Jednak masz coś do rudzielców?

675 78 7
                                    

– Dobra, ustalmy historię twojego życia.

   Lucas po raz pierwszy był tak bardzo poważny. Jego brwi były ściągnięte do granic możliwości, usta wykrzywione w niezbyt pasującym mu grymasie, a oczy wpatrzone w drzwi Dziurawego Kotła z pewnego rodzaju wyzwaniem. Dla Tiany było to coś nowego. Chłopak zmienił się w ciągu wakacji. Stał się bardziej… odpowiedzialny. Dwa miesiące rozłąki jednak robiły dużą różnicę.

– Jesteś czarodziejem półkrwi z…
– Ze Szwecji-podsunęła Black.
– Ze Szwecji?-zdziwił się blondyn, a ta tylko wzruszyła ramionami.-Niech będzie.
– Twoja matka jest ze Szwecji i jest mugolką. Ojciec Brytyjczyk, którego nigdy nie poznałeś, bo zginął na wojnie. Był mugolakiem-ciągnęła dalej Tiana.
– Wiecie, że nic z tego nie rozumiem, prawda?-spytał Jake.

   Plan był prosty – zakupy na Pokątnej. Jednak Lucas upierał się, że Jake nie może zostać sam w Wool's ze względu na opiekunki, które z miesiąca na miesiąc robią się coraz gorsze. Tiana zdążyła już usłyszeć, że codziennie rano dwójka jej znajomych wymykała się jeszcze przed śniadaniem i wracała tuż po kolacji. Woleli nie mieć do czynienia z tymi „wrednymi jędzami”.

– Wiemy-stwierdził McKinnon.-To raczej takie ustalenia dla mnie i Tii.
– Żebyśmy mogli wcisnąć jakiś kit, kiedy ktoś się za bardzo zainteresuje. Dlatego twój ojciec był mugolakiem-uśmiechnęła się.
– Dobra, róbcie co chcecie. Ja chcę tylko zobaczyć magiczną ulice w samym środku Londynu-zaśmiał się rudzielec, a pozostała dwójka mu zawturowała.

   Niepostrzeżenie przeszli przez bar, dostając się do tylnych drzwi. Tiana wyciągnęła różdżkę i dotknęła nią odpowiednich cegieł. Przejście się otworzyli, a wzrok ślizgonki padł na Lewisa.

   Jeszcze nigdy nie widziała go aż tak oczarowanego. Lucas chwycił go pod ramię, prowadząc prosto w tłum czarodziejów. Jake zdawał się być w transie. Rozglądał się na wszystkie strony, próbując ogarnąć wzrokiem wszystko, co napotkał.

– Tu jest cudownie-stwierdził.-Gdzie najpierw?-spytał rozochocony.

   Tiana i Lucas wymienili spojrzenia. Doskonale wiedzieli, że szkolne zakupy nie mogą się obyć bez jednego przystanku.

– Idziemy do pana Fortescue-oznajmił puchon.

*'*

– FRED! GEORGE! ZATRZYMAĆ SIĘ, ALE JUŻ!
– O nie…-westchnęła Tiana.

   Siedzieli już w lodziarni, pałaszując swoje pucharki lodowe. Pełne były bitej śmietany, mrożonego deseru, różnych posypek, które strzelały na języku i sprawiały, że twój głos zmieniał barwę oraz owoców, orzechów i wszystkiego, czego mogli sobie zapragnąć. Wystarczyło, że podeszli do lady, a pan Fortescue już wiedział jakich smaków będą spragnieni. Tiana, jak zwykle, czekolada i wiśnia z bitą śmietaną oraz polewą zmieniającą długość jej włosów. Lucas? Lody o smaku szarlotki i wanilii, na to bita śmietana i PEŁNO pianek. Jake, z kolei, otrzymał połączenie granata, pomarańczy i śmietanki. Na wierzchu, rzecz jasna, bitą śmietana, ale ponadto zamrożona zaklęciem czekoladowa żaba, która wywołała największą furorę, gdy zaklęcie przestało działać i zeskoczyła chłopakowi na kolana.

– Co? Co się stało?-spytał Lewis, słysząc westchnięcie Black.
– Weasley'owie…-mruknął Lucas.

   Sekundę później można było zauważyć huragan dwóch rudych głów, pędzący prosto do lodziarni. Zatrzymali się jednak, kiedy zobaczyli Tianę, Lucasa i jeszcze jednego chłopaka, którego kompletnie nie znali. Jeden wyglądał na zdziwionego, drugi na chętnego do kłótni.

– O no proszę, proszę…-zaczął ten drugi, którego ślizgonka rozpoznała jako George'a.-Czyżby to nie nasz ulubiony kwartet? Gdzie macie Cregence i Pucey'a?
– Nie twoja sprawa, Weasley-warknął Lucas, wstając od stołu.
– Co? Już siedzą w Azkabanie?-dopytywał George.-W takim razie teraz wasza kolej, co?
– Zamknij się, dobrze ci radzę-syknął Jake.

   Tiana wiedziała, że chłopak się przyłączy. Mógł nie rozumieć o czym mówił Weasley, ale Jake nigdy by nie pozwolił, żeby ktoś krzywdził jego bliskich. A zwłaszcza Lucasa. Poza tym Lewis nigdy nie potrafił siedzieć z boku i patrzeć, aż sytuacja sama się rozwiąże. Było to iście… gryfońskie. Przynajmniej tak uważała Black.

– A ty to kto? Następny krewny śmierciożerców?-zaśmiewał się George.
– Zamknij się, powiedziałem-głos Jake'a brzmiał tak, jakby za chwilę miał eksplodować.
– Bo co? Rzucisz na mnie Avadą?
– George, daj spokój…

   Wszyscy spojrzeli na drugiego z bliźniaków w osłupieniu. Tiana patrzyła na niego z wdzięcznym wzrokiem. Nie sądziła, by ktokolwiek się domyślił, że to JEJ szaty z pierwszej klasy, z których Stworek odpruł wszelkie ślady po Slytherinie, zostały dostarczone do Ginny. W końcu Tiana miała dwa zestawy, mogła sobie na to pozwolić, a jednego w ogóle nie używała. Dlatego wysłała jedną z szat pocztą do Ginny. Wraz z kilkoma groszami na podręczniki. Dwa dni później dostała list od pani Weasley, która chciała odesłać wszystko, co dostała. Kobieta jako jedyna się domyśliła. Jednak Tiana zaprzeczyła. Zaprosiła Molly do siebie, dając jej do zrozumienia, że tutaj nie chodzi o pieniądze, ale o Ginny. Tiana nie chciała, żeby dziewczyna nosiła ubrania po starszych braciach, a jej szaty były całkowicie nowe i nieużywane.

   Ślizgonka wątpiła, by pani Weasley powiedziała o całej sprawie któremuś z synów. Dlatego zdziwiło ją to, co zrobił Fred. Nie miał żadnego powodu, by tak postąpić. A jednak… Tiana spojrzała mu w oczy. Zdawała sobie sprawę, że wymiana spojrzeń trwała trochę zbyt długo, jednak nie zamierzała się tym przejmować. Ustami wypowiedziała nieme "dziękuję", a chłopak skonał jej głową.

– Chodź, Georgie-powiedział rudzielec z uśmiechem.-Zobaczmy co dla nas ma Fortescue-dodał, przepuszczając brata przed sobą.
– Ale… ale… ugh! No dobra. Oby były dzisiaj lody śliwkowe-mruknął, znikając za drzwiami.

   Fred zatrzymał się na chwilę i zmierzył Jake'a wzrokiem. Następnie znów spojrzał na Tianę, przywdziewając figlarski uśmieszek.

– Co, Black? Jednak masz coś do rudzielców?-spytał i również zniknął za drzwiami.

   Zapanowała cisza, którą przerwał śmiech Jake'a. Czarodzieje spojrzeli na niego ze zdumieniem.

– Nie widzicie tego?-spytał Lewis, kiedy szli już na spotkanie z Venus i Adrianem.-Zatrzymał brata dla ciebie, Tiana. A ten tekst? No błagam! Podobasz mu się!
– Co!? Nie! Weasley'owie tacy po prostu są, Jake-oznajmił Lucas.-Wredni i cwani. Zawsze mieszają, żeby potem mieć z tego zabawę. Prawda, Gwiazdko?
– Co? Tak, oczywiście. Masz rację…-oznajmiła, patrząc ukradkiem jak dwie rude głowy zajmują stolik na podwórku.

   Co jeśli Jake miał rację? Nie, to nie mogła być prawda. W końcu Weasley'owie zawsze byli dla nich wredni, a nawet jeśli nie, to potem kończyło się to okrutnym kawałem. Jake ZDECYDOWANIE nie miał racji.

PANNA BLACK I era Golden TrioWhere stories live. Discover now