Bal Bożonarodzeniowy

922 98 172
                                    

   Tiana siedziała na dziedzińcu. Śnieg delikatnie zlatywał na ziemię, jakby był piórkiem przesuwanym na wietrze. Kręcone włosy co chwilę przysłaniały dziewczynie widoczność, gdy tylko podmuch stawał się odrobinę silniejszy. Palce odmarzały jej od niskich temperatur i tylko ciągłe przewracanie stronic grubej księgi ratowały je od odmrożenia. Głucha cisza otaczała cały zamek od zewnątrz. W środku panował gwar i harmider, jednak obecność śniegu, który opadał na wszystko, co było w jego zasięgu, sprawiał, że wszystko zdawało się spokojniejsze, cichsze i w pewien sposób idylliczne.

– Feliz Navidad-usłyszała nagle brunetka.

   Spojrzała w górę, natrafiając na pewnego chłopaka. Brązowa, opalona skóra, czarne i kręcone włosy oraz złociste oczy. Wpatrywały się w ślizgonkę z wyczekiwaniem. Dziewczyna przesunęła się, robiąc miejsce, by chłopak mógł usiąść obok niej na kamiennej ławce. Tak też zrobił. Spojrzał na książkę, którą zielonooka trzymała w dłoniach i uśmiechnął się delikatnie.

– Gracias, Carlos-powiedziała.-Ale nie musiałeś mi nic dawać.

– To w ramach podziękowania-odparł, a nastolatka zmarszczyła czoło.

– Podziękowania?

– Za to, że idziesz ze mną na ten nieszczęsny bal-oznajmił, wzruszając ramionami.-Poza tym, miałem wrażenie, że na co dzień raczej nie czytasz hiszpańskiej poezji. A Antonio Machado jest warty uwagi.

– Czyli tak naprawdę uznałeś mnie za niedoedukowaną w kwestii hiszpańskiej literatury?-spytała, a ten się zaśmiał.

– Claro qué si-odparł.-Który wiersz ci się najbardziej podoba?

   Tiana spojrzała na Hiszpana. Nie rozumiała go. Wcale. Spędzała z nim trochę czasu na posiłkach. Tak samo z Maliną, czy z Valoise'ami. Jednak to Hiszpan był najdziwniejszym obrazkiem. Istna zagadka. Skryty, cichy, a jednak język potrafił mieć cięty jak brzytwa. Ciekawa osobistość...

– "Siempre fugitiva y siempre*"-odparła brunetka.

   Carlos uśmiechnął się, słysząc jej odpowiedź. Mało osób zwracało uwagę na ten wiersz. A tu proszę...

– Siempre fugitiva y siempre cerca de mí, en negro manto...

– ...mal cubierto el desdeñoso gesto de tu rostro pálido-Tiana dokończyła fragment.

– Jakiś specjalny powód, że akurat to ten wiersz?-spytał Rodriguez.

– Sama nie wiem...-mruknęła ślizgonka.-A ty masz jakiś specjalny powód, przez który nie chciałeś iść na dzisiejszy bal?

– Touche-zaśmiał się.-Ale tak. Był powód...-westchnął.-Chodzi o to, że mieszkam z rodzicami i prababcią Irią. No i zawsze jak są takie wielkie uroczystości, widzę babcię przed moimi oczami. Miała dwójkę dzieci, a jedyną córkę straciła na takim balu. Został jej tylko mój dziadek Miguel. Dziadek podobno kiedyś odnalazł siostrę, ale ta nie chciała utrzymywać kontaktu. Podobno pisał do niej listy, a ona odpisywała, jednak z Irią nigdy się nie skontaktowała i zakazała dziadkowi informować Irię co działo się w życiu jej córki. Nie wiem co się między nimi stało, ale coś musiało. A nikt o tym nie mówi... Za każdym razem widzę smutek babci Irii, kiedy organizowane są przyjęcia. Jakoś ciężko mi tak wyjść i się cieszyć, kiedy widzę w pamięci jej gorycz.

   Tiana siedziała cicho, słuchając opowieści chłopaka. Chyba po raz pierwszy odkąd przyjechał do Hogwartu, faktycznie się otworzył. Faktycznie dał się w jakiś sposób poznać...

– Od dziadka wiem tylko tyle, że jego siostra miała syna. Może ten syn ma dziecko? Nie mam pojęcia... Może udałoby mi się czegoś dowiedzieć, gdyby tylko ktoś mi powiedział o co Pera pokłóciła się z Irią...

PANNA BLACK I era Golden TrioWhere stories live. Discover now