19. Kopciuszek

735 66 39
                                    


Przed twarzą przeleciał mi korek od szampana i wpadł do drinka. 

Obróciłam się do loży nad parkietem, gdzie w ręku Aleks wybucha gejzer piany. Bąbelkowa strużka uderzyła w czarne kanapy, obsypała deszczykiem szklany stolik, aby zakończyć harce na jego garniturowych butach. I to wszystko tylko po to, aby stojąca z tacą kieliszków Monroe osmarkała się ze śmiechu.  

Gdy tylko Aleks otrzepał marynarkę, uraczył ją kazaniem, że podrzucenie mu wstrząśniętego szampana było niegrzeczne, zaś ona jak na dorosłego człowieka ponoszącego konsekwencje swoich czynów przystało, oczywiście kompletnie go nie słucha. Mi jednak starczy wiedzieć, że jest bezpieczna, więc przybiłam piąteczkę tancerce, która zwisa z sufitu na długiej szarfie, po czym odbiłam dmuchaną piłkę, którą tłum przerzuca między sobą. I tak to mniej więcej u mnie wygląda od dwóch godzin. 

Szumi mi w uszach, ale z całych sił wyginam się w rytmie muzyki walcząc z setem, który wydaje się nie mieć końca. Kiedy więc ze stanowiska DJ wystrzeliło finałowe konfetti, ledwo trzymam się na nogach. Dobra, przerwa. 

Zaczęłam się przedzierać przez tłum. Oberwałam przy tym z łokcia i straciłam paznokieć u stopy, gdy ktoś ją nadepnął, ale w końcu dopadłam najbliższą kapliczkę cmentarną, więc jeśli wykrwawię się od ran wewnętrznych to mogą mnie przynamniej na miejscu pochować.

– O bogowie – wysapałam, opierając się o bar obiema rękami – Spaliłam tam chyba racje żywnościowe z całego tygodnia. 

– Tylko żadnego spiedalania przed północą – powiedział Nico siedzący na barowym stołku z, cholera wie którą, whisky. 

Kilka kosmyków spadło mu na czoło, a reszta obraca się we wszystkich kierunkach jak lasery omiatające parkiet. Po wcześniejszym ułożeniu włosów nie ma już śladu, ale podoba mi się taki misz-masz. Lew bez grzywy to nie lew. Nie, chwila. Cofnij i zastąp "podoba" na "bardziej do niego pasuje".  Suche stwierdzenie faktu, jak opinia Harry'ego o nowej paletce do cieni. Tyle i ani włoska w temacie więcej. 

– Niby czemu? – pomachałam do barmana z błaganiem wody pitnej w oczach, ale sądząc po wielkości kolejki umrę z pragnienia zanim do mnie podejdzie – Nie trzeba trwać do świtu, żeby dobrze się bawić. 

– Ale jak uciekniesz to czar pryśnie.

– Zamieniliśmy się na dzisiaj rolami? – odpuściłam sobie wołanie barmana i obróciłam do Nico – Teraz to ty jesteś wróżką i rzucasz czary? 

– Nie, ale jak dobiję do dna tego... – wskazał na stojącą przy jego łokciu butelkę w kształcie sziszy. Metalowa, złota i pełna zdobień wygląda niczym jakiś mityczny artefakt wydobyty z zasypanego piaskami Sahary starożytnego miasta – to niechybnie zmienię się w dżina. 

– I co wtedy? Będziesz spełniać życzenia? 

– Może – uśmiechnął się półgębkiem i mrugnął – Jeśli ładnie poprosisz. 

Wybuchłam takim śmiechem, że prawie to ja tym razem się osmarkałam. 

– No weź. Sam mówiłeś, że spałeś z połową miasta... a przepraszam... kraju, więc na pewno stać cię na więcej niż taki sztampowy tekst. 

– Sztampowy? 

– Widziałam go już w kilku książkach. 

– Ciekawe książki czytasz. 

Natychmiast odwróciłam głowę i zagwizdałam, jakbym nie miała pojęcia, o czym mówi. Ale zdradziły mnie rumieńce, a sądząc po jego gromkim śmiechu bezbłędnie zgadł tytuły w moim folderze oznakowanym jako: Czytać tylko w samotności

Buty do spierdalaniaWhere stories live. Discover now