18. Uwolnić Percy'ego

995 63 9
                                    


– To się nie uda – stwierdziłam, gapiąc się na ciemny budynek.

– Mówiłem, że to ryzykowne.

– No ale Percy... – jęknęła Dalia.

– Jak nas złapią, wyprę się wszystkiego, w tym tego, że w ogóle wiem, jak się nazywacie.  

– Wcale nas tym nie zdziwiłeś, Luis.

Mnie za to zdziwiło, że Mon siedzi cicho. Zazwyczaj byłaby tą, która najgłośniej namawia do zrobienia czegoś głupiego. 

– Wszystko w porządku? – spytałam, trącając ją łokciem. 

– Mhym... – mruknęła, zapatrzona w przestrzeń za płotem. 

Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy rozbrzmiał dźwięk otwieranej kłódki. 

– Jeśli faktycznie nas złapią... – powiedział Matthias, pchając furtkę w płocie – kryję tylko Emily. Wy się sami ratujcie.

– Nawet na to nie liczyliśmy – wzruszył ramionami Luis, przechodząc na drugą stronę – Od  początku wiemy, kto jest mamusi ulubieńcem.

Ach, uwielbiam męskie przyjaźnie. Nigdy nie wiadomo, czy droczą się, bo się lubią, czy przygotowują plan totalnej anihilacji obcego samca, który wlazł im na terytorium. 

Budynek oceanarium jest zamknięty. Trudno się dziwić, bo droga wrzasków i zakrętów wydawała się nie mieć końca, więc na miejsce dotarliśmy grubo po północy. Plan jest banalnie prosty. Matthias wpuszcza nas kluczem, który wciąż ma po tym, jak tutaj pracował w poprzednie wakacje. Wyłączamy monitoring, podrzucamy Percy'ego do basenu ze skorupiakami i wychodzimy tą samą drogą.

Innymi słowy, nie ma żadnych szans, aby to się udało. A jako że misja jest skazana na porażkę, zamiast się wycofać, przeszliśmy przez ogrodzenie. 

Plac jest całkowicie pusty. Nie palą się żadne światła i jest całkowicie cicho, więc gdy włączyła się fotokomórka, prawie dostałam zawału. Idziemy gęsiego. Matthias przodem, za nim Luis, w środku Dalia z Mon, a ja na końcu. To byłoby idealne miejsce, gdyby nie to, że w horrorach osoba idąca jako ostatnia zawsze ginie jako pierwsza.

– Ej, słuchajcie.... – szepnęłam, zestresowana rozglądając się na boki – a może zadzwonię do Aleksa?

– Nie! 

W sekundę cztery twarze obróciły się do mnie z jawnym przerażeniem w oczach. 

– No nie wierze – wyrzuciłam ręce na boki – Wy się serio go boicie.

– Jak coś pójdzie nie tak to zadzwonisz do niego rano.

– No właśnie – zawtórował Luis, pierwszy raz zgadzając się z czymś z Matthiasem – Budzenie w środku nocy księcia ciemności to beznadziejny pomysł.

Aha, czyli nie tylko ja go tak nazywam. Nie wiem, czy powinno mnie to cieszyć czy niepokoić.

Podeszliśmy do drzwi wejściowych, nad którymi wisi szyld z uśmiechniętymi delfinkami, które podrzucają gumowe piłki. Muszę się na niego napatrzeć, bo to ostatnie, co widzę przed zamknięciem w więzieniu. Potem już tylko zobaczę, jak sędzia posika się ze śmiechu, gdy będzie czytał nam zarzuty. 

O ile w ogóle dożyję rozprawy i nie zginę w zamieci śnieżnej, którą Aleks rozpęta swoją wściekłością, gdy tylko dowie się o wszystkim. Czemu ja nie potrafię uczyć się na błędach? No czemu? 

Zabrzęczały odblokowane zakładki w zamku. Matthias otworzył drzwi i wsunął się do środka. Zaraz za wejściem jest mały hol oddzielony od recepcji szklaną szybą. Ponoć tylko w tym miejscu nie ma czujników ruchu, a to dlatego, że na ścianie wisi skrzyneczka, która obsługuje cały system ochrony. Średnie rozwiązanie, jeśli mam być szczera. Na tyle proste, że nawet zgraja totalnych laików przestępczych wymyśliła jak je obejść. 

Buty do spierdalaniaWhere stories live. Discover now