12. Komplementy w keczupie

730 60 11
                                    


– Przyznaję, że to była długa i wyrównana walka, ale tu i teraz nastanie jej koniec.

Jedną dłonią chwyciłam rąbek bluzki, a drugą obróciłam papierową kulkę schowaną za plecami. Z zawzięciem spojrzałam na swoich przeciwników. Wszystko postawiłam na ten plan. To będzie moje bezapelacyjne zwycięstwo. Innego rozstrzygnięcia nie akceptuję.

Wzięłam głęboki wdech i szybko pociągnęłam bluzkę, a ochroniarze odwrócili twarze w przeciwne strony. Nie skapnęli się, że mam podkoszulkę i tyle w tym seksapilu co w zasmarkanej chusteczce, więc swoją rolę dywersyfikacyjną wypełniło. Gdy tylko przestali na mnie patrzeć, rzuciłam zmiętoloną kartką w policzek A.

– Kurwa – szepnął, a B zaśmiał się cicho.

– Jest! W końcu! – podskoczyłam z radości, zaciągając jednocześnie bluzkę – Odezwał się, słyszałaś? Wygrałam!

Obróciłam się do Oliwi, która leży na recepcji, chrumkając ze śmiechu.

– Nie wierzę, że to zrobiłaś – powachlowała się dłonią, wypuszczając krótkie oddechy – Przez ciebie tusz mi się rozmazał.

– Każde zwycięstwo okupione jest hektolitrami wylanych łez – podeszłam do niej w marszu glorii i chwały, po czym wyciągnęłam dłoń – A teraz czekam na swoją nagrodę.

– Przestań torturować ochroniarzy.

Odwróciłam się ku źródle męskiego głosu. Nico stoi przy windach ze splecionymi rękami, nieudolnie próbując zachować powagę.

– Wcale ich nie torturuję. Prawda, A i B? Nie mam aż tak tragicznych piersi, aby patrzenie na nie było torturą.

– Nie wypowiem się na temat atrakcyjności wymienionej przez ciebie kwestii – stanął naprzeciw ochroniarzy – A wy?

– Oczywiście, że nie, panie dyrektorze.

– Skądże, panie dyrektorze.

Niewiary-kurwa-godne. Ja męczyłam się całymi miesiącami, aby wydobyć z nich choć jedno słowo, a jemu wystarczyło zadać pytanie, aby oboje mu odpowiedzieli. I to pełnymi zdaniami! Dupek umniejszył tym mojemu zwycięstwu. Do tego każdy z ochroniarzy się nagle usztywnił. Znaczy się, oni cały czas stoją jak posągi, ale teraz mam wrażenie, że nawet przestali oddychać.

– To lepiej ty przestań ich straszyć! – krzyknęłam, bo wiadomo wróg wroga jest twoim przyjacielem, a ja ochroniarzy kocham jak przybranych ojców – Cali się przez ciebie spocili.

– To powinni zmienić mundury na letnie, prawda? – spytał z uśmiechem, który jest tak milusi jak żyletka.

– Słusznie, panie dyrektorze.

– Ma pan rację, panie dyrektorze.

I tą żyletką uciął im jaja jak cholernym shurikenem. 

– Kiedy skończysz już urozmaicać pracę ochroniarzom – powiedział do mnie, wychodząc z Kuźni – to będę czekać w samochodzie.

Westchnęłam nad utraconym poczuciem triumfu i obróciłam znów do recepcjonistki.

– Sama nie wiem, czy bardziej podziwami cię za złamanie ochroniarzy czy pyskowanie dyrektorowi – sięgnęła pod ladę i wręczyła mi pokaźną bombonierkę – ale w pełni zasłużyłaś.

Zadowolona odebrałam słodycze, zabrałam też z recepcji kawę, która tu wcześniej sobie przyniosłam i ruszyłam do drzwi, przystając jeszcze pomiędzy swoimi przeciwnikami.

– Do następnej rundy, A! – klepnęłam mężczyznę po ramieniu, po czym obróciłam do drugiego – Zaś ty, B, nie myśl, że ci się upiecze. Będziesz następny.

Buty do spierdalaniaWhere stories live. Discover now