Afera w lochach

860 94 10
                                    

– Hej…

   Tiana usiadła pomiędzy pierwszorocznymi w Wielkiej Sali. Po prawej miała Pansy, po lewej Blaise'a, a naprzeciw niej znajdował się Draco, który najwyraźniej mierzył kogoś wzrokiem.

   Black spojrzała za siebie, orientując się, że pomiędzy głowami uczniów odbywa się ostra wymiana spojrzeń. Draco nieprzychylnie patrzył na Potter'a, Potter wpatrywał się w jej kuzyna z nienawiścią wymalowaną na twarzy.

   Dziewczyna tylko pokręciła głową. Wiedziała, że tak będzie. Gryfoni nienawidzą ślizgonów, a ślizgoni są naprawdę dumnymi czarodziejami.

– Pansy?-odezwała się, gdy pierwszoroczna sięgała po swoją czarkę z sokiem dyniowym.-Podałabyś mi dyniowy pasztecik?
– Ja… Ummm… Jasne-odparła Parkinson, chwytając za talerz wypełniony pasztecikami.
– Dziękuję-odparła Tiana, uśmiechając się do pierwszorocznej.

   Wbrew pozorom Black nie usiadła wśród najmłodszych ślizgonów ze względu na wydarzenia, które odbyły się w jej dormitorium. Chciała ich też lepiej poznać. Zwłaszcza, że stanęli po jej stronie w kłótni z Flintem.

– Ile to już tak trwa?-zaciekawiła się zielonooka, nachylając się do Parkinson.

   Dziewczynka przez chwilę nie odpowiadała, jakby była zszokowana, że Black chciała z nią rozmawiać. Po chwili jednak uśmiechnęła się kącikiem ust w szelmowski sposób i spojrzała na Draco.

– Odkąd weszliśmy do Wielkiej Sali nie może spuścić wzroku-odparła nieco wrednym tonem.
– Nie prawda!-oburzył się Malfoy, od razu odwracając głowę w stronę przyjaciółki.
– Nie?-spytała uśmiechnięta Pansy, a Blaise zaśmiał się pod nosem.
– Oczywiście, że nie!-odparł, unosząc podbródek i ignorując Pansy.
– Myślę, że faktycznie mogło tak być…-Black zastanowiła się na głos.
– Tiana!-krzyknął zrozpaczony.-Et tu, Brute, contra me?
– Przynajmniej poćwiczyłeś łacinę-brunetka wzruszyła ramionami, rozbawiając pierwszorocznych.-Comment vas-tu avec tes français?
Très bien-mruknął niezadowolony.

   Tiana uśmiechnęła się kącikiem ust, wiedząc, że Draco będzie jej miał za złe. Dlatego sięgnęła do kieszeni swoich szat, wyciągając małe, grafitowe pudełeczko obwiązane srebrną kokardą. Położyła je na blacie, przesuwając w stronę kuzyna, który udawał, że tego nie widzi.

– Draco?-spytała, a ten założył ręce na piersi.-Czyli nie chcesz zobaczyć co ci kupiłam podczas wyjścia do Hogsmeade, co?

   Chłopak sięgnął po pakunek, nawet nie patrząc na Tianę. Ta śmiała się pod nosem, pamiętając jak było gdy mieszkała w Wiltshire. Trochę za tym tęskniła…

   Draco rozerwał grafitowy papier i spojrzał na kuzynkę z szeroko otwartymi oczami. Ta uśmiechnęła się szeroko, wiedząc że od środka zalewa go nostalgia.

– Naprawdę?-zdziwił się.
– Spytałam. Prosto z Hiszpanii.
– Nie…
– A jednak-uśmiechnęła się promiennie.-Weszłam do Zonka i była dostawa, a czarodziej, który je przetransportował mówił wyłącznie po hiszpańsku, więc…
– Wszystko rozumiałaś?-spytał uśmiechniety blondyn, a jego srebrne oczy błyszczały radośnie.
– Większość-zaśmiała się.
– To ile ty znasz języków?-zdziwił się Nott, który nagle postanowił dać o sobie znać.
– Francuski i angielski znamy wszyscy…-zaczęła.-Ja i Draco uczyliśmy się jeszcze łaciny. A ja dodatkowo znam jeszcze trochę hiszpańskiego.
– Czyli…-Theodore wyraźnie próbował obliczyć wszystko w głowie.-Czyli wychodzi na to, że…
– Zna cztery, Theo-przerwał mu Blaise.-Na numerologię to ty raczej nie pójdziesz, co?-dodał.

   Tak rozpoczęła się ostra wymiana zdań nad stołem zastawionym pysznymi daniami. Tiana uśmiechnęła się kącikiem ust.

– No, ale co mu dałaś?-zapytała nagle Pansy.
– Cukierki anyżkowe pani Almy Rodriguez-odparła Black.-Draco je ubóstwia. Ja zresztą też.
– Anyżek!?-oburzył się Nott, odwracając głowę w stronę blondyna.-To takie samo ochydztwo jak lukrecja!
– Ja tam lubię-stwierdził Draco.-Dzięki… Szyszymoro.
– Nie ma za co.
– Chwila-odezwał się Blaise.-Szyszymo…?

   Nie zdążył dokończyć. Wszyscy spojrzeli nad głowę Tiany, za którym unosił się bukiet białych lilii. Dziewczyna odwróciła się w tamtą stronę, zdając sobie sprawę, że patrzy na nią conajmniej pół szkoły.

   Bukiet zasłaniał twarz czarodzieja, jednak ona nie miała żadnych problemów z rozpoznaniem kto je trzymał.

– Hej, Tiana.

   Michael uśmiechnął się lekko, a róż wpłynął na jego policzki, gdy dziewczyna wstała od stołu. Własnie wtedy Black zauważyła Lucasa, Adriana i Venus, którzy ledwo zdążyli wejść do Wielkiej Sali.

   Jednak w tamtym momencie to nie oni byli ważni.

– Mike?-zdziwiła się Black, patrząc chłopakowi prosto w oczy.-Co…?
– To w ramach podziękowania za zeszły rok no i… I za to, że zgodziłaś się na wspólne wyjście do Hogsmeade-dodał nieco ciszej.
– Ja…-zaczęła oniemiała.-Dziękuję. Są piękne.
– Ty też…-wyszeptał ślizgon, a Tiana walczyła ze swoimi uczuciami, które chciałyby wypłynąć na jej blade policzki.
– Zaniosę je do dormitorium-powiedziała.-Żeby nie zwiędły podczas uczty…-dodała, uśmiechając się promiennie.
– Masz gest-usłyszała głos Pansy, która najwyraźniej zwracała się do Michael'a.

   W drzwiach minęła swoich przyjaciół i Venus, by z rozanieleniem ruszyć w kierunku lochów.

   Jak powiedziała, tak zrobiła. Pokój wspólny był pusty, a w ramach obrazu nie można było odnaleźć Fineasa. Wręcz zbiegła po schodach, otwierając drzwi do dormitorium. Przetransmutowała jedwabną chusteczkę w wazon i napełniła go wodą za pomocą zaklęcia aquamenti. Już miała wyjść spowrotem do Wielkiej Sali, gdy usłyszała krzyki z pokoju wspólnego.

– Cisza! Cisza!-krzyczał jeden ze starszych ślizgonów.-Uspokójcie się!

   Tiana przebiegła między tłumem przerażonych ślizgonów, zauważając Michael'a.

– Co się stało?-spytała.
– Troll w zamku-odparł, patrząc na prefektów.-Quirrell wbiegł do Wielkiej Sali, powiedział, że to monstrum jest w lochach i Dumbledore…
– Kazał wszystkim iść do pokojów wspólnych-dokończyła, czując wściekłość.

   Wiedziała, że Michael chciał powiedzieć „a nie mówiłem”. Jednak się powstrzymał, za co była mu wdzięczna.

   Miał rację. Dumbledore faktycznie był na nieodpowiednim dla niego miejscu. I to samo powiedział Aberford…

– Gdzie Draco?-otrząsnęła się nagle, rozglądając w tłumie.
– Tam!-odparł Michael.

   Palcem wskazywał na grupę pierwszaków, stojących przy portrecie Fineasa. Tiana nie patrzyła na Ambinga. Przecisnęła się między uczniami, kierując się do portretu przodka.

– Adara!-krzyknął uradowany.-Cóż to za zgromadzenie?
– Dumbledore…-zaczęła, a ten machnął ręką, by już nic nie mówiła.
– To ja wiem, że was tu wysłał. Ale z jakiego powodu?
– Troll w lochach-odparła.-Ciekawe gdzie znajduje się pokój wspólny ślizgonów, co?

   Fineas zamrugał kilka razy, by zakląć siarczyście po łacinie i zniknąć z ram. Tiana odwróciła się do prefekta, który wypytywał pierwszorocznych czy czegoś potrzebują.

– Ja się nimi zajmę-powiedziała.-Będą w moim dormitorium. Mam wystarczająco dużo miejsca, by pomieścić tę czwórkę.
– Dzięki, Black-odparł.-Dumbledore to serio nieodpowiedzialny skur…-wyraźnie ugryzł się w język.-Za młodzi są-dodał i zniknął.
– Ferajna, za mną-poleciła Tiana, patrząc na Draco, Pansy, Blaise'a i Theodore'a.-Zaraz zawołam jakiegoś skrzata, żeby przyniósł wam kakao-dodała, otwierając przed nimi drzwi do swojego pokoju.

   Dumbledore naprawdę musiał nienawidzić ślizgonów…

PANNA BLACK I era Golden TrioWhere stories live. Discover now