31. Przepis na katastrofę

681 55 25
                                    


Po co bogowie dali ludziom łokcie? 

Otóż, właśnie na takie sytuacje, gdy stoisz przed panelem windy i obie ręce masz zajęte podstawkami z kawą na wynos. Próbując nie przechylić żadnego z dwudziestu kubków, użyłam trzeciej ręki, aby wcisnąć przycisk i po chwili rozpostarły się przede mną parne tropiki. 

– Zbiórka, żołnierze! Pora na toast! – krzyknęłam, rozglądając się po... totalnym chaosie – Albo i nie.

Obrotowe krzesła jeżdżą od biurka do biurka, drukarki krztuszą się kartkami, a komputery skwierczą od wzmożonego wysiłku. Całe trzecie piętro Kuźni Literackiej wygląda jakby ktoś wrzucił w sam środek dynamit. Nie tego się spodziewałam godzinę przed Wielkim Startem. 

Właśnie tak ochrzciłam (nikogo nie pytając o zgodę) dzień, w którym Szkarłatny Dwór rozjedzie się we wszystkich kierunkach świata, co zostanie uwiecznione mini przyjęciem. Mini, bo będzie na nim zaledwie trzystu Kuźniowiczów, zaś nikogo z zewnątrz, dzięki czemu mogłam przyjść w paperbagach i T-shircie ze SpongeBobem, a nie wciskać się w kieckę. Zero paparazzi oznacza też, że nie trzeba będzie uważać na wszystko, co się mówi i robi. 

Doskonale, bo przez przypadek mogłabym palnąć, że wczoraj rano przyszedł zakaz zbliżania się Dominicka, co oznacza, że kolejny psychol mnie nienawidzi i jeśli kiedyś spiknie się z Marią Melos to będę miała przesrane. Popołudnie spędziłam na komendzie, gdzie dowiedziałam sie, że nie złapali hakera, który włamał się do muzycznej apki i nie mają żadnych poszlak w sprawie kuriera, który zaszczycił mnie misiem-niespodzianką. Wieczorem zaś Aleks poinformował mnie, że nastał koniec ciągnącej się miesiącami rozprawy Dali, przez co całą noc miałam powalone sny, w których gonił mnie wielki bobas wrzeszcząc, że zrujnowałam życie jego matki.

Nie można też zapomnieć o naprostowaniu domysłów Richarda, iż to nie z tym synem, którego podejrzewał, łączy mnie coś więcej niż relacje zawodowe. Groził mojej rodzinie, potem z dupy zaproponował patronat, a ja w niezbyt przemyślanym wybuchu frustracji wyrzygałam mu o kilka słów za dużo. A między tym wszystkim złamałam jedno serce oraz paznokcia.

I nie, wcale nie złamałam go, gdy uderzałam w worek czy skakałam na skakance przy pokrzykiwaniach Szajbusa. Gorzej. Złamałam go, gdy nienawistnie trzasnęłam drzwiami siłowni, lecz nie wyjęłam z pomiędzy nich swojego palca. 

W skrócie, nie powodzi mi się ostatnio najlepiej. 

Odstawiłam kawy na swoje dawne stanowisko, które jest dokładnie takie, jakim je zostawiłam. Myślałam, że Nico odda je komuś innemu, a stoi tu nawet podkradziona kiedyś tablica suchościeralna, jakby już należała do mnie. 

Mimowolnie uśmiechnęłam się na widok moich niedbałych notatek pełnych ozdobnych zawijasów, które tak silnie kontrastują z równym i precyzyjnym pismem Nico. W sumie konkurs na fanarty był naszą pierwszą wspólną pracą, choć kłóciliśmy się wtedy o wszystko. 

– Mówiłem, że jesteś boginią naszego działu – z plikiem kartek w ręku nadciągnął facet, w którego słowniku nie istnieje poszanowanie przestrzeni osobistej i zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku – a każda bogini musi mieć swój ołtarzyk.

– Palicie na nim kadzidełka, gdy mnie nie ma? – spytałam Jeremiego, rzucając wypchany plecak na chyba wciąż moje biurko. 

– Jeszcze lepiej. Gdy jakiś stażysta zawraca nam dupę nieistotną sprawą, mówimy mu, żeby skonsultował ją z drugim zastępcą dyrektora i wysyłamy tutaj.

– Nie dość, że nie pełnię tej funkcji to jeszcze odkąd zaczął się czwarty etap prawie nigdy mnie tu nie ma. 

– Właśnie – zaśmiał się na luzaku, podczas gdy dwa metry przed nami jego zalatany bliźniak zderzył się z Melody wrzeszczącą coś po portugalsku do telefonu.

Buty do spierdalaniaWhere stories live. Discover now