka zabita przez własnego, młodszego brata w samym środku Pokątnej kilka lat po tym jak ją wydziedziczyli. Została tylko kołysanka. Ojciec chłopaka zginął w czasie walk ze śmierciożercami, bronił tej rodziny, która mu pozostała.

   Puchon nawet nie zdążył się pożegnać.

   Był wtedy u Venus, a kiedy przyszli po niego aurorzy, na lata zapomniał o czarodziejskim świecie. Próbował wyprzeć to ze swojej pamięci, a kiedy już myślał, że mu się udało, otrzymał list z Hogwartu. I znów spotkał Venus. Trafił do zamku, gdzie mógł porozmawiać ze wspomnieniem jego ciotki zaklętym w obrazie. Wiedział dużo o McKinnonach, ale nie wiedział nic o Lucille. Rodu, z którego się wywodziła, już dawno nie było. Jego wuj został zabity przez autorów, bo z tego co Lucas zdołał się dowiedzieć, służył jako śmierciożerca.

– Do którego z was jestem bardziej podobny?-szepnął, chowając fotografię spowrotem do szuflady.

   Nagle usłyszał jakiś szmer od strony łóżek i zobaczył, że jeden z jego współlokatorów zaczął się przebudzać. Miał ciemne włosy, które pololtunily się nieco przez poduszkę. Kiedy usiadł, spojrzał swoimi jasnoszarymi oczami na McKinnon'a.

– Czemu nie śpisz?-spytał, a Lucas wzruszył ramionami.
– Już świta-odparł z uśmiechem.-Niedługo zaczynamy lekcje.
– Już widzę jak spieszysz się na zajęcia-puchon wywrócił oczami, uśmiechając się pod nosem.-Dasz mi chwilę? Pójdziemy razem na śniadanie.

   Słońce powoli wychodziło znad horyzontu i oświetlało dormitorium chłopaków na pomarańczowo. Lucas śmiechnął się do Cedrik'a, chowając potrzebne mu książki do torby i powoli szykując się na lekcje. Diggory zrobił to samo, a chwilę później obydwoje byli już w Wielkiej Sali, rozpoczynając rozmowy z całkowicie innymi ludźmi.

PANNA BLACK I era Golden TrioWhere stories live. Discover now