10. Zaczarowany

743 65 15
                                    


Wyznaję jedną zasadę na kacu: jeśli już odważysz się coś jeść to niech to będzie warte ryzyka zwrócenia tego. Dlatego jem cieplutkie tosty z wylewającym się tłustym serem. 

Kręcąc się na wysokim stołku, zlewam się z tłem. Nie jest to zajęcie wymagające, ponieważ barowe tło składa się z równie zdechłych studentów prowadzących drętwe rozmowy przy stolikach i zbierających siły, aby wrócić do domu po całonocnej libacji. 

Przede mną Alice zmywa naczynia, a na ladzie między nami stoi talerzyk z drugim tostem, którego dla mnie przygotowała, gdy tylko zwlekłam się z mieszkania brata.

– Przepraszam – mruknęłam, wygryzając się w chrupiącą skórkę.

– Za co? To nie mi obrzygałaś łazienkę.

– Ale miałam cię za wredną sukę – pociągnęłam tost, a między nim a moimi ustami powstał żółty mostek, który trwał niezniszczalny dopóki nie wyprostowałam całego ramienia.

– Ja ciebie za rozwydrzoną ciamajdę, więc jesteśmy kwita – obróciła się do mnie, wycierając dłonie w ściereczkę.

– A jak tam... – wciągnęłam ser i wytarłam brodę – sprawy z Luke'iem?

– Nijak – rzuciła ścierkę na bok i oparła łokcie o blat, bawiąc się rzemykową bransoletką – Myślałam, że coś z tego będzie, gdy mi to dał, ale na tym się skończyło. Powoli tracę nadzieję.

Jak dla mnie to, że jeszcze jej nie straciła jest niewiarygodne. Jeździ po zaopatrzenie, ogarnia nawalonych klientów i nic za to nie bierze. Doceniam jej upór, bo większość kobiet już dawno by sobie odpuściła, a Alice nie mogąc być kimś więcej, jest po prostu dla Luke'a przyjaciółką. Jakoś już się do niej przyzwyczaiłam i gdyby nagle zaczął kręcić z kimś innym, byłoby mi jej szkoda.

– Daj mu czas – powiedziałam – Rzadko kiedy utrzymywał z kimś kontakt dłużej niż trzy miesiące pod rząd.

– Jak tam, tancereczko? – spytało źródło plotek, wychodząc z zaplecza ze skrzynką piwa – Może buteleczkę?

Na myśl o alkoholu tost mi się cofnął. Szajbus zaśmiał się, wyciągając butelki, a Alice zaczęła ustawiać je na blat. Chyba powinnam się jej odwdzięczyć, szczególnie że pożyczyła mi bluzkę i spódnicę, bo ostatecznie zapomniałam zabrać swoje ubrania z Olafka. No dobra, trzeba obudzić w sobie Kupidyna.

Weszłam za ladę, czekając na odpowiedni moment. Gdy Szajbus stanął za Alice, aby doposażyć najwyższą półkę, uniosłam nogę i kopnęłam go w tyłek. Poleciał do przodu i wpadł na jej plecy. Szybko oparł się obiema rękami o ladę, więc jej nie zgniótł, a Alice zesztywniała utkwiona między jego ramionami.

– Brzydal, kurwa! – krzyknął, odrywając się od niej, a ja wyszczerzyłam się, bo zrobił to o kilka sekund za późno.

– Sorka, sorka. Złapał mnie skurcz łydki.

Uderzył otwartą dłonią w tost, który trzymam w buzi aż nieprzyjemnie przejechał mi po zębach. 

– Ej! – krzyknęłam, nadstawiając dłonie, aby złapać lecące okruszki. 

– Sorka, skurcz – zmałpował mnie, posyłając wredny uśmiech. 

Gdy stanął do mnie plecami, wychyliłam się w stronę zszokowanej i zarumienionej Alice, mówiąc niemo: Podziękowanie za śniadanie. Potem zabrałam talerzyk i weszłam w głąb baru.

Podeszłam do kanap, na których Flavio pochyla się nad Antonem, pokazując mu coś w zeszycie. Na stole leży otwarta książka, a pod nim plecak. Chłopak wygląda zupełnie inaczej niż przy pierwszym spotkaniu. Dalej ma niebieskie włosy, kolczyki i fiołkowe oczy, ale rockową stylówkę łagodzi szara marynarka i rozwiązany krawat w czerwoną kratę.

Buty do spierdalaniaWhere stories live. Discover now