13. Bratnie dusze

776 62 10
                                    


Szósta rano. Kto to widział, aby zaczynać pracę o tej godzinie?

Zwlekałam ze wstaniem z łóżka do ostatniej chwili, więc myję zęby przy najnowszym hicie pod tytułem: Pośpieszający menadżer. Nie wróżę temu kawałkowi wielkiego sukcesu. Po czwartym razie zaczyna denerwować. Pora zmienić dzwonek na przychodzące połączenie.

Wsunęłam bluzę (tym razem ukradłam Szajbusowi szarą z kangurami w rękawicach bokserskich) i zaczęłam szukać odpowiedniego kawałka. O, to będzie idealne. Zmieniłam dzwonek i otworzyłam walizkę. Miałam spakować się wczoraj, ale Mon wpadła do mojego pokoju z nową polecajką serialową i do północy śledziłam losy Esmeraldy i Hulio.

Co ja w ogóle mam ze sobą zabrać? Nie mam pojęcia, co się może przydać. Włożyłam kosmetyczkę, bieliznę i dwa zestawy ubrań. Coś jeszcze? Piżama. Gdy ruszyłam do szafki, telefon zadzwonił piąty raz. Ech. No czego on nie zrozumiał w wysłanej kwadrans temu wiadomości, że będę za pięć minut?

Spakowałam piżamę, pluszowego jamnika, żeby móc w razie czego postraszyć nim dobermana, a także powieść do poczytania, po czym w końcu zamknęłam walizkę. No prawie, bo nie dopięła się póki nie przycisnęłam jej kolanem.

Na koniec nasypałam kotom karmy i ciągnąc bagaż, wyszłam z mieszkania. Gdy zamknęłam drzwi, znów rozbrzmiała Taylor Swift, więc wyszłam na ulicę, śpiewając razem z nią:

Nice to meet you, where you been? 

– Co do chuja? – spytał Nico opierający się o maskę samochodu, a moje spektakularne wyjście zaskoczyło go do tego stopnia, że zapomniał zakończyć połączenie.

– I could show you incredible things. Magic, madness, heaven, sin – wyliczyłam na placach, przykładając telefon do ust jak mikrofon. 

– Mhym... już się nie mogę doczekać – zironizował. 

– Saw you there and I thought: Oh my God, look at that face! –  wskazałam na niego – You look like my next mistake.

Wybuchł śmiechem, a melodia zamilkła. No, może to oduczy go wydzwaniania milion razy pod rząd. Zabrał moją walizkę, aby włożyć ją na tylne siedzenie, a ja zajęłam miejsce z przodu.

– Dwadzieścia minut spóźnienia – stwierdził, uruchamiają silnik.

– No co ty gadasz? Tak szybko się wyrobiłam?

– Gdybyś była punktualnie, miałabyś ciepłą kawę.

– To już jakaś motywacja, żeby ograniczyć spóźnialstwo.

– Kawa za kilka dolarów motywuje cię bardziej niż buty za kilka tysiący?

– Każdy ma jakieś słabości – wyjęłam ze stojaka przy dźwigni zmiany biegów kubek na wynos i ukryłam za nim mały uśmieszek, bo to ta sama słodka latte, którą miałam ostatnio, a którą tak krytykował.

– Oprócz ubrań na drogę, masz coś na konferencję?

– Dwa zestawy, jak w wytycznych – mruknęłam, ziewając – Bogowie, jak ty możesz wyglądać tak żywo o tej godzinie?

– Niedługo też się przestawisz – złapał za swoją personalizowaną kawę, czyli taką jak on, czarną w środku i na zewnątrz, którą wyróżnia nietypowe granatowe wieczko, więc w przeciwieństwie do mojej, pewnie jest z jakiejś prestiżowej kawiarni – ale jak chcesz to prześpij się nim dojedziemy.

Kierowanie jedną ręką nie jest zbyt bezpieczne, ale rzadko kiedy jakaś kobieta to wytknie, bo faceci zawsze wyglądają wtedy lepiej. Czemu? Tego nikt nie wie. Choć nie umiem spać w podróży to chętnie oparłam głowę o fotel z nadzieją, że przynajmniej oczy mi odpoczną.

Buty do spierdalaniaWhere stories live. Discover now