30. Mistrz Marionetek

807 64 28
                                    


Dziennik Piekielnik

Notatka odręczna:

Szanse na przeżycie udaru to średnio 50%, uderzenia pioruna jakieś 70%, a spotkania z Richardem Blair okrąglutkie zero. 


*

"Migdałowe to jest mleko, zaś za odczuwanie strachu odpowiada ciało migdałowate. Na przyszłość zjedz śniadanie przed lekcją, bo myślisz wyłącznie żołądkiem".

Właśnie tak podsumowała mnie nauczycielka biologii. Do dziś pamiętam jak nie mogłam skupić się na słuchaniu, bo jedno oko uciekało jej na lewo. Niewiedza, czy patrzy akurat na mnie, czy na tablicę była najbardziej upiorną rzeczą pod dachem liceum.

Aktualnie oddałabym wszystko, aby jąkać się podczas odpytki z przerabianego materiału niż wisieć nad przepaścią niczym Mufasa. Chęć zepchnięcia mnie czai się w głębi wypalonych oczu Skazy. Jest scalony z nim jak diamenty ze spinkami do mankietów i wszyty w srebrne inicjały RB na krawacie.

Głęboki wdech z przepony. Przepchnąć powietrzę niżej i przytrzymać. Po dwóch sekundach przełknęłam ślinę. Po czterech dygotanie nóg zaczęło ustępować. Przy pięciu opanowałam szok na tyle, aby rzucić zaklęcie obronne:

– Aleks!!!

– Co się sta...? 

Na widok niezapowiedzianego gościa, oczy wiecznie opanowanego księcia ciemności zmieniły się w spodki kosmiczne. Odzyskał mowę jednak znacznie szybciej niż ja. Stanął za mną, roztaczając mroczne skrzydła nad całym swoim gniazdem. Splótł dłonie na plecach i tonem tak spokojnym, jakby zstąpienie przed próg Niszczyciela Światów nie było niczym gorszym niż uwalenie biologii, spytał:

– Co cię tu sprowadza, ojcze?

– Chciałem omówić temat synergii północnych filii, jednak... – spojrzał na niego, na mnie i znów na niego – dużo ciekawsze wydaje mi się teraz to, o czym zdaje się zapomniałeś mi wspomnieć.

– Słucham?

Dyskretnie dźgnęłam Aleksa w bok i otaksowałam wzrokiem jego sylwetkę ociekającą aurą dopiero co odświeżonego po wysiłku mężczyzny. Załapał sugestię, więc spojrzeniem posłałam mu propozycję rozwiązania całej tej niewygodnej sytuacji, ale odpowiedź w jego oczach wcale nie jest taka, jakiej bym chciała, czyli, że nie mogę zatrzasnąć seniorowi drzwi przed nosem. 

Ucieczka też nie wchodzi w grę, bo o ile jeszcze starszego pana dałabym radę minąć to z tą dwójka ochroniarzy sterczącą za nim mógłby być już pewien problem. 

– Nie zaprosisz mnie do środka? – spytał, przechylając głowę z rozbawieniem, które niewątpliwie tylko jemu się udzieliło.

– Dokończymy rozmowę innym razem, Emily. 

– Ależ nie ma potrzeby, aby panna Scarlet wychodziła – wręczył synowi płaszcz z przyzwyczajeniem kogoś, kto ma w domu służbę i jako pan i władca każdego metra kwadratowego planety wszedł do środka – Skoro bez przerwy przewija się tu i ówdzie to chyba nadszedł moment, aby lepiej się poznać.

Ale ja wcale nie chcę go poznawać. To co już wiem wystarczająco mnie przeraża. Nie potrzebuję kolejnych inspiracji do koszmarów. Niestety, rozsiadł się w fotelu zanim zdążyliśmy wymyślić wymówkę. 

Choć może to domena wszystkich rodziców. Mam nawet teorię, że ich kod genetyczny zmienia się w chwili pierwszego krzyku noworodka. Uruchamia się wtedy piąty element DNA zwiększający zdolności śledcze kosztem wyłączenia potrzeby obdarzania dzieci prywatnością. W efekcie taki zainfekowany rodzic zyskuje niekwestionowane prawo wchodzenia bez pukania i przyłapywania swych potomnych w krępujących sytuacjach. 

Buty do spierdalaniaWhere stories live. Discover now